[ Pobierz całość w formacie PDF ]

porywacze do samego rana nie zorientują się, że jej już nie ma. Coś
jednak musiało się stać, może reszta tych ludzi, którzy przybyli na
ratunek, została zdemaskowana?- A ona i jej wybawca są uwięzieni
w tym pokoju? Barrie czuła, że znów wpada w panikę. Zauważyła,
że wszystkie mięśnie jej ciała drżą, zaczęło się od nóg, doszło do
tułowia, a teraz całe ciało dygotało jak w febrze. Chwiejąc się na
nogach, spróbowała podejść do ściany, starając się zrobić to tak jak
on, czyli bezszelestnie. Mężczyzna jednak wyczuł jej ruch. Nie
odwracając się, wyciągnął rękę, przyciągnął Barrie do siebie i
popchnął lekko, żeby ustawiła się za jego plecami.
Jego bliskość działała na nią kojąco, a porywacze wzbudzili w niej
tyle strachu i odrazy, że... Kiedy potem zostawili ją w ciemnościach,
zastanawiała się gorzko, czy kiedykolwiek jeszcze będzie w stanie
zaufać jakiemukolwiek mężczyznie.
Była tak słaba i wymęczona, że musiała na chwileczkę oprzeć
głowę o jego plecy. Ciepło jego ciała przenikało przez szorstki
materiał i przyjemnie grzało w policzek. Jak cudownie pachniał ten
wielki ciepły mężczyzna. Tak, przede wszystkim tym... ciepłem i
świeżym potem, i piżmową męskością. Mackenzie... Powiedział, że
nazywa się Mackenzie... Był jak skała, twardy, nieruchomy. Barrie
nigdy jeszcze nie spotkała człowieka równie cierpliwego. Ani razu
nie zmienił pozycji, a oni nasłuchiwali już tak długo. Jego ciało
wykonywało tylko jeden ruch - oddychało wolno, miarowo. A ona,
oparta o niego, chyba drzemała. W jej półprzytomnej głowie
pojawiła się jakaś mglista wizja basenu. Barrie, rozłożona na
materacu, unosi się na wodzie i opada...
28
Obudziła się natychmiast, kiedy sięgnął ręką w tył i lekko nią
potrząsnął. Nie było już słychać strzałów, krzyki na korytarzu
zamilkły.
- Oni myślą, że nas tu już nie ma - szepnął. - Pójdę sprawdzić, ty
zostajesz. Masz zachować absolutną ciszę.
Zapalił latarkę, dającą bardzo nikłe światełko, i zlustrował pokój.
Był pusty, tylko pod ścianą stały jakieś stare pudła. Wszędzie kurz i
pajęczyny, powietrze zatęchłe, widocznie nikt od dawna tu nie
mieszkał.
Pochylił się i przytknął usta do jej ucha.
- Musimy stąd wyjść. Moi ludzie upozorowali tak, jakbyśmy
uciekli razem z nimi. Teraz nie damy rady do nich dołączyć.
Przeczekamy w bezpiecznym miejscu. Czy ty orientujesz się trochę
w rozkładzie tego budynku?
Potrząsnęła głową, stanęła na palcach i teraz ona szepnęła mu do
ucha.
- Nie, kiedy mnie tu prowadzili, miałam zasłonięte oczy.
Skinął głową i wyprostował się, a Barrie, znów pozbawiona jego
fizycznej bliskości, poczuła się porzucona i samotna. Wiedziała, że
to tylko chwilowa słabość, ale on teraz był jej jedyną ostoją.
- Wrócę za pół godziny - szepnął.
Wyciągnął coś z kieszeni, rozwinął. Koc z cieniutkiego tworzywa.
Zarzucił jej na ramiona i natychmiast poczuła rozkoszne ciepło.
Zaczęła się otulać jak najszczelniej, a on uchylił drzwi i wyślizgnął
się na korytarz. Zrobił to tak samo cicho, jak wtedy, kiedy wchodził
przez okno. Zamknął drzwi i Barrie została sama w ciemnościach.
Jej nerwy znów próbowały wpędzić ją w panikę, protestowały
przeciw tej ciemności i samotności, ale zignorowała je. Postanowiła
przecież zachować spokój. Będzie wsłuchiwać się we wszystkie
dzwięki, one powiedzą jej, co się teraz dzieje. Z ulicy jeszcze kilka
minut temu dochodziła wrzawa, strzelanina na pewno zaalarmowała
okolicznych mieszkańców. Ale wrzawa ucichła i w całym budynku
panowała idealna cisza. Może wszyscy porywacze ruszyli w pogoń
za ludzmi Mackenziego...
Zachwiała się. Uświadomiła sobie, że jest bardzo osłabiona.
Powinna usiąść i owinąć się kocem jeszcze szczelniej. Stopy miała
29
lodowate, prawie bez czucia. Ostrożnie usiadła na podłodze,
przerażona, że niechcący może wzbudzić jakiś hałas. Nie wiedziała,
z czego zrobiony jest ten koc, ale cudownie izolował od kamiennej
podłogi. Podciągnęła nogi, objęła rękoma kolana i złożyła na nich
głowę. Było jej teraz o wiele lepiej niż w ciągu tych długich godzin
męczarni, o wiele lepiej. Jej powieki robiły się coraz cięższe, coraz
cięższe...
30
ROZDZIAA TRZECI
Zane, z pistoletem w ręku, cicho przemykał się przez opustoszały,
zdewastowany budynek, zręcznie omijając walające się kawałki
drewna i skruszałego betonu. Byli na najwyższym piętrze, wiedział
dobrze, gdzie są schody i wyjścia, problem był tylko jeden. Gdzie ci
dranie teraz są? Czy opuścili ten dom, kiedy zorientowali się, że ich
ofiara uciekłaś Musi o tym wiedzieć, zanim zdecyduje się
wyprowadzić stąd pannę Lovejoy. Do świtu już tylko godzina, a on,
zanim zrobi się jasno, powinien przeprowadzić ją w bezpieczne
miejsce.
Dzielna dziewczyna. Był przygotowany, że jeśli zacznie
histeryzować, to po prostu ją ogłuszy. A ona nawet nie pisnęła, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl