[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Mówcie, co chcecie, ale to dzięki mnie normalnie żyjecie. Skąd macie jedzenie, ubranie i dach
nad głową? Skąd masz motor, pani mądralioska? To ja ci go kupiłem i nauczyłem jezdzid.
- Ja właśnie myślałam, że ty handlujesz motocyklami.
- I dobrze myślałaś, dziewczyno - upewnił ją ojciec.
- Tak, tak, pewnie motory służą ci do prania forsy z narkotyków! - krzyknął Józef. - My już więcej
nie chcemy twoich brudnych pieniędzy, słyszysz? Sami sobie poradzimy.
- Akurat sobie poradzicie. Wy wierzycie jeszcze w te wszystkie piękne bajeczki. Dzisiaj już nie da
siÄ™ byd uczciwym.
- Tato, ty znowu trafisz do więzienia - córka była naprawdę zmartwiona.
66
- Szefie, my dzisiaj już bierzemy wolne!
Po czym skinął głową na Koksa i obaj pognali biegiem, znikając w najbliższej bocznej uliczce. Za nimi
natychmiast popędził też Badyl.
Stary Skinol stał nieruchomo, z wyciągniętym nożem, naprzeciwko swoich dzieci. W koocu złożył ostrze i
schował broo do kieszeni.
- Więc tak zarabiasz pieniądze? - odezwał się Józek. - Jesteś po prostu bandziorem.
- Zamknij się, szczeniaku. Ty nie znasz życia. Zobaczysz jeszcze, jak to jest.
- A ja myślałam, że jest już z tobą OK - Osa zaczęła płakad. - Myśleliśmy, że wyszedłeś na prostą, a
ty napadasz na małe dzieci. Tato, ty jesteś chory.
- Mówcie, co chcecie, ale to dzięki mnie normalnie żyjecie. Skąd macie jedzenie, ubranie i dach
nad głową? Skąd masz motor, pani mądralioska? To ja ci go kupiłem i nauczyłem jezdzid.
- Ja właśnie myślałam, że ty handlujesz motocyklami.
- I dobrze myślałaś, dziewczyno - upewnił ją ojciec.
- Tak, tak, pewnie motory służą ci do prania forsy z narkotyków! - krzyknął Józef. - My już więcej
nie chcemy twoich brudnych pieniędzy, słyszysz? Sami sobie poradzimy.
- Akurat sobie poradzicie. Wy wierzycie jeszcze w te wszystkie piękne bajeczki. Dzisiaj już nie da
siÄ™ byd uczciwym.
- Tato, ty znowu trafisz do więzienia - córka była naprawdę zmartwiona.
66
Rozczarowany ojciec spojrzał na swe dzieci, po czym powiedział:
- No to ledcie z tym waszym filmem na komisariat i wsypcie ojca. Niezłych pociech sie doczekałem,
nie ma co. Tylko wiedzcie, że robicie także nielegalną rzecz. Czy wy myślicie, że każdemu wolno
podsłuchiwad i podglądad, kogo się chce? Zastawiliście na mnie pułapkę. Tylko policja może to robid. To
siÄ™ nazywa prowokacja. Oni zamknÄ… was pierwszych, paostwo detektywi.
Józek i Osa stali bezradnie, słuchając słów taty. Wyglądali na obezwładnionych.
- Do zobaczenia w domu - powiedział pan Jakubowicz, po czym odwrócił się i także zniknął za
rogiem. Po chwili dał się słyszed ryk odjeżdżającego motoru.
- To co teraz robimy, Jozue? - w słuchawkach zabrzmiał głos operatora z dachu.
Szef westchnął ciężko, po czym oznajmił:
- Koniec akcji.
« '
Był już wieczór. Przygnębiony Józef szedł przez duży, ciemny park. Nie cieszył go ani ciepły powiew
wiosennego wiatru, ani zapach kwitnących roślin. Dochodził właśnie do starego kamiennego kościoła,
gdy zza pleców śmignął mu mały, terenowy rower z dośd wysokim kierowcą.
- Cześd, Jozue. Fajnie, że nie spózniam się sam - zawołał kolega.
Następnie dojechał do powalonego grubego pnia i skoczył na niego rowerem. Przejechał przez całą jego
długośd, a następnie zeskoczył lekko na ziemię. Dojechał
67
do innych jednośladów i zaparkował swój pojazd. Stały tam jeszcze inne rowery, dwie hulajnogi i
czerwony Suzuki, motor Osy.
- Czekad na ciebie? - zawołał kolega z daleka.
Józef kiwnął ręką, aby szedł sam.
Po niedługim czasie Józek był już przy starych, drewnianych drzwiach obitych blachą w narożnikach.
Chwycił za wielką stalową klamkę i otworzył ciężkie wrota. Przed jego oczami ukazały się wąskie
kamienne schody prowadzące do dolnego kościoła. Chłopak zszedł po wysokich, krętych stopniach,
zakręcając kilka razy w prawo. W koocu wszedł do podziemnej, surowej kaplicy. Była ona w kształcie
prostokąta, i miała wypukły sufit. Po bokach na ścianach płonęły zatknięte pochodnie, tworząc
tajemniczy klimat. Z przodu w prezbiterium paliło się dwanaście świec, a na podwyższonym pulpicie
leżała otwarta wielka Biblia. Na samym środku umieszczony był surowy, drewniany krzyż. Ojciec
Sokołowski, który kooczył już wieczorne spotkanie, stał na samym przedzie z uniesionymi ramionami.
Kilkunastu młodych ludzi klęczało na twardej posadzce. Z tyłu dolnego kościoła klęczała jeszcze jakaś
wysoka postad.
- A teraz, jeśli ktoś jest w szczególnej potrzebie, może zostad ogarnięty naszą modlitwą.
Zapraszam cię, podejdz tu, do przodu - oznajmił ojciec Maciej. - Jeśli chcesz, możesz nam powiedzied, co
przeżywasz, jeśli nie chcesz, nie musisz. Tak czy inaczej, podejdz do przodu i oddaj twoje zmartwienia w
ręce Stwórcy wszystkich psychologów.
Józek podszedł do przodu i uklęknął. Zamknął oczy. Usłyszał, jak inni wstają i idą ku niemu. Po chwili
poczuł ze wszystkich stron nacisk kilkunastu dłoni położonych na jego ramionach i głowie. Usłyszał też
wiele szeptów i głośniej wypowiadanych słów w jego sekretnej sprawie.
Lubił to doświadczenie. Chociaż żaden z jego problemów nie był jeszcze rozwiązany, czuł, jak do jego
serca wlewa się jakiś pokój. Czuł, że odpoczywa. Nie wiedział, jak długo klęczał. Był jednak świadomy, że
ma coraz więcej chęci do życia. Wiedział, że nie jest sam.
- Amen! - zabrzmiał głos ojca Macieja, który dodał jeszcze:
- Wracajcie do domów w mocy Lwa Judy.
Józek podniósł się i otworzył oczy. Dokoła stało wiele uśmiechniętych twarzy. Była też Osa.
- No to nara... Jozue, trzymaj się ciepło. Kawod Elo-him! - wołali wychodzący koledzy.
- Kawod! - odpowiadał chłopak.
- Grabulka, Jozue - ojciec Sokołowski uścisnął rękę Jakubowicza. - Co tam u was słychad?
- Przepraszam za spóznienie. Mieliśmy dzisiaj z Osą ciężki dzieo. Dobrze, że chociaż ona przyszła
na czas.
- Ja też się trochę spózniłam - powiedziała siostra.
- Witaj, Józefie - zabrzmiał gruby głos za placami chłopaka. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl