[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Podał mi plasterek buraka i odkroił sobie drugi. Miały nudną, piekącą słodycz
sacharyny i rozchodziło się od nich nieprzyjemne zimno po ciele. Dlatego jadło się je
ostrożnie i małymi dawkami.
- Panie, daj pan kawałek, nie bądz pan taki.
Człowiek w trzewikach ze starczym uporem tkwił wciąż nad nami.
- Trzeba było urwać sobie - rzekł Romek. - Chcielibyście tylko, żeby ktoś za was tyłka
nadstawiał jak w Warszawie, prawda? Sami to się boicie?
- Jakże j a mogłem walczyć w Warszawie, jak mnie zaraz Niemcy wywiezli?
- Idzcie, idzcie, stary, do roboty i starajcie się dalej, to wam majster Batsch może
skórek od chleba da - rzekłem drwiąco, a kiedy nie odchodził, nie mogąc oderwać oczu od
chrupanych przez nas nonszalancko plasterków, dodałem zniecierpliwiony: - Słuchajcie no,
29
stary, buraki szkodzą na żołądek. Za dużo w nich wody. A wy zjadacie całe główki. Nogi was
nie bolÄ…?
- Gdzie tam, żeby bolały, tylko mi trochę opuchły - rzekł z ożywieniem stary,
podciągając do góry zabłocone nogawki pasiaka. Z utytłanych w błocie, niegdyś eleganckich
trzewików, z fantastycznie poskręcanych szmat i ścierek wyłaziły obrzmiałe, chorobliwie
białe, prawie sine łydki.
Pochyliłem się i nacisnąłem palcem skórę. Dywersant gmerał obojętnie kilofem w
ziemi. Nie imponowały mu byle jakie opuchnięte nogi.
- Widzicie, stary, palec włazi w ciało jak w wymieszone ciasto. A wiecie dlaczego?
Woda, nic, tylko woda. Jak dojdzie od nóg do serca, to wtedy kaput. Nie można nic pić, nawet
kawy. I zieleniny, ma się rozumieć, także nie jeść. A wy buraków chcecie.
Stary krytycznie spojrzał na łydkę, a potem podniósł na mnie oczy bez wyrazu.
- Dam wam kawałek chleba, ale za całego buraka - powiedział bezdzwięcznie i
wyciągnął z kieszeni omotany w brudną szmatę chleb, tak z pół pajdki rannej, jak
błyskawicznie i fachowo oceniłem.
Dywersant oparł się na kilofie, a drugą ręką chwycił się pod bok.
- Widzicie, stary, zawszeście jednakowi. Co dzień z wami to samo. Trzeba było od
razu wyciągnąć chleb, a potem opowiadać dyrdymałki. %7łe też wy od rana umiecie dotrzymać
- dodał z mieszaniną pogardy, uznania i zazdrości.
- Ano, jak trzeba. Takim burakiem to człek przynajmniej kiszki napcha. Dajcie
prędzej, bo do roboty trza. Gadamy i gadamy, a tam inni za mnie kopią.
- Chleba dajecie za paznokieć, a buraka to chcecie za całą rękę - rzekł dla zasady
Romek. - Ale niech tam już będzie, żebyście nie marudzili.
Chwycił chleb, położył go we wnęce, następnie wyjąwszy z kieszeni kawałki buraka,
poskładał je do kupy, aby unaocznić, że kantu nie ma i że to rzeczywiście cały, nie nadkrojony
burak, i wręczył je staremu, który zebrawszy kawałki buraka w podołek, odszedł w pośpiechu
za zakręt rowu, ciągnąc za sobą łopatę.
Wtedy Romek sięgnął do wnęki, wyjął chleb, podzielił go sprawiedliwie na dwie
równiutkie części i podał mi jedną. Poczęliśmy obaj żuć, uważnie mieszając chleb ze śliną i
połykając bez pośpiechu. Wreszcie Romek wyciągnął z kieszeni dwie przyduszone, zwiędłe
śliwki. Z chytrym uśmiechem rzucił mi jedną. Złapałem ją w powietrzu.
- Trzeba mieć, uważasz, cierpliwość i umieć donosić żarcie do czasu. Znalazłem
śliwki, jak chodziliśmy po narzędzia rano do budy. %7łebym to ja tak chleb umiał dotrzymać...
Ale ty byś od razu zjadł.
30
- Naturalnie, że bym zjadł - odpowiadam zgodnie. Znów bez porozumienia wróciliśmy
do dawnego systemu pracy. On kiwał się na kilofie, krusząc resztki grud upadłych z nasypu, a
ja podpierałem wnękę, w której wydawało się nieco cieplej niż w gołym rowie, może dlatego
że nad rowem szedł wiatr, a tu było trochę ziemi nad głową niby dach.
- Wiesz, jak w Oświęcimiu dostawałem paczki, to mleko skondensowane od razu
wypijałem - mówię w rozmarzeniu. - Nigdy nie umiałem podzielić. A tutaj porcje także od
razu zjadam. Widziałeś mnie kiedy, żebym miał chleb przy sobie? Raz-dwa zjeść, troszkę
kawy popić, ale niedużo, i przestać cały dzień przy łopacie. Grunt to nie narobić się.
- Najlepszy system to nie nosić jedzenia w kieszeni. Co w żołądku, tego ani złodziej
nie ukradnie, ani ogień nie spali, ani na podatki nie wezmą. Taki, co dzieli, gmera, mamrze się
zjedzeniem - prędko zdechnie. To żydowski system.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Podobne
- Home
- Tadeusz Tołłoczko Od paternalizmu przez partnerstwo, formalizm do klientelizmu
- Dołęga Mostowicz Tadeusz Bracia Dalcz i S ka tom II
- Dajczer Tadeusz, RozwaĹźania o wierze
- Dołęga Mostowicz Tadeusz Kiwony
- Żeleński Boy Tadeusz Słówka
- Żabiński Jan Opowiadania o zwierzetach
- Jeffrey Lord Blade 23 Empire of Blood
- 0088. Wood Tonya Dochodzi póśÂ‚noc
- Chemotherapy Dose Calculation and Administration in Exotic Animal Species
- Conn Claudy [Legend 04] Free Falling (pdf)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- anapro.xlx.pl