[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zdobyła, widocznie nie przedstawiało to większych trudności.
- Wpuść mnie!
- Nie widzÄ™ potrzeby. Nie martw siÄ™ o mnie. U mnie wszystko w porzÄ…dku.
- Nie uwierzę, póki nie zobaczę. Zawsze chowałaś się po kątach, gdy coś cię
trapiło, tak jak teraz. Pomogę ci dojść do siebie, tylko otwórz furtkę. Wiem już, że
Laura oszukała twojego męża. Bardzo chce, żebyś do niego wróciła.
- Przyszłaś tu jako jego ambasador?
- Oczywiście, że nie, aczkolwiek moim zdaniem to najlepsze rozwiązanie.
Zależy mu na tobie o wiele bardziej niż Maksowi. Mam na względzie jedynie twoje
dobro.
- Dziękuję. Sama sobie poradzę.
- Wątpię. Niewiele wiesz o życiu, a zwłaszcza o układach w przemyśle
rozrywkowym. Max Hart nie będzie cię wiecznie rozpieszczać. Nauczę cię, jak
wykorzystać jego chwilową fascynację. Jeżeli go mądrze podejdziesz, otworzysz
sobie drogę do dalszej kariery. Jeśli tobą nie pokieruję, odejdziesz w niepamięć.
Chloe dostała mdłości z obrzydzenia. Potok  zbawiennych" rad nadal płynął z
drugiej strony płotu. Stephanie kilkakrotnie powtórzyła swoją przepowiednię, że
zostanie porzucona. W końcu wyprowadziła córkę z równowagi.
- Przestań! - wrzasnęła na cały głos.
- Zrozum, dziecino, potrzebujesz mnie - perswadowała Stephanie. - Będę ci
zawsze służyć radą i pomocą, tylko mnie wpuść.
Lecz Chloe mierziły jej rady. Zakryła uszy rękami.
- Nie, mamo, nie proś mnie o to. Wracam do domu. Jeżeli stąd nie odejdziesz,
wezwÄ™ policjÄ™.
R
L
T
Ruszyła ku domowi tak pospiesznie, że omal nie nadepnęła na pieska, który
krążył wokół niej, równie niespokojny jak jego pani. Zza ogrodzenia nadal dobiegał
podniesiony głos Stephanie. Chloe wbiegła po schodach na piętro. W sypialni szybko
zrzuciła ubranie, padła na łóżko, wtuliła twarz w poduszkę i nakryła głowę kołdrą.
Nie martwiło jej, że uciekła. Powiedziała sobie, że w niektórych wypadkach
ucieczka stanowi najrozsÄ…dniejsze rozwiÄ…zanie.
Max czekał na telefon całe popołudnie. Niepokój narastał z każdą chwilą, tym
bardziej że Chloe nigdy nie łamała obietnic. Czyżby Tony narobił takiego zamieszania
w jej głowie, że nie czuła potrzeby dotrzymania słowa? Cokolwiek nią powodowało,
nie mógł odpędzić myśli, że ją traci.
O piątej postanowił sprawdzić osobiście, co zaszło. Długo dzwonił do drzwi, ale
nie otworzyła. Luther też nie szczekał, co nasunęło mu przypuszczenie, że
wyprowadziła go na spacer. W ciągu pół godziny obszedł wszystkie alejki parku
Centennial, ale ich nie spotkał. Zadzwonił więc do niej, tylko po to, by stwierdzić, że
wyłączyła telefon.
Wrócił pod dom, ponownie nacisnął dzwonek.
Odpowiedziała mu cisza. Chloe dała mu klucz, żeby sobie sam otworzył, gdyby
była zajęta. Ponieważ składał nieplanowaną wizytę, nie chciał naruszać jej
prywatności bez pozwolenia. Ale lęk o jej bezpieczeństwo przeważył. Najwięcej
wypadków zdarza się w domach. Przełamał wewnętrzne opory i przekręcił klucz w
zamku.
Gdy wkroczył do holu, usłyszał warczenie Luthera. Stał na piętrze na sztywnych
nogach, gotów do ataku. Lecz gdy go rozpoznał, wrócił do sypialni Chloe.
Czyżby spała? O tej porze? Może zachorowała?
Z drżeniem serca wbiegł na piętro, przeskakując po dwa stopnie naraz.
Zastał ją w łóżku. Ubrania leżały rozrzucone po podłodze, jakby zrzuciła je w
biegu. Tylko czubek jasnej czupryny wystawał spod kołdry. Luther położył się na
poduszce przy swej pani.
R
L
T
Max przystanął przy łóżku. Przez chwilę słuchał jej oddechu. Stwierdził, że od-
dycha normalnie. Najchętniej zrzuciłby ubranie i zamknął ją w objęciach, nie po to, by
ją pieścić, lecz by sprawdzić, czy między nimi nic się nie zmieniło. Jednak intuicja
podpowiadała, że to zły pomysł. Odepchnęła go przecież. Choć nie potrafił odgadnąć
powodu, nie zamierzał dać za wygraną.
Przysunął sobie krzesło. Razem z pieskiem czekali, aż najważniejsza osoba w
ich życiu się obudzi.
Chloe stopniowo odzyskiwała świadomość. Nie otworzyła jednak oczu. Zanim
zasnęła, wylała w poduszkę morze łez. Nie chciała wracać do rzeczywistości, by znów
nie popłynęły.
Wzięła głęboki oddech, zmieniła pozycję. Nagle wyczuła jakieś poruszenie w
łóżku, a potem dotyk mokrego języka na czole. Luther ją budził! Pewnie zgłodniał.
Czyżby przespała porę karmienia? Zawstydziła się, że trzyma swego dzielnego
towarzysza o głodzie. Odrzuciła kołdrę i podrapała go za uszami.
- Zaraz cię nakarmię, maleńki - wymamrotała jeszcze z zamkniętymi oczami.
- Ja też tu jestem! - oznajmił znajomy, męski głos.
Chloe natychmiast podniosła powieki. Max siedział obok na krześle, pochylony
w stronę łóżka, z łokciami na kolanach. Nie spuszczał z niej badawczego spojrzenia.
- Martwiłem się o ciebie, dlatego pozwoliłem sobie wejść - wyjaśnił.
- Przepraszam, że nie zadzwoniłam. Moja matka przyszła mną pokierować, ale
nie skorzystam z jej rad.
- Jakich?
- Pouczała mnie, że powinnam wyciągnąć z naszego romansu tyle korzyści, ile
można, zanim mnie porzucisz.
Max zesztywniał, wyprostował plecy. Rysy mu stężały.
- W ogóle nie powinnaś jej tu wpuszczać, ani tym bardziej słuchać.
- I nie wpuściłam. Ale trudno nie słyszeć, jak ktoś wrzeszczy na całą ulicę.
Max wstał, zaklął pod nosem.
R
L
T
- Nie możesz tu zostać, Chloe. Skoro zdobyła twój adres, poda go Tony'emu.
Nie dadzą ci spokoju, będą zatruwać twój umysł, podważać zaufanie do mnie. W
końcu cię przekonają, żebyś do niego wróciła.
Chloe po raz pierwszy widziała go tak zdenerwowanym. Zawsze panował nad
sobą w każdej, nawet najtrudniejszej sytuacji. Tymczasem teraz przemierzał pokój
wielkimi krokami, z wściekłością wyrzucając z siebie, co mu leżało na sercu:
- Z całą pewnością Tony zrobi wszystko, żeby obrócić na swoją korzyść
oszustwo Laury. Wmówi ci, że padł ofiarą manipulacji...
- Skąd wiesz, że markowała ciążę? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl