[ Pobierz całość w formacie PDF ]
z kimś, kto go nie znał. Wiedziała, że ludziom trudno było
uwierzyć, że wyszła za niego z miłości. - On nie żyje - dodała
spokojnie, wstając jednocześnie z fotela.
Patrick wyglądał na kompletnie zaskoczonego.
- Przykro mi - odparł po chwili. - Musi ci być ciężko,
szczególnie teraz, kiedy wróciłaś do pracy.
- JakoÅ› sobie radzimy.
- Radzimy?
Dosyć miała tych według niej zbyt osobistych pytań. Sposób,
S
R
w jaki ten człowiek na nią patrzył, sugerował, że nie traciła
czasu, by znalezć kogoś, kto zastąpi jej męża.
- Powiedziałaś, że twój mąż nie żyje?
- Tak.
- Ale masz kogoÅ›?
Spojrzała na niego z niedowierzaniem i nerwowo wypiła re-
sztę kawy. Jeśli to są jakieś podchody, by się dowiedzieć, czy
jest wolna, to posunął się za daleko. Od początku nie podobał
się jej sposób, w jaki ją traktował. Nie podobała się jego wczo-
rajsza arogancja, kiedy, wykorzystując swoją pozycję, zatrzymał
ją w szpitalu, żądając sporządzenia tego cholernego raportu.
Jednak najbardziej nie podobały się jej te osobiste pytania, które
zdawały się krytycznie oceniać jej prywatne życie.
- Czy to ojciec Freddiego?
A więc o to chodzi! Harriet z trzaskiem zamknęła drzwi szaf-
ki i z furią odwróciła się do Patricka.
- Nie, to nie jest ojciec Freddiego! Jeśli, doktorze Miller,
tak bardzo interesuje się pan moim życiem, to pewnie zaintere-
suje pana również to, że nie mam zielonego pojęcia, kto właści-
wie jest ojcem Freddiego.
Wiadomość zdawała się nie robić na nim żadnego wrażenia.
Wyglądał tak, jakby tego się właśnie spodziewał.
- A dlaczego zdecydowałam się mieć dziecko, to nie pański
interes, doktorze - ciągnęła zdenerwowanym głosem. - Ani to,
jak ułożyłam sobie życie. Może mi pan wydawać polecenia
dotyczÄ…ce spraw zawodowych, ale stanowczo wypraszam sobie,
żeby mnie wypytywano o moją... moją... - Nerwowo szukała
właściwego słowa.
- Moralność, tak? - Jego głos był zdumiewająco chłodny.
- Jak śmiesz! - zawołała z oburzeniem.
S
R
Obserwował jej nagle pobladłą twarz. Musiał dotknąć jakie-
goś bardzo czułego miejsca.
- Nigdy bym nie śmiał niczego komentować - oznajmił.
- Szczególnie twoich prywatnych spraw. Były chyba dość
skomplikowane. Nie mówiąc o tym, że bardzo bogate.
Głos Harriet nagle stał się lodowaty.
- Nie rozumiem, dlaczego tak ciÄ™ tu lubiÄ…, Patrick. JesteÅ›
wyjątkowo niesympatycznym człowiekiem.
Odwróciła sif i wybiegła z pokoju. Gdyby kiedykolwiek
sporządzała listę osób, których nienawidziła, to Patrick Miller
zajmowałby na niej jedno z czołowych miejsc.
S
R
ROZDZIAA CZWARTY
Gdyby nie była taka wściekła, być może uniknęłaby wy-
padku. A gdyby Blake nie był tak zaskoczony nagłym pojawie-
niem się Harriet na korytarzu, być może zdołałby zachować
kontrolę nad elektrycznym wózkiem, przy pomocy którego się
poruszał.
Jak w większości przypadków, był to z pewnością splot róż-
norodnych okoliczności. I jak w większości przypadków, wy-
darzenia potoczyły się zbyt szybko, by ofiara zdążyła poczuć
strach. Gdy Harriet nieoczekiwanie pojawiła się na korytarzu,
Blake zamiast wózek zatrzymać, zwiększył jeszcze jego pręd-
kość. Harriet straciła równowagę, gdy próg wózka zahaczył
o kostkę jej nogi. Ostrzegawczy krzyk idącego przy wózku te-
rapeuty zmieszał się z przekleństwami siedzącego w fotelu Bla-
ke'a. Potem usłyszała jeszcze jakiś trzask i przerażone głosy
powtarzajÄ…ce jej imiÄ™.
Ból był bardzo intensywny, jednak to trudności ze złapaniem
oddechu ją przeraziły. Miała wrażenie, że się dusi, że umiera,
ale tym razem nie miała zamiaru się poddać. Usiłowała się
podnieść, uwolnić od ciężaru, który tak bezlitośnie przytłaczał
jÄ… do ziemi.
- ZciÄ…gnijcie go z niej!
- Jak, u licha, to się stało?
- Harry, przepraszam. Nie chciałem...
S
R
- Na litość boską, ściągnijcie go z niej!
Wreszcie nieznośny ciężar ustąpił i wciągnęła powietrze
w obolałe płuca. Kiedy jednak poruszyła nogą, z jej ust wydobył
się okrzyk bólu.
- Ostrożnie! To może być złamanie.
GÅ‚os Patricka Millera. Szorstki, zdecydowany, pewny siebie.
Kakofonia dzwięków sprawiła, że Harriet przymknęła oczy, sta-
rając się opanować strach. Wokół niej gromadził się personel
i pacjenci. Rozpoznała spokojny głos Patricka:
- Wszystko jest opanowane. Proszę się nie denerwować.
I tak rzeczywiście było. Harriet czuła na szyi dotyk męskiej
dłoni. Wciąż szybko oddychała, ale paraliżujący strach prawie
ustąpił.
- Harriet? Czy słyszysz mnie? Otwórz oczy.
Powoli uniosła ciężkie, powieki i ujrzała wpatrujące się w nią
brązowe oczy Patricka. Malująca się w nich troska była dla niej
czymÅ› w rodzaju liny ratunkowej.
- Zaraz ciÄ™ stÄ…d zabierzemy, Harriet. Wytrzymaj jeszcze
chwilÄ™.
Nagle odniosła wrażenie, że kiedyś już była w takiej sytuacji.
Skądś znała te oczy, to spojrzenie. Już miała sobie przypomnieć,
co to było, gdy odsunięto wózek i jej pozbawiona oparcia głowa
uderzyła o podłogę.
Wyraz twarzy Patricka gwałtownie się zmienił, gdy karcił
obsługę za brak ostrożności. Harriet poczuła się zakłopotana,
że znalazła się w centrum zainteresowania. Wiedziała, że to
kwestia najbliższych minut, gorąco jednak pragnęła, by zabra-
no ją stąd natychmiast. Pokonując ból, starała się usiąść. Niesa-
mowite wrażenie, że to wszystko już kiedyś było, zniknęło. Nic
dziwnego, że ta sytuacja wydała się jej znajoma. Tak samo się
S
R
czuła, gdy Patrick badał Blake'a Donaldsona. Przypomniała
sobie, że chcąc go podnieść na duchu, używał tych samych
określeń.
- Nie ruszaj się! - zawołał, gdy usiłowała wstać.
Odruchowo cofnęła się. Nie chciała, by ten człowiek jej
dotykał. Zbyt żywe było wspomnienie ich rozmowy, kiedy z ta-
ką arogancją wypowiadał się na temat jej moralności.
- Zostaw mnie - warknęła. - Nic mi nie jest.
Po spojrzeniu, jakim ją obrzucił, wiedziała, że był wściekły.
Prawdopodobnie dlatego, że musiał udzielić pomocy komuś,
kogo tak bardzo nie znosił. Tym razem zdołała unieść górną
część ciała. Podciągnęła nogę, ale kiedy usiłowała poruszyć
stopą, z jej ust wyrwał się głuchy jęk.
- Nie ruszaj się! - zawołał Peter, który przykucnął przy jej
nodze naprzeciwko Patricka. Obydwaj z niepokojem patrzyli na
opuchniętą kostkę.
- Wydaje mi się, że jest złamana - oznajmił pielęgniarz.
- Jak siÄ™ czujesz, Harry?
- Dobrze - skłamała. Ona również z niepokojem patrzyła
na powiększającą się w oczach opuchliznę. - To pewnie tylko
stłuczenie. Przyłożę sobie trochę lodu.
Patrick ponownie zaczął badać jej stopę.
- Czy możesz ruszać palcami? - zapytał.
Na jej twarzy pojawił się grymas bólu.
- A więc złamanie jest prawdopodobne - powtórzył Patrick.
- Potrzebne jest prześwietlenie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Podobne
- Home
- 026. Roberts Nora Księstwo Cordiny 03 Beztroski książę
- Robert M. Howard Getting a Poor Return, Courts, Justice, and Taxes (2009)
- 28. Roberts Nora Droga do szczęścia 02 Skazani na siebie
- Miles to Go_ A Rennie Vogel Intrigue Amy Dawson Robertson
- Roberts Nora 01. Zagubiony w czasie Więzień czasu
- Jesensky Milos, Leśniakiewicz Robert K. Tajemnica Księżycowej Jaskini
- C Roberts John Maddox Conan i Amazonka
- Howard Robert E Conan. Ognisty wicher
- 14. Roberts Nora Barwy uczuć
- 22. Roberts Nora Od pierwszego wejrzenia
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- lwiaprzygoda.htw.pl