[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Męża Roku. Ale obiecała mi inną nagrodę - dodał i mrugnął okiem. Choć
narzeka!.wcale nie wyglądał na niezadowolonego, a sądząc po jego
minie, można byjo pomyśleć, że wybiera się na finał mistrzostw świata w
piłce nożnej, a nie na gwiazdkowe zakupy.
- No to powodzenia - powiedział Philip.
- Dzięki. I obiecaj, że nie będziesz siedział długo.
- Nie będę.
Po odejściu Gene'a puste pomieszczenie wydało się jeszcze bardziej
ponure i smutne, a Philip z całą siłą poczuł dojmującą samotność. Jego
przyjaciel miał rację: zostało kilka dni do Bożego Narodzenia, a on chowa
się w biurze. I robi tak od dawna, to nie pierwszy raz. Gdy Gene z żoną
zmaga się z rozgo-
71
rączkowanymi tłumami w sklepach, on ucieka przed ludzmi. I to tymi
najbliższymi - przed córką, przed...
Nie, Carrie wcale nie jest mu bliska. To obca osoba, a nie żaden prezent
od losu, jak twierdziła Mackenzie i jak twierdził Gene.
Dlaczego więc Mackenzie tak się przy niej zmieniła? I to na korzyść, sam
przecież kiedyś to przyznał. Czy nie wmawia sobie, że nie chce jej znać?
Czy nie chowa tchórzliwie głowy w piasek? Tak, jest tchórzem, skoro raz
zawiódłszy się na kobiecie, boi się podjąć ryzyko. Jest tchórzem i
gburem, niewdzięcznym ojcem. Mój Boże, zamiast podziękować córce za
zaproszenie, skrzyczał ją, że korzysta z okazji, by podsunąć mu Carrie
pod nos. Obraził się i uciekł.
A jeśli nawet Mackenzie podsuwa mu Carrie pod nos, to co?
Carrie, ciągłe ta Carrie. Prędzej czy pózniej zawsze wraca do niej
myślami. A ilekroć wypowiada jej imię, przeszywa go zimny dreszcz.
Nie, przeciwnie, gorący dreszcz. Ledwo ją zna, lecz myśli o mej jak o
kimś ważnym, bliskim. Dla Mackenzie Carrie jest bliska, mała spędza z
nią mnóstwo czasu. Ta dwudziestoczteroletnia dziewczyna jest dla niej
lepszą matką niż kiedykolwiek była nią Laura.
Westchnął ciężko, wstał z krzesła i podszedł do okna. Z dwudziestego
piętra widok na centrum Seattle i Pudget Sound był wspaniały.
Zapierający dech w piersiach. Wybrzeże, doki, Pike Place Market -
wszystko tętniło życiem. Wiele razy stał w tym samym miejscu, wyglądał
i nic nie dostrzegał ani niczego nie czuł - teraz poczuł nagle niezwykłe
ożywienie.
Wrócił do biurka i wyłączył szybko komputer. Był jeszcze bardziej
zdezorientowany niż po przyjściu. Nie wiedział właściwie, co zrobi ani co
powinien zrobić. Nie miał żadnego planu, uznał jednak, że musi stąd
wyjść i odnalezć czym prędzej Carrie Weston.
72
To smutne, że trzynastoletnia córka miała więcej życiowej mądrości niż
jej ojciec. W tym jednak wypadku tak właśnie było. Mackenzie miała
rację, gdy mówiła, że Philip boi się zacząć życie od nowa, że chowa
głowę w piasek, że nie umie pogodzić się z przeszłością. Oczywiście miał
powody, by tej przeszłości żałować - ożeni! się zbyt młodo, nierozważnie.
Nie znaczy to jednak, że musi powtórzyć ten sam błąd, chociaż długo tego
właśnie się obawiał.
Zamknął biuro, wsiadł do samochodu i ruszył do domu. Zaparkował w
garażu po drugiej strome ulicy i właśnie szedł do wejścia, kiedy zauważył
Carrie. Poruszała się z jakąś naturalną gracją, jakby tańczyła. Pomyślał,
że od początku mu się to podobało, choć nie umiał tego nazwać ani nie
chciał się do tego przyznać. Cóż więc to było? Energia, witalność, ra-
dość? Tak, Carrie promieniowała radością życia. Czasami się
zastanawiał, dlaczego zawsze jest taka uśmiechnięta i pogodna. Teraz już
go to nie interesowało. Cieszył się, że taka jest, i miał nadzieję, że zechce
podzielić się z nim tą radością.
- Carrie! - Przebiegł przez ulicę i zawołał ją, chociaż nie miał pojęcia, co
powie, kiedy ją dogoni.
Przystanęła przed wejściem i odwróciła się zaskoczona. Kiedy zaś go
zobaczyła, jej spojrzenie wcale nie było radosne. Nie odezwała się, póki
do niej nie podszedł, nawet nie spróbowała się uśmiechnąć.
- Naprawdę nie miałam pojęcia, że Mackenzie zaprosiła nas oboje.
- Wiem - odparł z poczuciem winy.
- Wiesz?
Wzruszył ramionami i spuścił na chwilę wzrok. Za każdym razem gdy był
blisko niej, uroda Carrie robiła na nim wstrząsające wrażenie. Spojrzał
znów w jej błękitne oczy i powiedział:
73
- Zastanawiałem się, czy nie zechciałabyś... wiem, że to w ostatniej chwili
i pewnie masz już inne plany, ale... - Urwał. Kiepsko mi idzie, pomyślał. -
Czy poszłabyś ze mną na świąteczne zakupy? - zapytał w końcu, bo
przyszło mu do głowy, że jeśli zaprosi ją na kolację albo do kina, Carrie
natychmiast odmówi. - Chcę znalezć coś dla Mackenzie - dodał na
zachętę. - Przydałoby mi się chyba parę rad.
Błękitne oczy Carrie rozszerzyły się ze zdumienia.
- Dlaczego? - zapytała.
- Najlepiej teraz - zignorował pytanie i popatrzył na nią z nadzieją.
- Teraz? - powtórzyła, a potem uśmiechnęła się tym swoim łagodnym,
uroczym uśmiechem, na widok którego topniało mu serce. - Dobrze -
zgodziła się, jakby propozycja wcale nie była zaskakująca.
Dobrze. To niezwykłe, jak jedno krótkie słowo może wywołać tyle
radości. Gdyby Philip był aktorem na scenie, od tej chwili zacząłby
śpiewać swoje kwestie.
Carrie zeszła ze schodków na chodnik i znów się uśmiechnęła - z radością
i wdzięcznością. To on powinien być wdzięczny. Ujął ją pod ramię i
poprowadził w stronę parkingu.
Zycie jest piękne, pomyślał. Bardzo dawno przestał w to wierzyć, ale
teraz uwierzył na nowo.
Rozdział 8
Kilka godzin wcześniej Carrie powiedziała mamie, że ledwo zna Philipa
Larka. Teraz nie była pewna, czy znała jakiegokolwiek mężczyznę lepiej
od niego. Siedzieli we włoskiej restauracji obłożeni prezentami
świątecznymi i rozmawiali tak długo, aż wszystko zostało powiedziane. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl