[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Liczę na to, kochanie. I mam nadzieję, że wezmie w niej udział ta głupia koza,
Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software
http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.
Helen Quinn. Przy odrobinie szczęścia aresztują ją. Gazety zrobią wokół tego niezły
szum: oto córka senatora okazała się rewolucjonistką.
- Ty dziwko. Nie pominiesz żadnej okazji?
- Oczywiście, kochanie. Pamiętaj tylko, żebyś ty tego nie robił.
W sobotę rano Rupert pojawił się w Oksfordzie. Zajrzał do pubu Lion. W środku
było pełno studentów. Percy czekał już nad kuflem piwa. Dauncey podszedł do niego.
- PrzyniosÄ™ sobie coÅ› do picia - mruknÄ…Å‚.
Przecisnął się przez tłum i przy końcu kontuaru spostrzegł Helen Quinn i Alana
Granta. Uśmiechnął się do nich i zamówił dużego jacka daniel sa.
- Cześć - zawołał. - Więc jednak wezmiecie udział w manifestacji?
Grant przestał się uśmiechać.
- A co to pana obchodzi? - zapytał agresywnym tonem.
- Zamknij się, Alan - powiedziała Helen, uśmiechając się do Daunceya. - Tak,
jedziemy tam autobusem.
- Wolałbym, żebyście sobie odpuścili. Może się tam zrobić nieprzyjemnie. Im
więcej o tym czytam, tym bardziej się boję, że dojdzie do dużej zadymy, a my po prostu
nie możemy sobie na to pozwolić.
Stojący w pobliżu studenci nadstawili ucha. Słowa Ruperta usłyszał także
profesor Percy.
- Więc pan nie popiera naszej akcji? - zapytał Grant.
- Nie popieram zamieszek i nie chcę, żeby policja poroz bijała wam głowy
pałkami.
- Obleciał pana strach? Pedały wszystkiego się boją. Rupert Dauncey. Cóż to w
ogóle za nazwisko?
Studenci się roześmieli.
- Przestań, Alan - upomniała swego towarzysza Helen.
Grant ją zignorował.
- Tak się składa, że wiem. To pedalskie nazwisko.
Rupert łagodnie się uśmiechnął.
- Skoro pan tak uważa - powiedział, po czym wziął swoją whisky i wrócił do
Percy ego.
- Bardzo pana za niego przepraszam - oświadczył profesor.
- Nic się nie stało. Jest młody. Ale mówiłem serio. Myślę, że to jest zbyt
niebezpieczne. Chcę, żeby pan wsiadł do autobusu i spróbował wyperswadować im
wyjazd.
- Mam wsiąść do autobusu? Mówiłem panu. Mam inne plany i...
- Niech pan o nich zapomni. Proszę mnie posłuchać. Księżniczka i Fundacja
Rashidów, popierając Akt Walki Klasowej, działali w dobrej wierze. Podzielamy wasze
poglądy, ale nie wierzymy w protesty przy użyciu siły.
- Przecież nie mogę prowadzić ich za rączkę.
Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software
http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.
- Wiem o tym. Ale może im pan powiedzieć, co o tym sądzi, kiedy wsiądą do
autobusu.
- Nie, nie mogÄ™...
- Profesorze... - Dauncey przysunął się bliżej. - Bardzo panu zaufaliśmy. I
powierzyliśmy dużą sumę pieniędzy. Czy nie uważa pan, że doszłoby do skandalu,
gdyby się okazało, że na koncie Aktu Walki Klasowej brakuje pięćdziesięciu tysięcy
funtów?
Percy wyraznie się skurczył.
- Nic o tym nie wiem - wyszeptał.
- Nieprawda. Niech pan sobie wyobrazi pobyt w więzieniu w Wandsworth. Ktoś
taki jak pan, dzielący prysznic z mordercami i różnymi zboczeńcami. Niezbyt
przyjemny obrazek.
Percy zrobił się blady jak ściana.
- Na litość boską, nie.
- My też nie chcemy, żeby doszło do skandalu. Ucierpiała by na tym nasza
reputacja. Pan ucierpiałby jednak o wiele bardziej, nieprawdaż?
- No dobrze - jęknął Percy. - Zrobię, co pan chce. Ale oni i tak pojadą, bez
względu na to, co powiem.
- Wesprę pana. Może mnie pan przedstawić jako reprezentanta fundacji. Potem
nikt nie będzie mógł powiedzieć, że nie zrobiliśmy wszystkiego, co było w naszej mocy.
- Rupert omiótł wzrokiem salę i zobaczył, że Grant zmierza do męskiej toalety. - Zaraz
wracam - powiedział.
Kiedy wszedł do ubikacji, Grant zbierał się już do wyjścia. Poza nimi w
pomieszczeniu nie było nikogo. Młodzieniec odwrócił się w jego stronę, zapinając
rozporek.
- Czego chcesz, cioto?
Rupert kopnął go w prawą piszczel, a potem uderzył w brzuch. Kiedy Grant
zgiął się wpół, Dauncey złapał go za lewy nadgarstek i wykręcił do tyłu rękę.
- Chcesz, żebym ci ją złamał?
Młody człowiek jęknął z bólu.
- Nie, proszÄ™, niech pan przestanie.
Rupert wykręcił rękę jeszcze mocniej. Grant wrzasnął, a Ru pert odwrócił go i
uderzył w twarz.
- Teraz słuchaj, co ci powiem. Przypadkiem wiem, że studiujesz w Oksfordzie
tylko dlatego, że wszystkie twoje wydatki pokrywane są ze specjalnego stypendium.
Wiesz, kto je wypłaca? Gadaj!
Grant ponownie jęknął i potrząsnął głową.
- My. Fundacja Edukacyjna Rashidów. I możemy ci je odebrać tak szybko, że
nawet się nie spostrzeżesz. Zadrzyj ze mną jeszcze raz, to wylecisz z Oksfordu i
będziesz pracował w McDonaldzie. Jasne?
Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software
http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.
- Jasne - odparł ze łzami w oczach Grant, masując rękę.
Rupert zapalił papierosa.
- Oto, co masz zrobić.
Alan Grant sięgnął do kieszeni po serwetkę i jego palce dotknęły specjalnego
długopisu, przysłanego przez brata. Pod wpływem nagłego impulsu uruchomił
nagrywanie.
Rupert wyjÄ…Å‚ z kieszeni papierowÄ… torebkÄ™.
- W środku są trzy czekoladki. W każdej jest tabletka ecstasy. Chcę, żebyś dał
jednÄ… swojej dziewczynie podczas demonstracji.
- Dlaczego... dlaczego miałbym to zrobić?
- Ponieważ jest spora szansa, że kiedy zaczną się zamieszki, zapudłuje was
policja. Fakt, że dziewczyna będzie naćpana, nie przysporzy popularności jej ojcu.
- A co będzie, jeśli nie dojdzie do skandalu? Jeśli Helen wezmie tabletkę, ale jej
nie aresztujÄ…?
- Poczekamy na następną okazję. Ty w każdym razie przypilnuj, żeby wsiadła z
powrotem do autobusu.
- Nie wracamy dziÅ› wieczorem do Oksfordu.
- A to dlaczego?
- Mój brat pracuje w Niemczech. Ma kawalerkę w Wajn ping. Powiedział, że
mogę tam spędzić weekend.
- A ona się zgodziła?
- Tak.
Rupert potrząsnął głową.
- Musi być niezle napalona. Podaj mi adres.
- Canal Street dziesięć. Tuż przy brzegu Tamizy.
- Masz komórkę?
- Nie, tylko telefon domowy.
Rupert wyciągnął kalendarzyk i ołówek, a Grant podał mu swój numer.
- Dobrze. Zaopiekuj się dziewczyną. Odezwę się dzisiaj wieczorem. Pamiętaj,
żeby dać jej tabletkę podczas demonstracji. I pilnuj, żeby nie piła alkoholu. Chcę, żeby
się naćpała, Grant, a nie pochorowała. Czy to jest jasne?
Grant mruknął, że tak.
- I jeśli szepniesz o tym komuś choć jedno słowo, będziesz tego gorzko żałował.
Czy to też jest jasne?
Grant kiwnął głową.
- Dobrze. Teraz możesz odejść.
Rupert odczekał chwilę, po czym również wyszedł z toalety. Większość
studentów opuściła pub, lecz Percy nadal siedział przy stoliku.
- Chodzmy. Niech pan się zastanowi, co im powiedzieć - rzekł Rupert i ruszył w
stronę wyjścia.
Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software
http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.
Autobus czekał na nich przed budynkiem college u. W środku było około
czterdziestu osób. Kilku studentów rozmawiało, stojąc na chodniku. Rupert i Percy
wsiedli do środka.
- Więc jednak pan z nami jedzie, profesorze? - zapytał ktoś.
- Tak, wbrew temu, co podpowiada mi rozsądek. Uważam, że ta cała historia
może się zle skończyć - powiedział Percy.
- Niech pan się wypcha! - zawołał ktoś.
- Mówię serio. Akt Wojny Klasowej nie jest organizacją hołdującą przemocy.
Chodzi nam o zmiany, ale... mamy pokojowe zamiary. Obawiam się, że popełniamy
straszny błąd. Nie powinniśmy tam jechać, nikt z nas nie powinien tam jechać.
Rupert wysunÄ…Å‚ siÄ™ do przodu.
- Nazywam się Dauncey i reprezentuję Fundację Edukacyjną Rashidów. Być
może niektórzy z was wiedzą, że sponsoruje ona Akt Wojny Klasowej. Nie pochwalamy
jednak żadnego rodzaju przemocy, a możecie mi wierzyć, że dzisiaj będzie tam gorąco.
Profesor Percy ma rację: to słuszna sprawa, ale niedobry czas i miejsce. Reakcja była [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl