[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- W rzeczy samej - mruknął. Od pewnego czasu rozważał, czy nakazać Ricardowi, by
pozbył się Bouffe'a. Decyzja nie była łatwa, gdyż przez całe dziesięciolecie ten ostatni był
wyjÄ…tkowo lojalnym i cenionym pracownikiem. - Jak siÄ™ pani podoba w Cordinie?
Serce uderzyło jej mocniej, ale na zewnątrz pozostała chłodna.
- Pałac jest bardzo piękny. - Obojętnie wzruszyła ramionami i celowo rozejrzała się po
gabinecie. - A ja, podobnie jak pan, zwracam uwagÄ™ na urodÄ™ otoczenia. Tylko ono
rekompensuje mi nudę przebywania w towarzystwie Bissetów.
- Czyżby rodzina Jego Książęcej Mości nie zrobiła na pani najlepszego wrażenia?
- Niełatwo zrobić na mnie wrażenie. Bissetowie to mili, kulturalni ludzie, tyle że
nazbyt... oddani sprawie. - W jej głosie zabrzmiała lekka drwina. - Ja zaś wolę poświęcać się
rzeczom bardziej dochodowym niż honor i poczucie obowiązku.
- A co z lojalnością, lady Hannah?
Spojrzała mu w oczy. Wiedziała, że próbował przejrzeć ją na wylot, uchylić zasłonę,
którą się otaczała.
- Potrafię być lojalna - oznajmiła zimno. - Tak długo, jak długo to się opłaca.
Ryzykuje, mówiąc do niego w ten sposób. Dobrze wie, że w jego organizacji kara za
zdradę jest tylko jedna. Zmierć.
Czekała na jego reakcję z kamiennym spokojem, i tylko wzdłuż kręgosłupa płynęła jej
zimna strużka potu. Przyglądał jej się dłuższą chwilę, po czym nagłym ruchem odrzucił swoją
lwią grzywę i roześmiał się na cały głos.
- Podoba mi się pani szczerość. Cenię ją dużo wyżej niż przyrzeczenia składane pod
przysięgą. Myślę, że sam na tym skorzystam, jeśli osoba z pani talentem i ambicjami będzie
zadowolona z profitów płynących z naszej współpracy.
- Cieszę, że tak pan do tego podchodzi, monsieur Deboque. - Dopiero teraz pozwoliła
sobie na chwilę odprężenia. - Nie zamierzam ukrywać, że interesuje mnie miejsce w
zarządzie, jeśli rozumie pan, co mam na myśli. Ale też jestem gotowa zapracować na taką
pozycję. Delegacje, organizacja, zadania specjalne, czyż to nie jest ciekawsze niż
zarzÄ…dzanie?
- Owszem. - Znowu badał ją wzrokiem, wyraznie coś rozważając. Wygląda na
uosobienie łagodności. Młoda, elegancka, z zamożnej rodziny. Lubił kobiety, których uroda
nie rzuca się zanadto w oczy. W tym miejscu pomyślał o Janet Smithers, którą dziesięć lat
temu posłużył się, a potem zlikwidował. Lady Hannah może się okazać dużo bardziej
interesującą, a już na pewno bardziej kompetentną wykonawczynią jego poleceń.
- Pracuje pani dla nas od dwóch lat?
- Tak.
- W tym czasie dała pani niejeden dowód swoich możliwości. - Mówiąc to, podszedł
do biurka i sięgnął po kopertę. - O ile rozumiem, zdobyła pani dla mnie te informacje?
- Owszem. - Kilkoma ruchami nadgarstka wprawiła brandy w ruch. - Choć muszę
powiedzieć, że zirytował mnie sposób, w jaki je panu doręczono.
- Proszę wybaczyć. To, co pani zdobyła, jest bardzo interesujące, chociaż, niestety,
niekompletne.
Wdzięcznie skrzyżowała nogi i przyjęła swobodną pozę.
- Kobieta, która pisze wszystko, co wie, szybko traci wartość. To, czego nie ma na
papierze, jest tu - wyjaśniła, dotykając skroni.
- Rozumiem. - Podobała mu się coraz bardziej. Lubił ludzi, którzy znają swą wartość i
potrafią się cenić. - Powiedzmy, że chciałbym dobrze poznać system ochrony pałacu,
Centrum Sztuki i muzeum, po to, żeby go wykorzystać do własnych celów. Czy wtedy
potrafiłaby pani uzupełnić brakujące szczegóły?
- Oczywiście.
- A gdybym zapytał, w jaki sposób udało się pani zdobyć tak poufne materiały?
- Czy nie taki właśnie był cel mojego przyjazdu do Cordiny?
- Dokładnie rzecz biorąc, tylko jeden z celów. - Deboque z namysłem uderzał kopertą
o wierzch dłoni. - To szczęście, że udało się pani zbliżyć do młodej księżnej.
- To akurat nie było zbyt trudne. Eve czuła się bardzo samotna, brakowało jej
kobiecego towarzystwa. Ja po prostu wypełniłam lukę. Zachwycam się jej córeczką,
wysłuchuję skarg, koję lęki. Książę Aleksander jest mi bardzo wdzięczny, że odciążam jego
żonę.
- UfajÄ… pani?
- Bezgranicznie. Chyba nic w tym dziwnego - dodała. - Pochodzę ze znanej i
szanowanej rodziny, jestem dobrze wychowana i wykształcona. Książę Armand traktuje mnie
jak daleką krewną swej zmarłej żony. Pan wybaczy, monsieur, ale czy nie z tych samych
powodów wybrał mnie pan do tej misji?
- Ma pani rację. - Odchylił się i oparł o fotel. Był z niej zadowolony, lecz jeszcze nie
darzył jej pełnym zaufaniem. - Doszły mnie słuchy, że wzbudziła pani zainteresowanie
młodego księcia.
Czuła, jak ogarnia ją wewnętrzny chłód.
- Pańska sieć wywiadowcza działa bez zarzutu - pochwaliła, zerkając znacząco na
pusty kieliszek. Deboque natychmiast wstał i dolał jej brandy, ona zaś zyskała kilka cennych
minut. To wystarczyło, by odzyskała równowagę. - Z pewnością wie pan także i to, że
Bennett zainteresuje się każdą kobietą, która akurat będzie pod ręką. - Roześmiała się
drwiąco, próbując w ten sposób zagłuszyć nienawiść do samej siebie. - To dzieciak. Zliczny,
zepsuty chłopiec. Aby się od niego uwolnić, wystarczy okazywać mu obojętność. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl