[ Pobierz całość w formacie PDF ]

biała fala. Wszystko, co napotkała na drodze, w mgnieniu oka zamarzało na wskroś, a ziemia
pokrywała się grubą warstwą lodu. Odskoczyłem od drzwi, zasłoniłem się torbą jak mogłem,
przypadając do przecinającego podłogę wyżłobienia.
Na chwilę wszystko skuł mróz, twarz i dłonie owiało zimno, ale fala chłodu od razu
opadła, nie zdążywszy całkowicie nas zamrozić. Odrzuciłem torbę, rozejrzałem się. Na
szczęście kriogen zawadził oborę samym skrajem, inaczej figurowalibyśmy wszyscy teraz w
formie lodowych statui.
- Jasny gwint - zaklął Grigorij i zaczął rozcierać pobielały policzek.
Czyli jedno odmrożenie jest. Zahaczyło kogoś jeszcze? Nie było więcej ofiar fali mrozu.
Czarownik sporządził dla Piegowatego jakiś okład i nieszczęśnik syczał z bólu za każdym
razem, kiedy przykładał go do twarzy.
- Niczego sobie! - Napalm wyszedł na zewnątrz, chwycił przemarzniętą gałąz krzaka. Ta
z chrzęstem odłamała się, zostawiając w dłoni piromanty lodowy liść.
- I co, z ludzmi też tak robi? - Napalm powiódł dłonią wzdłuż wiedzmowego bicza, a ten
zaczął od razu tajać. Na zdrowie to roślinie nie wyszło - poczerniała i zgięła się ku ziemi.
- Bywa nawet gorzej. Bo ludzi nie przemraża tak równomiernie, tylko rozrywa ich na
kawałki. - Popatrzyłem uważnie na niebo: znów przybrało szarą barwę zasłaniających je
chmur.
- Bredzisz - uśmiechnął się Pierwszy i kopnął pokrytą szronem jodełkę. Drzewo drgnęło,
a igliwie posypało się w dół, dzwoniąc kryształowo.
- Wracajcie do obory, czego świecicie gębami na dworze? - fuknął na nas Grigorij, po
czym zwrócił się do Mielnikowa: - Wez kogoś, przejdzcie się wzdłuż drogi, zobaczcie, co jest
grane. Ja sprawdzÄ™ osadÄ™. Sopel, idziemy.
Obeszliśmy oborę z lewej strony, gdzie roślinność ocalała przed kriogenem. Przedarliśmy
się przez kolczaste krzaki malin i zalegliśmy za zwaloną wieżą ciśnień. Teren nie bardzo
wyglądał na prawdziwą wieś, a na fabrykę narkotyków jeszcze mniej. Chyba że to były tylko
obrzeża, a prawdziwa wioska znajdowała się za lasem. W jakim takim stanie zachowała się
jedynie studnia, a wszystko pozostałe zamieniło się w porośnięte młodymi drzewami i
krzewami ruiny. A ruiny interesowały nas raczej mało, nie dla nich tutaj przyszliśmy.
Na oczyszczonym z roślin placyku stały dwa wagoniki. W takich zazwyczaj mieszkają
budowlańcy albo strażnicy. Obok nich sterczały z ziemi drewniane kołki, najwidoczniej
jeszcze nie tak dawno podtrzymujące płótno zwiniętego teraz i złożonego obok namiotu.
Długi daszek z tworzywa sztucznego osłaniał od deszczu resztki sągów i stertę siana, z boku
ustawiono sztapel skrzynek z surowego drewna. Co jeszcze? Psia buda, wieża strażnicza,
ognisko, pochylony wychodek, kupa śmieci pod lasem, wiatrak, od którego do jednego z
wagonów odchodził gruby przewód.
Mógłbym nawet uwierzyć, że to obóz myśliwych, albo drwali, ale im wiatrak
prądotwórczy byłby na nic. Czyli mieliśmy przed sobą naszych klientów.
Zza dalszego wagonika wyjechała furmanka, zabrałem Grigorijowi lornetkę. Ludzie jak
ludzie: odzież różnorodna, a to skórzana kurtka, a to wiatrówka, kufajka z obciętymi
rękawami, długi płaszcz przeciwdeszczowy. Uzbrojeni byli w dwie dubeltówki, obrzyn oraz
shotgun. Wóz stanął obok zwiniętego namiotu. Młody facet w przeciwdeszczowcu zeskoczył
na ziemię, podjął płachtę, wrzucił ją na wóz.
Kto to taki? Kurierzy? To by było zbyt proste. Można wśród nich odróżnić miejscowych i
obcych na pierwszy rzut oka. Tutejsi - a zauważyłem trzech: po jednym wartowniku przy
wagonikach i gość na wieży byli w kamuflażkach. Ci na dole wyposażeni zostali w zwykłe
kałachy, a ten na górze w erkaem Kałasznikowa.
- Nic nie czujesz? - wyszeptałem. - Mnie, jak patrzę na ten wagon, ściska w skroniach.
- U mnie wszystko normalnie - odparł Grigorij jeszcze ciszej.
Niczego nie rozumiałem. Mało tego, że oczy zaczęły mi łzawić, to jeszcze swędziała
skóra na całym ciele. Spróbowałem wyczuć stan pola energii magicznej i od razu skrzywiłem
się od nieprzyjemnego doznania. Najbliższe skojarzenie - jakby ktoś zaczął wiercić w czaszce
dziurę, jednocześnie od środka i od zewnątrz. Wiertarką udarową. Coś podobnego, choć nie w
takim nasileniu, odczuwałem w mieszkaniu ćpuna, do którego zawlókł mnie Piegowaty.
Pole energetyczne bezustannie falowało, a występujące przy tym wahania mógłby wyczuć
nawet zwyczajny człowiek. A to musiało zaowocować jedną, niezbyt, przyjemną [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl