[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ale nie żagle .
Zimny dreszcz przebiegł mu teraz po plecach, gdy przypomniał sobie słowa Coco  że
odrodził się w momencie, kiedy ją ujrzał pierwszy raz. Czy to znaczy, że Isabelle jest nierealna?
Czy związane z nią wspomnienia i wszystko, co zaszło w jego życiu, stanowi jedną makabryczną
iluzję?
Nie zdążył się nad tym zastanowić, bo zadzwonił telefon. Ettrich złapał słuchawkę i rzucił
 Halo? tak szybko, jak pozwoliły mu jego usta.
 Vincent? Tu Bruno.
 Dzięki Bogu.
Po drugiej stronie zapadła na chwilę cisza, a potem Bruno zapytał:
 Jesteś pewien, że On istnieje? Bo ja w tym momencie mam pewne wątpliwości.
 Amen, bracie.
 Ty umarłeś, Vincencie, prawda? Byłem na twoim pogrzebie. Zachorowałeś i umarłeś?
Pamięć kompletnie mi szwankuje. Jak zobaczyłem cię dziś w restauracji, o mało nie sfajdałem
się w spodnie. Przecież byłem na twoim pogrzebie! Odwiedziłem cię w szpitalu St. Julian s
i przyniosłem ci bukiet kwiatów!
Ettrich wziął długopis i zapisał  St. Julian s u dołu listu Isabelle.
 Wszystko się zgadza, Bruno, tyle że ja też nic nie pamiętam. Nic z tego, co się ze mną
działo. Trzeba mi było przypomnieć. A kiedy jej nie uwierzyłem, pokazała mi. Musiała mi to
udowodnić.
 Właśnie! Właśnie! Ze mną było tak samo. Gdzie się spotkamy? Możesz już teraz? Dostaję
na głowę. Wszystko jest po staremu, Vincencie. Umarłem i wróciłem, ale nic się nie zmieniło!
Pamiętam tylko to, co mi powiedział i pokazał w restauracji.
Ettrich zmarszczył brwi. Oczami wyobrazni ujrzał Coco i Brunona rozmawiających
w  Acumarze .   Pokazał ? Kto?  Brandt. Mężczyzna, z którym byłeś w restauracji: Edward
Brandt.
 Byłem tam z kobietą, Bruno. Przedstawiłem was sobie.
Nazywa się Coco Hallis.
Bruno zaskrzeczał wariackim śmiechem, który urwał się równie nagle, jak zaczął.
 To był mężczyzna, Vincencie. Przy twoim stoliku siedział mężczyzna, nie kobieta.
Przedstawiłeś mi Edwarda Brandta.
Twarze mężczyzn po obu stronach linii telefonicznej przybrały ten sam zakłopotany, upiorny
wyraz. Obaj również pomyśleli to samo: O Boże!
Zanim Ettrich opuścił mieszkanie, by spotkać się z Brunonem, wykonał jeszcze jeden
telefon. Nie miał na to ochoty, ale wiedział, że musi. Zadzwonił do Kitty. Nie była szczęśliwa.
Z miejsca spytała obcesowo, o co chodzi, dodając, żeby się streszczał, bo jest pózno. Starając się
nadać swemu głosowi jak najbardziej sympatyczny ton, Ettrich zapytał, czy odezwała się do niej
ponownie żona Brunona Manna. Z jeszcze większą irytacją odpowiedziała mu pytaniem, po co
Nancy Mann miałaby do niej dzwonić.
 No, wiesz, ze względu na to, co się stało z Brunonem.
 A co się z nim stało?
Choć Ettrich nie zdawał sobie z tego sprawy, jego głos nabrał twardości.
 Kitty, dzwoniłaś do mnie rano. Mówiłaś, że...
 Nic nie mówiłam. Cały dzień byłam poza domem, Vincencie. Pracowałam. Po co
miałabym dzwonić do ciebie?  Rozłączyła się.
Zarówno dla niej, jak i dla reszty świata Bruno Mann nigdy nie umarł.
Kiedy Vincent Ettrich szedł na spotkanie z Brunonem, dokonał swego pierwszego cudu.
Mieszkał w południowej części miasta, Bruno zaś na dalekich zachodnich przedmieściach.
Umówili się w modnym barze  Hof specjalizującym się w rzadkich gatunkach whisky. Ettrich
lubił to miejsce, gdyż pokazała mu je Isabelle Neukor. Jedna z wielu jej uroczych niespodzianek.
Kiedyś w pracy dostał od niej e-mail. Isabelle uwielbiała korespondować i gdy dobrze się między
nimi układało, zdarzało jej się pisać do niego trzy albo cztery razy dziennie. Czasem był to list
w biurowej poczcie, inne czekały w jego komputerze jak pocałunki ze słów. Tym razem przysłała
tylko nazwę i adres nieznanego baru i kazała mu się tam stawić o trzynastej po odbiór
niespodzianki. Uśmiechnął się, przypuszczając, że zamówiła mu telefonicznie z Wiednia
smaczny lunch. Kiedy się pojawił, Isabelle siedziała przy stoliku i rozmawiała z Margaret Hof,
właścicielką baru. Był zdumiony, ale nie zaskoczony.
Pewnego razu, gdy byli w łóżku, poprosiła, żeby opisał ją jednym słowem. Bez przerwy
zasypywała go podobnymi prośbami  żeby zamknął swój świat w jednym słowie, zdaniu albo
w obrazie, który by jej ukazał, jak on patrzy na rzeczywistość. Zamyślił się na moment, po czym
odrzekł:
 Opera włoska.
Pokręciła głową.
 Miało być jedno słowo.
 Nie ma takiego słowa, które by objęło cię całą, Isabelle.
 Spróbuj.
Zastanowił się dłużej i raptem znalazł:
 Morze.
 Może? Jak w  być może ?
 Nie, jak ocean.  Na nocnym stoliku stała szklanka z wodą. Podniósł ją.  Większość
znanych mi kobiet przypomina tę szklankę wody. Ty jesteś morzem.
Wspomnienie to odżyło w jego pamięci, kiedy Ettrich stał na ulicy, czekając na taksówkę.
Odkrył ze zdziwieniem, że ma łzy w oczach. Na myśl o Isabelle często zbierało mu się na płacz.
Ona była i włoską operą, i morzem. Nie mógł uwierzyć, jak bardzo go wzruszała; często go to
przerażało.
Nadjechała taksówka i Ettrich wsiadł. Gdy ruszyli od krawężnika, podał kierowcy adres.
Zaczął się zastanawiać, co powie Brunonowi i o co go zapyta, ale wszystko to znów wydało mu
się tak przytłaczające i niewiarygodne, że odsunął od siebie te rozważania  najdalej jak mógł 
i po prostu zatopił spojrzenie w nocy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl