[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mojej przyjaciółki Jenny. Nasz salon zapełniony był świetnie się bawiącymi małymi dziećmi,
nastolatkami i dorosłymi. Udi, choć tak kochał \ycie, rzadko przesadzał z alkoholem, ale
tamtego wieczora wypił o kilka kieliszków za du\o i postanowił zapalić świeczkę na choince.
- Nie bądz taką neurotyczką! - powiedział mi, kiedy protestowałam, \e to zbyt niebezpieczne,
skoro w domu jest tyle osób. - Nie ruszę się stąd i będę miał oko na drzewko!
I tak robił - dopóki jego zamglony wzrok nie padł na deser na kuchennym stole i bez namysłu
poszedł tam, \eby poczęstować się czekoladowym musem. Niedługo potem czteroletnia
Jessica przybiegła do mnie podekscytowana.
- Ciociu, choinka siÄ™ pali!
Rozbawił mnie sposób, w jaki przekręciła znaczenie tych słów.
- Nie, kochanie, są na niej elektryczne lampki... O mój Bo\e! Od świecy ogniem zajęła się
gałązka i małe płomyki rozbiegły
się na wszystkie strony niczym armia czerwonych i \ółtych mrówek. Cała wysuszona na
popiół choinka, opleciona elektrycznymi kablami, za chwilę miała zapłonąć jak pochodnia.
Krzycząc na wszystkich, \eby się cofnęli, złapałam dwie poduchy z sofy i zaczęłam machać
nad nimi przed palącą się gałązką, próbując w ten sposób zgasić ogień. Moje intuicyjne
działanie odniosło wręcz przeciwny skutek, zwiększając dopływ tlenu i powodując
rozprzestrzenienie siÄ™ po\aru. Nic dziwnego, \e wyrzucono mnie z harcerstwa.
Kilka sekund pózniej Udi przybiegł z naszą osobistą kuchenną gaśnicą po to tylko, by się
przekonać, \e nie ma zielonego pojęcia,
114
jak się ją obsługuje. Ja te\ nie miałam. śadne z nas nie było w stanie przeczytać instrukcji, bo
literki były za małe, a brakowało czasu na poszukanie okularów. Kiedy ogniem zajął się pień,
nasz przyjaciel Nigel heroicznie zdusił ogień gołymi rękami, przy okazji przewracając
choinkÄ™.
- Jak mogłeś być taki głupi?! - wrzasnęłam na Udiego, kiedy otworzyliśmy okna, by
wypuścić dym, i zajęliśmy się szacowaniem strat: rozbite bombki, podłoga zasypana
igliwiem, przypalone poduchy, poczerniałe od sadzy białe ściany. - Mogłeś nas wszystkich
zabić!
- Ale jestem pewien, \e zdmuchnąłem świecę! - protestował słabo. Chocia\ starczyło mu
przyzwoitości, by sprawiać wra\enie skruszonego, niedługo potem śmiał się głośno i przez
długi czas zabawiał gości tą historią.
Kiedy Joshua budził się w pierwszy dzień świąt, zwykle o jakiejś nieludzkiej porze w rodzaju
piąta nad ranem, przynosił swoją skarpetę do naszej sypialni i wyrzucał zawartość na łó\ko.
Jego ojciec, producent telewizyjny, filmował całą scenę z tą samą profesjonalną starannością,
z jaką podchodziłby do dokumentu robionego na zlecenie Channeł 4. Praktycznie nie
rozstając się z kamerą, Udi filmował Jo-shuę od dnia, gdy ten przyszedł na świat: awantury i
grymasy, jedzenie posiłków, budowanie namiotów w salonie. Natychmiast te\ odtwarzał
nakręcony materiał, a Joshua, siedząc mu na kolanach, śmiał się do rozpuku albo krzywił ze
strachu na widok swoich wybryków. Często protestowałam, \e oglądanie swoich poczynań na
ekranie telewizyjnym w kilka minut po ich prze\yciu mo\e mieć w dłu\szej perspektywie
negatywny wpływ na małe dziecko, ale Udi odpowiadał, \e to bzdury, i jak zwykle okazało
się, \e miał rację.
Co roku Sue i ja na zmianę przygotowywałyśmy świąteczny obiad dla naszych rodzin, co
oznaczało, \e przy stole zasiadało od dwunastu do czternastu osób. W drugi dzień świąt
przychodziły do nas Hannah, Tabby i jej partner Carlton, a pózniej tak\e ich syn Nathaniel.
Poniewa\ dziewczęta jadły tradycyjny posiłek u matki poprzedniego dnia,
115
jedzenie nie było tak wa\ne jak coroczny spacer. Odziani w płaszcze, śniegowce i szale
wyprawialiśmy się na Heath.
- Masz klucze? - zapytał mnie pewnego razu Udi, zatrzasnąwszy drzwi do naszego
mieszkania i wejściowe drzwi do domu.
- Nie. A ty swoich nie masz?
Znalezienie ślusarza dwudziestego szóstego grudnia w Londynie było rzeczą niemo\liwą,
zadzwoniliśmy więc na 999 i zdaliśmy się na łaskę stra\aków. Poniewa\ nie byli zbyt zajęci
(na szczęście austriackie zamiłowanie do podpalania choinek nie rozprzestrzeniło się wśród
Anglików), przed nasz dom zajechały dwa potę\ne wozy, z których wyskoczyło kilkunastu
dobrze zbudowanych stra\aków. Joshua bardzo się cieszył, Udi mniej, zwłaszcza gdy
stra\acy, obszedłszy dom i zajrzawszy przez okna do środka, oznajmili, \e z powodu licznych
zamków i urządzeń zabezpieczających nie są w stanie wejść do środka, nie wyłamując drzwi.
- To wszystko twoja wina! - warknął na mnie Udi, podczas gdy dr\ąc z zimna, staliśmy na
dworze.
- Moja? Dlaczego?
- Gdybyś się nie uparła, \eby zamienić nasz dom w Fort Knox, nie znalezlibyśmy się w tej
sytuacji!
- Nie znalezlibyśmy się w tej sytuacji, gdybyś nie zatrzasnął drzwi! - odwarknęłam.
Burzliwa kłótnia, która potem nastąpiła, a tak\e podwójne wyzwanie, by wejść do środka,
powodując jak najmniejsze zniszczenia, oraz zrobić wra\enie na moich dwóch pięknych
pasierbicach, natchnęły stra\aków myślą, \eby w jednym z okien wywiercić dziurę i dzięki
temu go otworzyć. Stra\acy byli wspaniali.
Co mogło się równać z takimi wspomnieniami? Teraz, jak wszyscy osieroceni ludzie, którym
przed śmiercią Udiego nie poświęcałam ani jednej myśli, wraz ze zbli\ającymi się świętami
Joshua i ja musieliśmy znosić szczęśliwe rodzinne scenki: na ka\dym billboardzie
116
uśmiechnięci ojcowie otwierali prezenty, w ka\dej reklamie telewizyjnej uśmiechnięci
ojcowie kroili indyka i w ka\dym bo\onarodzeniowym filmie familijnym występowali [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl