[ Pobierz całość w formacie PDF ]

okolicach serca. Ogień palił mu piersi, czaszkę rozsadzał potworny ból, lecz było mu ciepło.
Leżał w łóżku przykryty kołdrą.
W jaki sposób wydostał się z pułapki? I gdzie się znajduje?
Zaczął nasłuchiwać. Jednostajny szum samochodów kazał przypuszczać, że w pobliżu
przebiega szosa. Fredric odchylił kołdrę. Rzeczywiście był nagi, ale jego ciało nie nosiło
żadnych śladów uszkodzeń. Zegarek na nadgarstku pokazywał kwadrans po trzeciej.
Poduszkę znaczyły plamy krwi, musiał mieć ranę z tyłu głowy.
Pomieszczenie, w którym leżał, było ciemne, okno przesłaniała gruba czerwona kotara z
welwetu. Metalowe łóżko miało słupki ozdobione polerowanymi kulami. Stało przy jednej ze
ścian, po drugiej stronie mieściła się komoda, na której umieszczono dwa siedmioramienne
świeczniki, jakiś przedmiot przypominający odwrócony staroegipski krzyż ankh i stos
książek. Nad komodą wisiał obraz. Fredric zmrużył oczy; zdawało mu się, że rozpoznaje
Ganimedesa porywanego przez orła. Kompozycja przypominała ołtarz.
Kilka krzeseł i szafa dopełniały umeblowania. Fredric przekręcił się i odkrył, że drzwi do
pomieszczenia znajdowały się koło wezgłowia. Tapeta na ścianach odchodziła całymi
płatami. Ogólnie rzecz biorąc, wystrój pokoju nie był zbyt zachęcający.
Poza motylem, który nie przestawał się kręcić w takt przejeżdżających samochodów. Ruch
uliczny wprawiał ten pokój i zapewne cały budynek w lekkie wibracje.
Usłyszał kroki na schodach, a po chwili otworzyły się drzwi. Aóżko otoczyło czterech
młodych mężczyzn. Wszyscy mieli po dwadzieścia parę lat, wszyscy wyglądali dziwacznie i
wszyscy się uśmiechali.
* Odstawił kimę?
* Gdzie by lepiej ciÄ…Å‚ komara?
* Z baniÄ… i klatÄ… spoko?
* Nie chciał frygać?
Fredric usiłował ułożyć odczucia w logiczny ciąg. Po pierwsze, byli chyba przychylnie
nastawieni. Po drugie, wydawali się ponosić pełną odpowiedzialność za jego obecne
położenie. Sądząc z wyglądu i ubioru, stanowili mieszankę Hells Angels, członków
prymitywnego plemienia z Nowej Gwinei i klanu fakirów. Ogolone czaszki i pomarańczowe
pióropusze na głowach nasuwały skojarzenia z zakonem mnichów oddanych ascezie.
Ich język wymagał tłumacza.
Największy z czwórki, osobnik o byczym karku i szerokiej twarzy, nachylił się nad
Fredrikiem. Poza różnorakimi przedmiotami w nosie jego oblicze zdobiło ptasie pióro
umocowane w przebitej dolnej wardze.
* Co tam, koło? Tales i Pluta o mało nie sfiksowali. Pikawa ci stanęła, musieli pompować
wodę. Dasz odgłos paszczą? Nie ma takiej opcji, żeby wypływać spod ziemi ze sfilcowanymi
gnatami.
Fredric usiłował wykrzywić twarz w przyjaznym uśmiechu. Jak się domyślał, mężczyzni
usiłowali wyjaśnić okoliczności, w jakich wtargnął w ich życie. On sam nie do końca je
rozumiał.
* Sfilcowanymi gnatami? * powtórzył te słowa w formie pytania. Jego głos był chrapliwy i
brzmiał obco, bolało go gardło.
* Sfilcowanymi gnatami, dokładnie. Zjechałeś w kimę na stosie gnatów. Tylko po co? *
Piórko w wardze mężczyzny dyndało tuż nad nosem Fredrica.
* No właśnie. * Nie bardzo wiedział, co odpowiedzieć. Wolał sam zadawać pytania.
* Długo byłem nieprzytomny? Gdzie mnie znalezliście? Jestem bardzo wdzięczny...
Wybuchnęli śmiechem
* Nie ma takiej opcji * Potężny mężczyzna odsunął się od łóżka. * Nie ma takiej opcji, żeby
wypływać spod ziemi.
Cała czwórka pokręciła głowami, skręcając się ze śmiechu. Coś musiało niezwykle ich
rozbawić.
Fredric wziął się w garść. Zapewne usiłowali mu powiedzieć, że nagłe pojawienie się spod
ziemi nie jest zjawiskiem całkowicie powszechnym, w czym musiał przyznać im rację.
Rzeczywiście wypłynął spod ziemi? Gdzie?
Rura pod sklepieniem. Nagle przypomniał sobie ostatnie sekundy przed utratą przytomności.
Przebił rurę wodociągową, woda wypełniła piwnicę, w której był zamknięty.
* Chcesz frygać? * spytał wysoki chłopak o twarzy pokrytej krostami wokół agrafki, która
zdawała się utrzymywać jego szczęki we właściwej pozycji.
Fredric skinął głową. Był głodny, bardzo głodny.
* Skołuj mu żarło, Hezio.
Młodzieniec zwanym Heziem i jego kumpel wyszli z pokoju. Krostowaty i osiłek zostali,
przysunęli krzesła do łóżka, w którym leżał Fredric, i przyglądali mu się z dużym
zainteresowaniem.
* Może byś coś zeznał? * Osiłek wciąż prowadził rozmowę. Jego pytanie zabrzmiało jak
wyrzut.
* Przepraszam * jęknął Fredric * ale nic nie rozumiem. Topiłem się?
* No, prawie byś otrzepał kapcie. Tales * pokazał na krostowatego * i Pluta zawrócili cię do
światła. A teraz arklodzy mają problem, co zrobić z dziurą.
* Arklodzy? * Niektóre słowa były gorsze niż inne.
* Ar*che*o*lo*dzy, kumasz? * Warga przebita piórem starannie powtórzyła sylaby.
Fredric podniósł się w łóżku i chrapliwym głosem zaczął opowiadać swoim wybawcom całą
historię. O tym, że przesiedział zamknięty w piwnicy domu przy Saxegaarden 3 przez dwie
doby, że usiłował przekopać się pod fundamentem, ale musiał dać za wygraną. I że przebił
rurę wodociągową, po czym stracił przytomność.
Obaj mężczyzni wysłuchali go uważnie, z powagą kiwając głowami.
* Sroga opcja * przyznał osiłek i rzucił okiem na motyla pod sufitem.
* My tu mieszkamy, kminisz? Pilnujemy chajzy. Stara buda, nie wolno burzyć, pod ochroną.
Saxegaarden. Pomagamy arklogom pilnować, kumasz? Placu i budy. Taka filozofia. Daliśmy
cynk arklogom, kiedy wypłynąłeś z dziury. Ta dziura to bez kitu opcja. Dziura pod
Klemensem. Pełno arklogów się tu teraz kręci. My czapiści trzymamy straż nocą. Taki
kontrakt. O tobie zero gadki. Tylko my wiemy.
Przemowa była na tyle składna, że Fredric skojarzył ze sobą fakty. Woda, która zebrała się w
piwnicy, przebiła się do nieodkrytego dotąd tunelu pod kościołem i wyssała go na zewnątrz.
To dość logiczne przypuszczenie.
* Saxegaarden? * Podniósł rękę i pokręcił nią dokoła.
* Saxegaarden. Chajza czapistów. Zgodnie z prawem. * Warga z piórkiem zadrżała
dobrodusznie.
Przyniesiono mu jedzenie w dużej misce, gorącą zielonkawą breję, która okazała się mocno
doprawioną zupą jarzynową. Mógł posilić się w spokoju, punki, czy też czapiści, jak sami
siebie nazywali, wyszli, żegnając się z nim według swego specyficznego kodu.
Saxegaarden. Budynek leżał niedaleko ruin kościoła i piwnicy, w której został zamknięty * te
dwa miejsca oddzielała ulica i jakiś stary magazyn. Odległość między nimi oceniał na jakieś
trzydzieści metrów. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl