[ Pobierz całość w formacie PDF ]

inaczej.
 Jest nowicjuszem  powiedział Nat.  To prawnik dopiero od ośmiu mie-
sięcy, prawnik, który jeszcze nic nie wie. Spędził setki godzin nad potliwymi kar-
totekami i wszyscy klienci, z którymi miał do czynienia, byli zupełnie czyści.
Avery wykazał maksymalną ostrożność, jeśli chodzi o dokumenty, które dawał
McDeere owi. Rozmawialiśmy o tym.
 Nie może nic powiedzieć, bo nic nie wie  dodał Ollie.  Marty i Joe
wiedzieli znacznie więcej, ale pracowali tu od lat. McDeere jest jeszcze zupełnie
zielony.
DeVasher pomasował sobie skronie.
239
 A więc dobrze, zatrudniliście pieprzonego niemowę. Przypuśćmy jednak,
że FBI podejrzewa, kto jest naszym głównym klientem. Spróbujmy pójść da-
lej tym torem. Przypuśćmy, że Kozinski i Hodge wygadali dostatecznie dużo,
by tamci mogli zidentyfikować tego klienta. Rozumiecie, do czego zmierzam?
I powiedzmy, że fedowie powiedzieli McDeere owi wszystko, co wiedzą, trochę
to upiększając. I nagle twój niedoświadczony nowicjusz staje się bardzo bystry.
I bardzo niebezpieczny.
 Jak to udowodnisz?
 Na początek musimy wzmocnić nadzór. Obserwować jego żonę dwadzie-
ścia cztery godziny na dobę. Dzwoniłem przed chwilą do Lazarova i prosiłem,
żeby dał więcej ludzi. Powiedziałem, że potrzebujemy nowych twarzy. Wybieram
się jutro do Chicago, żeby spotkać się z Lazarovem i może z Moroltem. Lazarov
przypuszcza, że Morolto ma wtyczkę w FBI, pewnego faceta, który jest blisko
Voylesa i przekazuje informacje. Ale kosztuje to prawdopodobnie bardzo drogo.
Potrzebują od nas konkretów, potem zadecydują, co robić.
 I powiesz im, że McDeere mówi?
 Powiem im to, co wiem, i to, co podejrzewam. Obawiam się, że jeśli bę-
dziemy siedzieć i czekać na konkrety, może być potem za pózno. Jestem pewien,
że Lazarov będzie chciał przedyskutować plan wyeliminowania chłopca.
 Plan wstępny?  zapytał Ollie z nutą nadziei w głosie.
 Pominiemy część wstępną, Ollie.
Tawerna  Klepsydra w Nowym Jorku mieściła się na Czterdziestej Szóstej
Ulicy, niedaleko skrzyżowania z Dziewiątą Aleją. Mroczny mały lokal słynął
z wysokich cen, znany był również z tego, że czekało się tu pięćdziesiąt dziewięć
minut na każdy posiłek. Umieszczone na ścianach, niezbyt wysoko nad stołami,
klepsydry wypełnione białym piaskiem odliczały sekundy i minuty, dopóki kel-
nerka nie dokończyła kalkulacji i nie podała tego, co zamówiono. Tawerna była
zwykle pełna, stali, wierni goście czekali na chodniku przed wejściem.
Lou Lazarov lubił  Klepsydrę , bo w jej mrocznym wnętrzu dobrze się pro-
wadziło poufne rozmowy. Krótkie rozmowy, nie trwające dłużej niż pięćdziesiąt
dziewięć minut. Lubił ją, bo nie znajdowała się na terenie Little Italy, a on nie był
Włochem i chociaż stanowił własność Sycylijczyków, nie musiał jadać ich potraw.
Lubił ją, bo urodził się i spędził pierwsze czterdzieści lat życia na Broadwayu. Po-
tem główna kwatera przeniosła się do Chicago i Lazarova także tam przeniesiono.
Ale interesy wymagały jego obecności w Nowym Jorku przynajmniej dwa razy
w tygodniu i jeśli konieczne było spotkanie z równym mu pozycją przedstawicie-
lem innej rodziny, Lazarov zawsze proponował  Klepsydrę . Tubertini miał taką
samą pozycję, może nawet nieco wyższą. Zgodził się, acz niechętnie, na  Klep-
sydrÄ™ .
240
Lazarov przyszedł pierwszy i nie musiał czekać, aż zwolni się stolik. Wiedział
z doświadczenia, że o czwartej tłum maleje, szczególnie w czwartki. Zamówił
kieliszek wina. Kelnerka odwróciła klepsydrę nad jego głową i wyścig się roz-
począł. Usiadł przy stoliku blisko wejścia, twarzą do okna, plecami do sali. Był
ciężkim mężczyzną o masywnej klatce piersiowej i pokaznym brzuchu. Oparł się
ciężko o przykryty czerwonym, kraciastym obrusem stół i obserwował ruch na
Czterdziestej Szóstej Ulicy.
Tubertiniemu udało się nie spóznić. Uprzejmie uścisnęli sobie ręce. Tubertini
przez chwilę przyglądał się z pogardą maleńkiej sali. Posłał Lazarovowi plastiko-
wy uśmiech i spojrzał na swoje miejsce przy oknie. Wypadło mu siedzieć tyłem
do ulicy, co go mocno irytowało. I było niebezpieczne. Ale na zewnątrz czeka-
ło w samochodzie dwóch jego ludzi. Postanowił być uprzejmy. Zręcznie obszedł
niewielki stolik i zajÄ…Å‚ swoje miejsce.
Wyglądał niezwykle elegancko. Miał trzydzieści siedem lat i był zięciem sa-
mego starego Palumba. Poślubił jego jedyną córkę. Piękny, szczupły, opalony,
krótkie czarne włosy miał zaczesane do tyłu. Zamówił czerwone wino.
 Jak się ma mój przyjaciel Morolto?  zapytał z olśniewającym uśmie-
chem.
 Znakomicie. A pan Palumbo?
 Czuje się bardzo zle. I jest w bardzo złym humorze. Jak zwykle.
 Proszę przekazać mu pozdrowienia.
 Oczywiście.
Podeszła kelnerka i spojrzała groznie na zegar.
 Tylko wino  powiedział Tubertini.  Nie jestem głodny.
Lazarov zajrzał do menu i podał je dziewczynie.
 Ryba saute i jeszcze jeden kieliszek wina.
Tubertini zerknął na swoich ludzi w samochodzie. Sprawiali takie wrażenie,
jakby spali.
 No więc, co złego dzieje się w Chicago?
 Nic złego. Po prostu potrzebujemy trochę informacji, to wszystko. Sły-
szeliśmy z nie potwierdzonych oczywiście zródeł, że macie zaufanego człowieka
gdzieś głęboko w FBI, gdzieś w pobliżu Voylesa.
 A jeśli mamy?
 Potrzebujemy od niego pewnej informacji. Mamy małą filię w Memphis
i fedowie cholernie ostro próbują ją rozpracować. Podejrzewamy, że jeden z na-
szych pracowników współpracuje z nimi, ale nie mamy pewności.
 A jeśli się upewnicie, że to prawda?
 Wytniemy mu wÄ…trobÄ™ i nakarmimy niÄ… szczury.
 Poważna sprawa, co? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl