[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Moje ulubione ciasto to placek bostoński z kremem.
- Serio? A nie szarlotka? Podczas kampanii często ją zamawiałeś.
- Szarlotka jest na drugim miejscu.
- Moje ukochane ciasto to Błoto Missisipi, rzecz jasna zupełnie
niestosowne na wesele. Kiedy je zrobię, nie lubię się nim dzielić.
Zaśmiał się.
- Ty samolubie. Jak często je pieczesz?
- Mniej więcej raz na rok. A kiedy nie ma ciasta, są...
- Cukierki skittles.
- O, zauważyłeś... A ty chrupiesz miętusy albo pijesz mleczko
magnezjowe, w zależności od tego, czy przesadziłeś z mięsem z grilla,
czy nie.
- Za dużo obserwujesz.
- Tak, i właśnie zaobserwowałam, że zeszliśmy z tematu. Co mamy
dziś do zrobienia?
- Prezenty do sierocińca, ale mogę zlecić to mojej...
- Nie, nie. Uwielbiam to. Sama muszę zrobić zakupy dla moich
dwóch podopiecznych. Ilu ich masz?
- Dziesięciu.
- Aż dziesięciu?
- Mówiłem, że mogę to zostawić mojej asystentce.
- Nie, nie... Czy robisz tak co roku? - Od dawna.
- Jesteś bardzo szczodry. Zdarza ci się samemu robić zakupy?
- Jak dotąd nie. Pomożesz mi?
- Niczym zwyczajny śmiertelnik wtopisz się w pospolity tłum,
będziesz chodził od sklepu do sklepu i od stoiska do stoiska? Zrobisz to
dla swych świątecznych aniołków? Uśmiechnął się lekko na tę nieco
anula & polgara
złośliwą przemowę.
- Pójdę, jeżeli i ty pójdziesz, Nickie.
Około północy poszli do sklepu sieci Wal-Mart.
- Nie wiedziałem, że jest otwarty o tej porze.
- Zawsze przed Bożym Narodzeniem czynny jest całą dobę. - Nicola
uśmiechnęła się szeroko. - Jednak w nocy przychodzi niewielu
klientów...
- Niewielu? - Rozejrzał się wokół. - Przecież to prawdziwy tłum.
Uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
- Prawdziwe pustki, uwierz mi. Nikt nikomu nie wchodzi na głowę,
do kasy czeka się najwyżej pół godziny...
- Koszmar... No, ale bierzmy się do roboty - zarządził energicznie.
Jeśli się pośpieszą, może wróci z Nicolą do jej domu i zostanie na noc? -
Gdzie lista?
- Tutaj. Ty załatwiasz chłopców, a ja dziewczynki. Kupuj to, co sam
chciałbyś dostać pod choinkę, chyba że znasz indywidualne upodobania.
Rozdzielili się. Gdy Abe uporał się ze swoim zadaniem, zaczął
rozglądać się za Nicolą. Znalazł ją w dziale dla niemowląt, gdzie z
ogromnym zapałem przeglądała maleńkie ubranka i buciki.
- Czy to nie cudowne? - Wskazała na czerwoną welwetową
sukieneczkę z rękawiczkami i bucikami.
- Tak, cudowne. Weź to. Masz coś dla chłopców?
Gdy wyciągnęła dwa komplety ubranek, Abe spojrzał na nie z
dezaprobatą.
- Coś nie tak?
- Za bardzo dziewczęce - ocenił.
- Go ty mówisz. Śliczne, czerwone, w sam raz na Gwiazdkę.
- Czerwony welwet pasuje dla dziewczynki, nie dla chłopaka,
choćby miał dopiero kilka miesięcy. Granat, zieleń, jak najbardziej. I w
żadnym wypadku satyna, bo wpędzisz biedne maluchy w kompleksy.
- Senator Abraham Danforth jako wybitny znawca niemowlęcych
ubranek... - mruknęła ze złością.
- Znawca nie znawca, ale swoje wiem - odparł pogodnie, wyciągając
niebieski komplecik, który uznał za kompromisowy. - Niemowlaki
często są łyse, a po rysach trudno rozróżnić płeć, więc niech o niej
anula & polgara
świadczą ubranka. Szukamy czegoś jeszcze?
- Kocyków.
- Dla chłopców czy dziewczynek?
- A jakie to ma znaczenie? - rzuciła sarkastycznie. - Kocyk ma być
ciepły i miękki, to wszystko.
- Nie kłóć się ze mną. Zadbajmy, żeby nikt nie pomylił naszych
dziewczynek z chłopcami i na odwrót.
- Naszych? - Nicola rzuciła dziwne spojrzenie. [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl