[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Dlaczego Marrascaud podróżował razem z dwoma członkami swojej bandy i dał się
zwabić w te góry jak mysz w pułapkę? Bez wątpienia mogli się umówić na spotkanie
w bezpieczniejszym, nie tak fantastycznym miejscu - w kawiarni, na dworcu, w
zatłoczonym kinie, w parku... wszędzie tam, gdzie istnieje wiele dróg ucieczki, a nie
tutaj, w tej śnieżnej głuszy wysoko ponad światem. Spróbował przekazać część z tego
inspektorowi Drouet, który ochoczo przyznał mu rację.
- Ależ tak, to fantastyczny pomysł, zupełnie bez sensu.
- Jeżeli mieli się tu spotkać, to dlaczego podróżowali razem? Rzeczywiście, to
całkiem bez sensu.
- W takim razie należy rozważyć drugą możliwość - stwierdził Drouet z zatroskaną
twarzą. - Ci trzej to członkowie bandy Marrascauda, którzy przyjechali tu, by się z
nim spotkać. Wobec tego, kto jest Marrascaudem?
- A co z personelem hotelu?
Drouet wzruszył ramionami.
- O personelu nie ma nawet co mówić. Jest tu staruszka, która gotuje, i jej mąż
Jacques, też staruszek... pracują tu pewnie z pół wieku. Do tego był kelner, którego
miejsce zajÄ…Å‚em, i to wszyscy.
- Kierownik oczywiście wie, kim pan jest?
- Naturalnie. Jego współpraca była konieczna.
- Czy nie odniósł pan wrażenia że on się czymś martwi? - zapytał Poirot.
Zdawało się, że uwaga ta zrobiła wrażenie na inspektorze.
- Tak, to prawda - odparł zamyślony.
- Może on boi się tylko dlatego, że nie chce mieć do czynienia z policją?
- Ale pan myśli, że jest w tym coś więcej? Myśli pan, że on może... coś wiedzieć? -
Tak mi to tylko przyszło do głowy.
- Czy ja wiem? - bąknął posępnie Drouet. Po chwili dorzucił: - Myśli pan, że uda się z
niego coś wyciągnąć?
Detektyw potrząsnął głową z powątpiewaniem.
- Moim zdaniem lepiej nie dać mu poznać, że go podejrzewamy. Niech pan ma na
niego oko, to wszystko.
Drouet skinął głową i ruszył do drzwi.
- Nie ma pan żadnych pomysłów, panie Poirot? Znam pańską reputacje. U nas też
było o panu słychać.
- W tej chwili niczego nie chciałbym sugerować - odrzekł Poirot z wahaniem. - Wciąż
nie rozumiem powodu... powodu, dla którego ktoś chciałby się spotykać w takim
miejscu. Na dobrą sprawę w ogóle nie rozumiem powodu ich spotkania.
- Pieniądze - wyjaśnił zwięzle Drouet.
- A więc ten biedny Salley został także okradziony?
- Tak, miał przy sobie znaczną sumę pieniędzy, która zniknęła.
- I sądzi pan, że spotkanie ma na celu podział łupu?
- To najlepsze wytłumaczenie.
Detektyw z niezadowoleniem potrząsnął głową.
- Tak, ale dlaczego akurat tutaj? To najgorsze z możliwych miejsc na spotkanie
przestępców. Za to w takim miejscu, jak to, można by się umówić z kobietą...
Drouet z zapałem zrobił krok w przód.
- Myśli pan...? - rzucił z podnieceniem.
- Myślę, że madame Grandier to bardzo piękna kobieta - powiedział Poirot. - Myślę,
że dla niej każdy mężczyzna wspiąłby się na wysokość dziesięciu tysięcy stóp...
oczywiście gdyby mu to zaproponowała.
- Wie pan, że to interesujące - rzekł Drouet. - Nigdy jakoś nie łączyłem jej z tą
sprawą. W końcu przyjeżdża tu co rok od kilku lat.
- Tak... i właśnie dlatego jej obecność tutaj nie wywołałaby żadnych komentarzy -
oświadczył Poirot. -Mógłby to być powód, nie sądzi pan, żeby na miejsce spotkanie
wybrać akurat Rochers Neiges?
- To jest myśl, panie Poirot - powiedział Drouet z ożywieniem. - Przyjrzę się całej
sprawie od tej strony.
IV
Dzień minął bez szczególnych wydarzeń. Na całe szczęście hotel był dobrze
zaopatrzony. Kierownik wyjaśnił, że nie ma powodu do obaw. Prowiantu nie
brakowało.
Herkules Poirot spróbował nawiązać rozmowę z doktorem Lutzem, ale bez skutku.
Lekarz jasno dał mu do zrozumienia, że psychologia interesuje go od strony
zawodowej, więc nie ma zamiaru dyskutować o niej z laikiem. Siedział w kącie,
zatopiony w opasłym niemieckim tpmisku o podświadomości, co chwila robiąc liczne
notatki i przypisy.
Herkules Poirot wyszedł na dwór i spacerując bez widocznego celu, zawędrował w
okolice kuchni. Spróbował wdać się w rozmowę ze starym Jacquesem, lecz ten był
gburowaty i podejrzliwy. Jego żona, kucharka, okazała się bardziej przystępna. Na
szczęście mają spory zapas żywności w puszkach - wyjaśniła Poirotowi. Ale ona
konserw nie uznaje. Paskudnie drogie, a w dodatku czy można się czymś takim
najeść? Dobry Pan Bóg nigdy nie miał zamiaru karmić ludzi konserwami.
Rozmowa zeszła na temat personelu hotelowego. Na początku lipca zjeżdżają
pokojówki i dodatkowi kelnerzy. Ale przez najbliższe trzy tygodnie prawie nikt nie
przyjedzie, tylko turyści, którzy zjadają tu obiad i zaraz wracają na dół. Ona, Jacques i
jeden kelner radzÄ… sobie z tym doskonale.
- Zanim przyjechał Gustave, był tu już chyba jakiś kelner, prawda? - zapytał Poirot.
- Tak, rzeczywiście, ale był do niczego. Nic miał wprawy, doświadczenia - żadna
klasa.
- Długo tu pracował, zanim Gustave go zastąpił?
- Tylko kilka dni, niecały tydzień. Zwolniono go, oczywiście. Wcale nas to nie
zaskoczyło. Musiało do tego dojść.
- I nie skarżył się z tego powodu?
- Nie, skąd, wyjechał całkiem spokojnie. W końcu czego mógł się spodziewać? To
hotel wysokiej klasy. Tu się wymaga odpowiedniej obsługi.
Poirot pokiwał głową.
- Dokąd pojechał?
- Znaczy się, ten Robert? - Wzruszyła ramionami. - Pewnie wrócił do tej obskurnej
kawiarni, z której przyjechał.
- Wyjechał stąd kolejką?
Spojrzała na niego ze zdziwieniem.
- Jakżeby inaczej, monsieur. Czy jest stąd inna droga?
- A czy ktoś go odprowadził? - zapytał Poirot.
Oboje wlepili w niego wzrok.
- Też coś, uważa pan, że ktoś by odprowadzał takiego nicponia... może jeszcze
wyprawił mu uroczyste pożegnanie? Ma się swoje własne sprawy na głowie.
- No właśnie - rzekł Herkules Poirot.
Odszedł powoli, spoglądając w górę na budynek hotelu. Było to wielkie gmaszysko, w
którym na razie otwarte było tylko jedno skrzydło. W pozostałych skrzydłach było
wiele pokoi, zamkniętych na cztery spusty, do których zapewne nikt nie zaglądał...
Doszedł do rogu hotelu i niemal zderzył się z jednym z trójki karciarzy. Był to ten o
ziemistej cerze i bladych oczach, którymi spojrzał na Poirota bez wyrazu.
Rozchylił nieco wargi, ukazując zęby jak narowisty koń.
Poirot minął go i ujrzał przed sobą wysoką, zgrabną postać - madame Grandier.
Przyspieszył kroku i zrównał się z nią.
- Przykra sprawa, ten wypadek z kolejką - odezwał się. - Mam nadzieję, madame, że
pani plany na tym nie ucierpiÄ…?
- Jest mi to obojętne - odparła. Miała bardzo głęboki głos - pełny kontralt. Nie
spojrzała nawet na Poirota, lecz skręciła w bok i małymi bocznymi drzwiami weszła
do hotelu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Podobne
- Home
- Heggan Christiane Nigdy nie mĂłw nigdy
- Stasheff, Christopher Warlock 03 The Warlock Unlocked
- Christy Poff [Internet Bonds 08] After Glow [WCP] (pdf)
- CHRISTA SCHROEDER Zeznania Sekretarki. 12 Lat u Boku Hitlera
- Stasheff, Christopher Starship Troupers 3. A Slight Detour
- Feehan Christine Karpaty 03 Dark Gold
- Christopher Pike [Thirst 03] The Eternal Dawn
- Feehan Christine Mrok 11. Mroczne Pochodzenie
- Christie Agatha Morderstwo w Orient Expresie
- Christie Agatha Zwierciadło pęka w odłamków stos
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- bucardimaria.opx.pl