[ Pobierz całość w formacie PDF ]

każde z nich pójdzie swoją drogą. Do tej chwili powinien tylko trzymać swoje
uczucia pod kontrolą. Pozostało mu mieć nadzieję, że Striker nie zmieni swych
planów. Pomyślał, że jeśli Striker się tu pojawi, to on na pewno zmusi go do
mówienia.
Mimo zmęczenia Lisa nie mogła zasnąć. Dopiero koło południa trochę się
zdrzemnęła.
Gdy wstała, skierowała się prosto do łazienki. Stojąc pod prysznicem wyliczała w
myślach wszystkie możliwe przyczyny, które skłaniały Gabe'a do okazywania jej
takiej rezerwy i chłodu.
Oczywiście, mógł czuć się obrażony z powodu incydentu w Alexandra, ale przecież
przeprosiła go za to.
Zakręciła wodę i sięgnęła po ręcznik. Przez dłuższą chwilę stała nieruchomo,
patrząc przed siebie. Jeśli wierzyć temu, co powiedział, to od dawna żył samotnie.
Czy to możliwe, że zorientował się, iż zawrócił jej w głowie? A może uznał, że jest
osamotnioną wdową, gotową rzucić się w ramiona każdemu napotkanemu
mężczyznie?
Lisa zacisnęła powieki i głośno westchnęła. Czy Gabe mógł myśleć inaczej po tym,
jak się do niego przytulała, jak oddawała mu pocałunki i pozwalała, aby pieścił jej
piersi?
Szybko wytarła się do sucha i przeszła do sypialni. Ubierając się, myślała o tym, co
powinna teraz zrobić. Niestety, nie pozostało jej nic innego, jak tylko dopilnować,
aby coś takiego nie zdarzyło się ponownie.
Zresztą - pomyślała - mam ważniejsze sprawy na głowie, niż przejmowanie się
jakimś facetem, który zapewne myśli tylko o sobie.
Mimo to czuła się trochę upokorzona. Westchnęła i sięgnęła po książkę telefoniczną.
Właśnie znalazła adres Destin Gulf Charter, gdy ktoś zapukał do drzwi.
- Lisa, wstałaś już? - usłyszała głos Jordana.
Podkreśliła paznokciem adres, położyła książkę grzbietem do góry i otworzyła drzwi.
Gabe przebrał się w stare dżinsy i wypłowiałą, bluzę dresową. Ogolił się i wziął
prysznic, ale nie wyglądał na wyspanego. Najwyrazniej spał równie kiepsko jak ona.
Lepiej myśl o tym, po co tu przyjechaliśmy - nakazała sobie Lisa. Wskazała mu
gestem, aby wszedł do środka.
- Właśnie znalazłam adres Destin Gulf Charter - oznajmiła.
Gabe wziął od niej książkę i spojrzał na adres.
- Recepcjonistka pewnie będzie wiedziała, jak tam trafić.
W dwadzieścia minut pózniej Lisa zatrzymała samochód na parkingu przy porcie
jachtowym. Od razu zauważyli niewielki biały budynek, na ścianie którego widniał
czerwony napis  Destin Gulf Charter". Jednak przy przystani nie widać było ani
jednego jachtu.
- Och, nie - jęknęła. - Czy sądzisz, że on już wypłynął?
- Jest tylko jeden sposób, żeby się o tym przekonać - odparł Gabe marszcząc brwi.
Otworzył drzwiczki samochodu i wysiadł. - Chcesz iść ze mną?
- Poczekam tutaj.
Wrócił po kilku minutach. Wsiadł do dżipa i zwrócił się do Lisy.
- Striker jeszcze się nie pokazał - powiedział spokojnie. - Mają dwa jachty, oba
wynajęli wędkarze. Powinni wrócić koło szóstej.
- Jest czwarta - stwierdziła Lisa patrząc na zegarek. - Mamy dwie godziny.
- Pewnie nawet więcej. Oczywiście, nie można też wykluczyć, że Striker przyjedzie
wcześniej, niż zapowiedział.
Lisa przez chwilę wpatrywała się w puste nabrzeże, zastanawiając się, co powinni
teraz zrobić.
- Skoro Striker ma wypłynąć jutro wcześnie rano, to pewnie przyjedzie do Destin
dziś wieczorem - powiedziała.
- Musi więc gdzieś spędzić noc. - Gabe natychmiast podchwycił jej myśl.
Kiwnęła głową i zapaliła silnik. Ruszyła w stronę motelu.
- Być może zarezerwował pokój w którymś z hoteli lub moteli - zauważyła. - Musimy
do wszystkich zadzwonić. Warto spróbować, nawet jeśli szansa na powodzenie nie
jest zbyt duża. Jeśli podzielimy się robotą, nie powinno to zająć wiele czasu.
Gdy dojechali do motelu, postanowili, że on zajmie się pierwszą połową
alfabetycznej listy moteli i hoteli, a ona drugą. Jordan poszedł do swojego pokoju i
zasiadł przy telefonie.
Wrócił po dwóch godzinach. Lisa właśnie odkładała słuchawkę po kolejnej nieudanej
próbie. Wstała i otworzyła mu drzwi.
- No i co? - spytała.
- Nic z tego - pokręcił głową. - Może tobie się powiodło?
- Nie, ale jeszcze zostało mi kilka numerów - odrzekła, wracając do telefonu. Po paru
minutach odłożyła słuchawkę.
- Wygląda na to, że się pomyliłam.
- Nie martw się z tego powodu. Jak sama powiedziałaś, nie mieliśmy wielkich szans
na powodzenie - pocieszył ją Gabe. - Striker mógł się zatrzymać gdzieś w okolicy.
Przynajmniej mogliśmy czymś się zająć. Lepsze to, niż bezczynne oczekiwanie.
- Masz rację - westchnęła Lisa. - Teraz musimy czekać do rana żeby się dowiedzieć,
czy on rzeczywiście przyjedzie. Co zrobimy, jeśli Striker jutro się nie pojawi?
- Będziemy mieli czas, żeby o tym pomyśleć. Teraz powinniśmy coś zjeść, a
następnie pojedziemy do portu.
- Mam wrażenie, że nic nie robimy, tylko albo jemy, albo jedziemy, albo czekamy -
prychnęła ironicznie Lisa. Chwyciła torebkę i podeszła do drzwi.
- Musimy dbać o nasze siły - zachichotał Gabe.
Parking przy porcie jachtowym był niemal zupełnie ciemny, tylko dwie słabe lampy
uliczne rozpraszały mrok. Słychać był szum fal, czasem ulicą przejechał jakiś
samochód. W okolicy nie było nikogo widać.
Zerknęła na zegarek, po czym wyjrzała przez okno. Nigdzie nie mogła dostrzec
Jordana. Godzinę temu Gabe stwierdził, że musi rozprostować nogi i poszedł
poszukać automatu z napojami. Wciąż jeszcze nie wrócił.
Lisa zadygotała. Nad ranem zrobiło się zimno, ale sama nie wiedziała, czy trzęsie
siÄ™ z zimna, ze strachu, czy z niepokoju o Gabe'a.
Po raz kolejny sprawdziła blokadę drzwi i skuliła się na fotelu.
- Nie masz się czym martwić - mruknęła do siebie. Dzwięk własnego głosu napełnił
ją otuchą. Przypomniała sobie również, że w razie niebezpieczeństwa może zawsze
skorzystać z ukrytego pod siedzeniem rewolweru Barry'ego.
W tym momencie zauważyła, że do dżipa zbliża się jakaś ciemna postać. Serce
podeszło jej do gardła, ale po chwili odetchnęła. Poznała Jordana. Gdzie on się, do
licha, podziewał?
Otworzyła drzwi i wpuściła go do środka. Gabe podał jej puszkę coca-coli.
- Przepraszam, że tak długo mnie nie było - szepnął. - Niewiele brakowało, a
natknąłbym się na nocnego strażnika. Musiałem się schować i poczekać, aż sobie
pójdzie.
Lisa otworzyła puszkę i wypiła kilka łyków.
- Trudno byłoby ci wytłumaczyć, po co kręcisz się o tej porze.
- Nigdzie się nie kręciłem - odparł Gabe. - Zmarzłem na kość. Nie sądziłem, że zrobi
siÄ™ tak zimno.
Kilka minut pózniej na parking wjechał jakiś samochód. Lisa znieruchomiała.
Zagryzając wargi przyglądała się, jak kierowca wysiada z wozu.
- To on? - szepnÄ…Å‚ Gabe.
- Nie - pokręciła głową. Mężczyzna skierował się do jednego z jachtów motorowych. -
To pewnie szyper.
Kwadrans pózniej na parkingu pojawił się następny samochód. Lisa znów
zesztywniała.
- To on - szepnęła, gdy tylko kierowca wysiadł z samochodu. Czuła, jak serce bije jej
mocno. Sięgnęła do klamki, ale Gabe w porę ją powstrzymał.
- Poczekaj - powiedział. - Nie możemy go spłoszyć. Poczekajmy, aż wsiądzie do [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl