[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Oczywiście, jeżeli pozwoli pani to w najbliższych dniach złożę państwu Szczerkowskim
wizytÄ™.
 Najlepiej jutro. Wujenka na pewno ucieszy siÄ™. Jutro jest sobota, to jest taki nieoficjalny
 żurek wujenki. Niech pan koniecznie przyjdzie. O piątej!
 Przyjdę na pewno. Do widzenia, panno Lusiu. Jak to góra z górą... Miałem dziś
szczęśliwy dzień.
 O i ja też  powiedziała po prostu  do widzenia, do jutra!
Józef szedł gwiżdżąc i wymachując z lekka parasolem. Chętnie wywijałby nim na cały
chodnik, ale co by o nim pomyśleli ludzie.
 Jakaż ona śliczna i jaka miła... Lusia. Lusia to jest bardzo ładne imię.
Przyszło mu na myśl, że na przykład Rosiczka... To brzmi nienaturalnie, dziwacznie,
wręcz pretensjonalnie...
Chętnie nie poszedłby do mecenasostwa dziś wieczór. Wprawdzie nie był tam wczoraj, ale
z panią mecenasową i z Rosiczką widział się w Zachęcie, więc jego nieobecność dałaby się
usprawiedliwić.
Po obiedzie wstąpił do biura, by spokojnie i z ołówkiem w ręku sprawdzić kalkulację tego
łajdaka Weisblata. Nie ulegało wątpliwości, że ryzyko było minimalne i że kokaina musi dać
swoje czterysta pięćdziesiąt procent czystego zysku, nawet gdyby co dziesiąty transport
przepadł.
Wątpliwości natury moralnej topniały w Józefie w miarę przekonywających perswazji
Mecha. Ten doskonale był poinformowany o różnych geszeftach, robionych przez wszystkich
na prawo i na lewo.
Rozważania te na tyle poprawiły humor Józefa, że około ósmej poszedł do Neumanów.
W salonie siedział stary pan Huszcza, ojciec narzeczonego Nuny. Przeglądał ilustracje i
mruczał coś pod nosem.
 Takich to czasów dożyliśmy  przywitał Domaszkę.
 A co się stało?
 Co się stało, co się stało! Wciąż dzieje się diabli wiedzą co! Wszystko ci socjaliści,
masoni i...
Obejrzał się i pochylając się do Józefa zakończył:
 ... i %7łydzi. Nie mówię panie, o Neumanach, bo to porządny dom, ale za dużo tego na
świecie.
 Przecież Neumanowie to nie %7łydzi  zdziwił się Józef.
 Kto to może wiedzieć  wzruszył ramionami stary Huszcza  wygląda, że nie. Ale
zawsze nazwisko obce. Nierasowi Polacy. Niech pan mi wierzy, że dużo mnie kosztowało,
zanim zgodziłem się na małżeństwo syna z ich córką.
Józef, który zarówno z własnych obserwacji, jak i od znajomych wiedział, że stary
gwałtownie parł do tego małżeństwa, uśmiechnął się nieznacznie.
 Co?  poderwał się stary  może pan myśli, że ja na pierwsze zaręczyny Wacka inaczej
patrzyłem?
 Ależ bynajmniej...
:
 Nie, nie, panie. Muszę panu wyjaśnić. Panna Monier pochodziła z Francuzów, a to co
innego. Bratni naród, wielowiekowa przyjazń, wspólnota kulturalna, panie, to co innego!
50
 Dlaczego tedy nie doszło małżeństwo do skutku?
 Ha... Sam pan wie, że Monier zbankrutował. W takich warunkach...
Weszła majestatycznie pani mecenasowa:
 Bardzo panów przepraszam... Witam... witam... Moje panny zaraz będą gotowe. Miałam
dziś trochę migreny... A gdzież to pan Wacław?
Huszcza nie umiał tego wytłumaczyć. Może trening, a może jakieś posiedzenie. Ci
sportowcy najwięcej trenują się w posiedzeniach.
Panna Nuna w zielonej sukni wyglądała prawie ordynarnie, a Rosiczka miała zupełnie
niemądry wyraz twarzy i piegi jej zrobiły się na nosie. Przy tym powiedziała strasznie
banalnie:
 Cóż u pana słychać?
Miał ochotę odpowiedzieć tym, czym kiedyś Piotrowicz odpowiadał na takie głupie
pytania: słychać każdy szmer.
Jednak uśmiechnął się uprzejmie:
 Wszystko po staremu, panno Rosiczko.
 A wie pan dokÄ…d wybieramy siÄ™ na lato?
Znowu głupie pytanie: skąd mógł wiedzieć? Duchem Zwiętym przecież nie jest!
 Do Zakopanego?  próbował zgadnąć.
 Nie! potrząsnęła główką.
 Hm... do Konstancina?
 Nie!...
 Więc do Gdyni?
 Za gra-ni-cÄ™!
Powiedziała to z takim triumfem, jakby tysiące osób corocznie nie jezdziło za granicę,
tylko one. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl