[ Pobierz całość w formacie PDF ]

topór z dłoni. Chwilę klęczał, po czym upadł na zryty kopytami piach i
zamarł w bezruchu.
Przez widownię przebiegło jakby westchnienie. Po chwili na arenę
wyskoczyło kilku skromnie ubranych valów. Jeden z nich pochylił się nad
leżącym. Jakiś czas badał rannego, po czym wyprostował się i obwieścił
radośnie:
 %7łyje!
Wśród okrzyków uznania zniesiono zemdlonego wojownika z placu
boju. Książę z Lornin postał jeszcze przez moment pośrodku areny, po
czym, oddawszy salut mieczem królowi i widowni, z obojętną, lekko
znudzoną miną opuścił miejsce walki. On był już w finale. Teraz miał
czekać na kolejnego przeciwnika.
Zagrzmiały rogi. Ich dzwięk oznajmiał, że nadszedł czas drugiego
pojedynku. Iti, wychodząc na środek placu, poczuł ogarniające go
podniecenie. To uczucie sprawiło, że kolorowy obraz przed oczami
rozpływał się, nie docierały do niego głosy tłumu. Istniał tylko jeden cel:
nieruchomy rycerz w mosiężnej zbroi po przeciwnej stronie areny. Patrzył
na niego wytężając wzrok, a val potężniał w jego oczach, zmieniał się w
lśniącego złociście olbrzyma. Sam czuł się mały i bezbronny wobec
uzbrojonej góry mięśni, ruszającej właśnie ku niemu. Nagle poprzez
oddzielającą go od świata mgłę dobiegł do jego uszu okrzyk:
 Walcz, Iti!
Poznał głos Vortara. Poczuł, jak wraca mu pewność siebie, jak
chłodnieje serce i tężeją ramiona. Zcisnął boki kiseta.
Chrupnęły włócznie o hufnale tarcz. Obaj jezdzcy zachwiali się i obaj
równie szybko odzyskali równowagę. Iti odrzucił strzaskaną kopię i dobył
miecza. W samą porę, bo przeciwnik już sunął ku niemu z uniesioną
bronią. Miecze skrzyżowały się z brzękiem, grzmotnęły o siebie tarcze.
Wojownicy przez chwilę patrzyli sobie w oczy, a potem raptownie
odskoczyli na długość ostrza.
Znów starli się wśród błysków kling i znów krążyli wokół siebie jak
walczący drapieżcy. Nagle Agren poderwał wierzchowca. Kiset przysiadł
na zadzie i dał susa z wyciągniętymi na podobieństwo taranów łapami. Iti
ujrzał nad sobą jego siwy brzuch i teraz miał okazję docenić swego
wierzchowca. Rumak sprężył się w miejscu i skoczył, podcinając tylne
nogi atakującego zwierzęcia. Iser wyfrunął z siodła. Lądując na piasku
zobaczył walący się na ziemię kłąb splątanych ciał. Z kłębowiska
wyskoczył rycerz. Przez moment szukał wzrokiem rywala, po czym ruszył
ku niemu z wyszczerzonymi z wściekłości zębami. Iti spojrzał jeszcze na
walczące zwierzęta. Trudno było odróżnić ich kształty. Płowosiwy kłąb
przetaczał się po arenie, a z jego wnętrza dobiegały coraz straszniejsze
ryki.
Teraz Iti musiał myśleć tylko o walce. Jego przeciwnik natarł z
impetem, jakby chciał zmiażdżyć nieugiętego wroga. Pojedynek przestał
być szlachetną rywalizacją rycerzy, tu stawką stało się życie. Iti zrozumiał
to, gdy spojrzał w oczy Agrena. Ujrzał w nich żądzę śmierci.
W pewnej chwili udało mu się trafić rozjuszonego wojownika. Przerwał
więc walkę. Spostrzegł króla, który wstawał z miejsca z zamiarem
ogłoszenia zwycięzcy, gdy poczuł silny ból w lewej ręce. Olbrzymi Agren
nie zamierzał uznać się za pokonanego. Ciął na odlew i tylko dzięki jego
oszołomieniu Iti pozostał przy życiu; miecz zamiast w szyję trafił w okryte
kolczugą ramię.
Przez widownię przebiegł okrzyk oburzenia. Nigdy jeszcze nie
zdarzyło się, by ktoś złamał prawo turnieju. Na śmierć i życie wolno było
walczyć jedynie uczestnikom finałowego starcia. Sympatia tłumu była
teraz całkowicie po stronie zaatakowanego podstępnie Isera.
Zaskoczony Iti bronił się tylko, dopóki nie spostrzegł, że oślepiony
wściekłością rywal zapomina o podstawowych zasadach walki, stawia na
zdławienie go huraganowym atakiem, lekceważąc elementarną regułę, że
w boju równie ważna jest obrona. Wtedy wrócił spokój. Jak w szkolnej
potyczce z Besitim kilkoma rutynowymi ruchami wybił Agrena z rytmu i
zaatakował. Jego pierwszy cios rycerz z cesarstwa odparował, następny
ruch i miecz utkwił w trzewiach Agrena poniżej blach pancerza. Olbrzym
padł na twarz, jego ciało przebiegł gwałtowny spazm, a ziemia wokół
poczęła zabarwiać się na czerwono.
Iti rozejrzał się. Kisety jeszcze walczyły. W pewnej chwili dostrzegł
niebezpieczeństwo; wierzchowcowi Agrena pękł kaganiec. Wobec zębów
potwora rumak Itiego był bezbronny. Rycerz nie mógł pozwolić na śmierć
zwierzęcia, któremu tyle zawdzięczał. Podbiegł do walczących
drapieżników. W samą porę, bowiem wielkie kły sięgały już gardła jego
kiseta, który nie mógł przeciwstawić im nic poza zwinnością. Zadał cios w [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl