[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Po wstrzÄ…sie to siÄ™ zdarza.
Normalnie bywała po imieniu nawet ze studentami starszych lat, z
którymi łączyła ją praca. Dlaczego na niego zareagowała w ten
sposób? Czy ostrzegał ją instynkt?
- Myślisz, że morderca jest tu, w tym domu?
- Pewnie tak. Mam nadzieję, że nie podejrzewasz mnie, choć
zostałem awansowany na Króla Węgorzy.
- Rzeczywiście. Dlaczego tak wyszło? - zauważyła, że znowu
zaczyna zadawać pytania, jak na egzaminie.
Uważnie przyjrzała się skupionej twarzy mężczyzny, który ze
zmarszczonymi brwiami patrzył w dal, może zastanawiając się, czy
powiedzieć prawdę, czy wymyślić bardziej wiarygodną od
rzeczywistości bajkę. Jeśli ma mu postawić stopień, to na pewno
piątkę. Albo za oszustwo, albo za uczciwość, jeszcze nie wiadomo.
Ale na pewno ani pół stopnia mniej.
Jego opalone, silne dłoni spokojnie spoczywały na stole,
zawinięte rękawy odsłaniały muskularne, nawykłe do pracy fizycznej
ręce. Przeniósł wzrok na Martę i spojrzał jej prosto w oczy.
- Moja wina. Ten dobry człowiek z miejsca sklasyfikował mnie
jako gangstera. Bez ryzykowania choćby odrobiny pracy myślowej.
Absolutnie pewny siebie i swojej błyskotliwości. I dlatego umyślnie
podłożyłem mu się, że znam tego Borowskiego, czy jak mu tam.
Jeszcze bredziłem coś o zmienionym głosie w wywiadzie, żeby było,
że się asekuruję. Swoją drogą, przeziębiony wtedy byłem naprawdę. -
Pokręcił głową z dezaprobatą. - Jaką miał minę! Jak drapieżnik, który
pochwycił ofiarę. Ale to była zbyt łatwa zdobycz.
- Właściwie, to jesteś bardzo nie w porządku. Wprowadziłeś w
błąd człowieka, który wypełniał swoje obowiązki służbowe. I to
ważne obowiązki. Nikt nie lubi kłusowników.
- Masz rację. Postąpiłem złośliwie i nieuczciwie, bo zirytowało
mnie, że mnie sobie upatrzył i od razu chciał upolować. Czy uważasz,
że powinienem go przeprosić i powiedzieć prawdę?
Roześmiała się.
- Niezły pomysł. Ty byłbyś w porządku, a on by cię jeszcze
bardziej podejrzewał. Wiesz, lepiej zostaw to tak, jak jest.
- Bardzo dydaktycznie - ucieszył się. - Nauczy się najpierw
myśleć, potem mówić.
- Jak na artystę - spojrzała przeciągle - to chyba trochę
nietypowe. Powinieneś funkcjonować całkowicie na luzie i odzywać
siÄ™ absolutnie spontanicznie.
- Zgodzę się, ale - rozłożył bezradnie ręce - ja przecież jestem
Węgorkiem i to najważniejszym. Nie mogę sobie pozwolić na taką
beztroskÄ™.
Marta o mało nie udławiła się ciastem.
- I dziwić się, że mówiłeś o trudnościach z policją. Musisz
wyprowadzać z równowagi każdego, kto nosi mundur.
Reising w zakłopotaniu usiłował zwichrzyć swoje gęste, kręcone
włosy.
- Może nawet nie trudności, ale moje ostatnie kontakty z tą
instytucją skończyły się dla mnie zdecydowanie niekorzystnie.
Właściwie fatalnie. Obiecuję ci, że to kiedyś opowiem. Zgoda? -
Skinęła głową. - A co robimy ze sprawą? Myślimy czy udajemy, że
nic się nie stało?
- Myślimy i udajemy, że nic się nie stało. Sądzisz, że dziesiąta
trzydzieści dwie to naprawdę ta godzina?
- Jeśli wszystko jest dokładnie tak, jak mówią, a zegarek nie
stanął na przykład wczoraj, to rzeczywiście jest ta godzina.
- Czy to nie za prymitywne?
- A czy duszenie bezbronnej kobiety rajstopami nie jest
prymitywne i wulgarne? Ale zgadzam się z tobą, że może być całkiem
inaczej na mnóstwo różnych sposobów.
- Czy ktoÅ› z tych ludzi wyglÄ…da na takie ohydne zwierzÄ™?
- W ogóle nikt nie sprawia wrażenia chętnego mordować. Nawet
elegancko.
- O przepraszam - spojrzała wyniośle - lord Drzygłód. W
czarnych rękawiczkach wsypujący truciznę. Widzę go w tej roli.
- Ale ten nie wsypał, tylko po prostu udusił. A tu sami porządni
ludzie. Co za wstyd.
- A może to Węgorz. Jego chyba stać na takie metody.
- Pewnie, czemu nie. Policja oczywiście drogą błyskotliwego
śledztwa wyjaśni wszelkie wątpliwości. W dodatku zdaje się, że
prężni i wspaniali przedstawiciele prawa właśnie się zjawili.
Chodzmy, zanim nas siłą ściągną na dół.
Rozdział 7
Marta nigdy nie uważała się za amatorkę powieści kryminalnych,
toteż niewiele obiecywała sobie po rozmowie z młodym policjantem z
Pomyślewa.
Chociaż, musiała to przyznać, zaskoczył ją bystrym wyglądem i
gdyby był jej studentem, pewnie należałby do tych bezproblemowych.
Z uśmiechem, zapewne służbowym, policjant patrzył na nią
uważnie i chyba z ciekawością. Marta przyzwyczajona do
zainteresowania ze strony mężczyzn bez względu na ich wiek nie
zwróciła na to większej uwagi, natomiast speszyło ją, że ten chłopak
najwyrazniej spodziewał się od niej pomocy w postaci jakichś
sensownych informacji czy uwag.
- Czy pani znała kogokolwiek z tych państwa przedtem?
- Absolutnie nikogo.
- A pana Reisinga? Potrząsnęła głową. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl
  • szepietowski.php">Automaty Andrzej Szepietowski
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sulimczyk.pev.pl