[ Pobierz całość w formacie PDF ]

u\ył sobie w nocy w łó\ku. Być mo\e po prostu, zanim
rozpocznie głęboką i wa\ką rozmowę, chce spokojnie
przyswoić przynajmniej kilka mikrogramów kofeiny.
- Nie u\ył sobie w łó\ku? - powtórzyła Amelia
zakłopotana, lecz w pełni przekonana o swojej racji - o tym, \e
ten rzekomo opanowany Vaughan Mason w istocie jest mocno
poirytowany, poniewa\ w przeciwieństwie do większości
kobiet nie poddała się jego niezaprzeczalnemu urokowi. -
Mę\czyzna, który nazywa to  u\ywaniem sobie w łó\ku",
doprawdy nie jest facetem, z jakim chciałabym je dzielić.
- A kobieta określająca seks słówkiem  to" najwyrazniej
nie wie, czym jest dobra zabawa.
- Czyli twoim zdaniem jestem oziębła, tak? - Poznała z
lekkiego drgnienia brwi Vaughana, \e trochę go zaszokowała,
tote\ zaatakowała mocniej, jak nauczyły ją lata uprawiania
zawodu dziennikarki: - Więc uwa\asz, \e nie lubię seksu,
poniewa\ nie zechciałam przespać się z tobą i dołączyć do
licznego grona zdobyczy? Właśnie tak sądzi twoje
nadwra\liwe męskie ego?
Vaughana teraz ju\ wyraznie zakłopotała jej śmiałość;
stracił dotychczasowe opanowanie.
- Posłuchaj, Amelio, zapomnijmy o początku tej rozmowy
i zacznijmy jeszcze raz - poprosił.
Delektowała się przez chwilę swoim triumfem, po czym
ustąpiła.
- Dzień dobry, Vaughanie.
- Dzień dobry, Amelio. Czy dobrze spałaś?
- Właściwie nie, a ty?
- Fatalnie - pozwolił sobie na drobne kłamstewko. -
Słuchaj, czy uznasz, \e cię unikam, jeśli dziś rano zostawię cię
samą, a po południu porozmawiam w cztery oczy z panem
Chengiem?
- Oczywiście, \e nie - odparła, wzruszając ramionami. -
Mam mnóstwo roboty, a poza tym nie jestem dzieckiem, które
musisz bez przerwy zabawiać.
- Moglibyśmy spotkać się na lunchu... - Skrzywił się
lekko, zanim jeszcze dokończył zdanie.
- Tylko \e...? - rzuciła domyślnie.
- Przypomniałem sobie właśnie, \e mam się z kimś
spotkać. - Wahał się przez dłu\szą chwilę, czy mówić dalej. -
Właściwie mogłabyś pójść ze mną, pod warunkiem, \e
zachowasz dla siebie to, co usłyszysz.
- To się rozumie samo przez się - odrzekła. Była
naprawdę zaciekawiona, zwłaszcza \e po raz pierwszy
widziała Vaughana tak niepewnego i niezdecydowanego.
- Mam spotkanie z dyrektorem szpitala dziecięcego -
powiedział z lekkim grymasem, jakby \ałował, \e w ogóle to
mówi. - Co roku przekazuję im niewielką dotację.
- Tak niewielką, \e zapraszają cię na lunch, ilekroć jesteś
w Melbourne?
- No dobrze, więc znaczną dotację - przyznał niechętnie. -
Rzecz w tym, \e dyrektor Sam Marcus nalega, \ebym ujawnił
publicznie mojÄ… pomoc.
- Więc zrób tak - poradziła Amelia rzeczowym tonem. -
W twojej obecnej sytuacji z pewnością nie zaszkodzi odrobina
pozytywnej reklamy.
Prawie wszystkie sławy, z którymi przeprowadzałam
wywiady, co i raz robią obchód szpitalnych oddziałów
dziecięcych, \eby poprawić swój wizerunek w mediach.
- Ale ja nie jestem \adną sławą, \adnym gwiazdorem pop
- ' zaoponował. - Jestem zwyczajnym facetem. Posłuchaj,
Amelio, robię to, bo chcę. Po prostu dla siebie. I tak właśnie
powiem dziÅ› Samowi.
Amelia nie była do końca przekonana. Słyszała ju\ zbyt
wielu sławnych ludzi utrzymujących, \e ich wyrachowana
działalność dobroczynna jest spontanicznym gestem.
Ostatecznie rzecz sprowadzała się do tego, \e szpitale
potrzebowały pieniędzy, Vaughan zaś potrzebował
pozytywnej reklamy - tak więc obie strony na tym korzystały.
- Skoro zale\y ci na utrzymaniu tego w sekrecie, czemu
zapraszasz mnie, dziennikarkę? - zapytała cynicznie.
- Nie owijasz niczego w bawełnę, prawda? - rzucił Mason
z nieco wymuszonym uśmiechem.
- Pamiętam po prostu, co powiedziałaś o zyskaniu
pełniejszego obrazu. Po za tym sądzę, \e szpitalowi przyda się
poparcie obiecujÄ…cej \urnalistki.
Nadzwyczaj hojna dotacja byłaby lepszym określeniem,
uznała Amelia, wchodząc do wytwornej restauracji.
Niewielkie datki z pewnością nie zasłu\yłyby na taki
pięciogwiazdkowy rewan\.
Rzuciła okiem na stolik, przy którym siedział Vaughan ze
swym towarzyszem, i nachmurzyła się. Mason powiedział,
\eby przyszła o pierwszej po południu. Zjawiła się nawet pięć
minut wcześniej, tymczasem obaj mę\czyzni pili ju\ końcową
kawÄ™.
Vaughan wstał na jej powitanie i przedstawił ją Samowi.
- Przepraszam, ale wynikły nieprzewidziane okoliczności [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl
  • /3.php") ?>