[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rozstawionych oczach. Ostre rysy wykrzywiał szyderczy grymas; usta były zaciśnięte w wąską linię.
Bez problemu rozpoznała w nim prześladowcę z motelowego parkingu.
Z równą ostrością dostrzegła pistolet w jego dłoni.
Gestem wskazał blat.
- Odstaw kubek.
Posłuchała; nie miała innego wyjścia. Zrobiła to powoli, patrząc, jak zabójca czujnie zerka za siebie.
- Gdzie Ross?
Alarmujący skurcz przełamał jej odrętwienie. Ross. Nie może pozwolić, by skrzywdził Rossa!
- Wyjechał - skłamała gładko. Szyderczy grymas pogłębił się.
- Sprytnie. Może poczekamy aż wróci?
- Po co? Przecież to mnie szukałeś.
- Z początku tak... teraz chcę was obojga. Ten drań narobił mi wystarczająco dużo kłopotów. Odpowie
za to.
Palec drgnął mu na cynglu i wiedziała, że chce zabić Rossa. Serce zaczęło jej walić dziko na myśl, że
Ross zaraz wpadnie w pułapkę. Musi jakoś odwrócić uwagę mordercy.
Skrzyżowała ramiona na piersi i popatrzyła twardo na mężczyznę.
- Dla kogo pracujesz? Dla Chastaina? Skrzywił się z pogardą.
- Zwariowałaś? - Zdziwiła się, że splunął po tych słowach. - Tego bękarta dorwałbym jeszcze chętniej.
- W takim razie jesteś zdegenerowanym gliną. Inny głos odezwał się, zanim zdążył odpowiedzieć.
UCIECZKA W MROK
179
- Funkcjonariusz Brancato nie jest już policjantem i nigdy nie zasługiwał na to miano.
Zabójca obejrzał się gwałtownie i zobaczył Rossa stojącego w drzwiach, z włosami jeszcze mokrymi
po prysznicu. Szybko ustawił się tak, by mieć ich oboje na muszce i skierował na Rossa spojrzenie
spod zmrużonych powiek
Ross stał nieruchomo, lecz wyczuła w nim czujne napięcie, jakby czekał na odpowiedni moment, by
skoczyć. Mężczyzna również musiał to wyczuć, bo skierował na niego wylot lufy.
Zrozumiała, że celowo ujawnił się, aby odwrócić od niej uwagę napastnika. Jej napięcie spotęgowało
się momentalnie.
- Nie tak dawno wyczytałem w gazetach bardzo interesujące wiadomości na twój temat - rzekł Ross
swobodnym tonem. - Oskarżenia o brutalność policji popsuły ci krew, co?
- Te skurwysyny dostaną za swoje. Tak jak Chastain.
- A panna Mulroney? Czy też dostała za swoje?
- Po tym, co narobiła? - Rzucił jej tak nienawistne spojrzenie, że odruchowo cofnęła się o krok. -
Miałaś szansę umrzeć szybko, ale nie skorzystałaś i zapewniam cię, że już ją straciłaś - dodał
lodowato.
Ta chwila rozproszenia uwagi miała go dużo kosztować. Ross rzucił się na Brancato, wbił mu łokieć w
żołądek i wyszarpnął broń, zanim zabójca zdążył zorientować się, co się stało.
Teraz stał nad nim, a zimna furia emanowała z całej jego napiętej postaci.
- Masz szczęście, bo gdyby nie obecność tej damy, już byś nie żył - wycedził.
180
KERRY CONNOR
Brancato, trzymając się za brzuch, z nienawiścią wyszczerzył zęby.
- Cholerny Newcomb nie uprzedził mnie, że potrafisz być takim wrzodem na dupie.
Przez twarz Rossa przemknął cień bólu i niemal smutku.
- To Newcomb cię tu przysłał? - spytał dziwnym głosem.
Zanim zdążyła krzyknąć ostrzegawczo, w ręku Brancato błysnął nóż, który wyciągnął zza pleców. W
następnym ułamku sekundy rzucił się na Rossa. Ostrze cięło po piersi, zostawiając na koszuli krwawy
zygzak. Kathleen zdusiła krzyk.
Napastnik, najwyrazniej licząc, że Ross wypuści broń, sięgnął po nią. Znów błysnął nóż, celując w
uzbrojone ramię. Ross błyskawicznym ruchem chwycił go za przegub i wykręcił. Nóż wypadł z dłoni
Brancato i trzasnął o podłogę.
Teraz walczyli o pistolet. Cztery ręce szarpały się desperacko, orząc ciało paznokciami. Huknął strzał.
Kathleen stała jak sparaliżowana, chłonąc scenę rozgrywająca się przed jej oczami. Nikt nie drgnął,
ani mężczyzni, ani czas, który nagle stanął w miejscu.'
A potem Brancato zaczął się śmiać.
Groza sparaliżowała ją na nowo, a serce zamarło w piersi.
Nie.
W następnej sekundzie zabójca zachwiał się w kierunku Rossa i z wolna osunął, aż kolana dotknęły
podłogi. Ross próbował podtrzymać go, ale zaraz puścił i Brancato upadł na kafelkową podłogę
kuchni.
UCIECZKA W MROK
181
W samym środku jego piersi ziała dziura, z której tryskała krew, mnóstwo krwi. Widok był straszny.
Ranny przez cały czas się śmiał; potężne salwy śmiechu odbijały się echem w pomieszczeniu, a potem
jęły słabnąć stopniowo, coraz bardziej przerywane i spazmatyczne. Nie wiedziała, co było gorsze - ten
upiorny śmiech czy agonia, która wkrótce nastąpiła. Umierający zaczął krztusić się krwią,
wypluwając wielkie, czarne skrzepy.
Ale nawet wtedy nie oderwał spojrzenia od Rossa, który stał nad nim z twarzą nieruchomą jak maska.
- Nie uciekniesz, draniu - wycharczał. - Nie uda ci się. Oni ci nie popuszczą.
Znów się zaśmiał. Krew polała mu się strumieniem spomiędzy zębów, upodobniając go do upiora z
horroru. Koszmarny uśmiech trwał, aż uszło z niego życie i dopiero wtedy zgasł jak zdmuchnięta
świeca.
Zaległo milczenie i żadne z nich nie ruszało się przez chwilę, która trwała jak wieczność.
Wreszcie Kathleen odzyskała zdolność ruchu. Starając się nie patrzeć na zwłoki na podłodze,
skoncentrowała się wyłącznie na krwawej szramie na piersi Rossa.
Podeszła do niego. Nadal stał nieruchomo. Delikatnie położyła mu dłoń na prawej ręce, w której nadal
tkwiła broń.
- Wszystko w porządku?
Z wolna uniósł głowę i ogarnął ją pustym spojrzeniem. Cofnęła rękę.
- Oni nie odpuszczą, wiesz o tym - powiedział. - Dopóki nie znajdą cię albo nie zabiją. Na twoim
tropie będą pojawiali się coraz to nowi mordercy, tacy jak ten.
- Wiem.
182
KERRY CONNOR
- I tak chcesz spędzić całą resztę życia? Uciekając przed takimi typami?
Dzwięk, który wydobył się z jej ściśniętego gardła był niewiele głośniejszy od szeptu.
- Nie.
- Czy zgadzasz się, abym ci pomógł?
To było z jego strony nie fair, że zadawał takie pytanie teraz, kiedy koszmarny lęk, że zostanie
zastrzelony, jeszcze krążył w jej żyłach i paraliżował myśli. Czuła jego zapach, czysty i tak bardzo
męski, którego zmysłowe impulsy przenikały jej umysł, zaburzając procesy myślowe. Teraz marzyła
tylko, aby rzucić się w jego ramiona i pozwolić, by znów przyciągnął ją do siebie.
Nie mogła dać innej odpowiedzi.
- Tak.
Nie poruszył się nadal, ale nie uszło jej uwagi, że błysk ulgi złagodził na moment rysy jego twarzy.
Powoli opuściła spojrzenie.
Tym razem nie musiała niczego dopowiadać. Komentarz wisiał w powietrzu, jakby wypowiedziała go
głośno.
Pozwoli, aby przejął inicjatywę.
Na razie.
ROZDZIAA TRZYNASTY
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Podobne
- Home
- Hohlbein, Wolfgang Kevin Von Locksley 01 Kevin Von Locksley 267 S
- Carroll_Jonathan_ _BiaĹe_JabĹka_01_ _BiaĹe_jabĹka
- Graham Masterton Wojownicy Nocy 01 Wojownicy nocy cz.1
- Becky Wilde [Eagle River 01] Eagle River Alpha (pdf)
- Liu M. Marjorie PocaĹunek Ĺowcy 01 PocaĹunek Ĺowcy
- Mull Brandon BaĹniobĂłr 01 BaĹniobĂłr
- Anthony, Piers Tarot 01 God of Tarot
- Foster, Alan Dean Spellsinger 01 Spellsinger
- Greg Bear Darwin 01 Darwin's Radio
- Fred Saberhagen The Golden People
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- bucardimaria.opx.pl