[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Pracowała jako goniec w bibliotece, kiedy była w szkole
średniej - stwierdziła Polly. - Urocza dziewczyna. Niezwykle
sumienna.
- Jej rodzina pochodzi z Chipmunk - dodała Lynette - ale to
porządni ludzie. Chodzą do kościoła.
- Niesprawiedliwie jest osądzać kogoś po adresie -
zaprotestowała Polly. - Chodzmy do salonu.
Kiedy siadał, rzucił okiem na stojący z boku stół. Lynette
przygotowała rozpuszczalną kawę bezkofeinową i ucierane ciasto z
nowej piekarni.
- Podobno pojawiły się pogłoski - zaczęła Lynette - że ktoś z
Lockmaster chciał kupić hotel, ale stary sknera zażądał zbyt wysokiej
ceny. Więc niedoszły kontrahent zemścił się, wysadzając budynek.
Głupie gadanie, pomyślał Qwilleran. Tym niemniej takie właśnie
opowieści ciągle pojawiały się w złaknionym plotek Pickax.
- Gustav Limburger jest w szpitalu - oświadczył dziennikarz. -
Spadł ze schodków przed swoim domem. Dziś rano.
Przeprowadzałem z nim właśnie wywiad na temat dziejów należącego
do niego hotelu. Próbowałem pytać, jak on się czuje, ale szpital nie
chce udzielać żadnych informacji przez telefon.
- Mogę się dowiedzieć - zaproponowała Lynette, która
pracowała w klinice i dobrze znała całe środowisko medyczne.
Kiedy wróciła po odbyciu rozmowy, miała do przekazania
mnóstwo złych wiadomości: wielokrotne złamanie, zaawansowana
osteoporoza, nadciśnienie, arytmia i tak dalej.
- O mój Boże! Powinno być mi przykro z tego powodu -
powiedziała Polly. - Tylko że...
- Interesujący typ - oświadczył Qwilleran. - Czy kiedykolwiek
zetknęłaś się z tym człowiekiem?
- Tylko za pośrednictwem poczty. Co roku, kiedy zwracaliśmy
się do czytelników o wsparcie finansowe, odsyłał naszą kopertę z
dwoma dolarowymi banknotami w środku. Pomimo inflacji nigdy nie
przesłał nam innej sumy.
- Lepsze to niż nic - stwierdziła Lynette. - A przy okazji.
Państwo Tomsowie leczyli się w naszej klinice. Może nie powinnam o
tym mówić, ale wiem, że wam mogę zaufać. Jestem pewna, że
zachowacie tę wiadomość dla siebie. Anna Maria została u nas objęta
programem opieki dla przyszłych matek.
- O mój Boże! - wykrzyknęła Polly.
Qwilleran westchnął pod wąsem, a przez jego głowę przemknęło
mnóstwo hipotez.
Po chwili odezwała się Polly. Wyraznie starała się, by jej głos
brzmiał wesoło:
- A czym ty zajmowałeś się dziś po południu? Robiłeś coś
ciekawego?
- Zabrałem koty na wycieczkę. Ostatnio Koko zaczepia ciągle
Yum Yum. A to oznacza, że jest niespokojny.
- Przed chwilą dzwoniła Elaine Fetter. Twierdziła, że widziała
cię w sklepie pani Toodle. Mówiła, że kupowałeś produkty potrzebne
do przyrządzania duszonego mięsa. I że zamierzasz przekazać przepis
do przygotowywanej przez nią książki kucharskiej naszego okręgu!
Czy ty coś przede mną ukrywasz, kochanie? - zakończyła, rzucając
mu figlarne spojrzenie.
- Pani Fetter się myli, Polly. Przecież oboje wiemy, że w kuchni
jestem kompletnym analfabetą. Jeśli zajmę się pewnego dnia
gotowaniem, będzie to oznaczać, że zbliża się koniec świata.
- Ale kupiłeś te rzeczy - nalegała, żądając, niczym prokurator,
precyzyjnej odpowiedzi. Bawiło ją zakłopotanie Qwillerana, tym
bardziej że zazwyczaj umiał bez trudności wybrnąć z każdej
niewygodnej dla siebie sytuacji.
Musiał szybko coś wymyślić. I zrobił to, a efekt uznał za
całkiem niezły:
- To były zakupy dla pani Robinson. Robi wspaniałe duszone
mięso dla swojego kota. Dlatego poprosiłem, żeby przyrządziła porcję
tych pyszności dla moich dwóch łasuchów.
- Dlaczego jej mięso jest takie niezwykłe?
- Nie mam pojęcia. Kazała mi po prostu kupić jagnięcinę, ryż,
cebulÄ™ i cytrynÄ™.
- Takie składniki wskazywałyby na jakąś bliskowschodnią
recepturę - stwierdziła Polly. - Chciałabym dostać ten przepis. Możesz
to dla mnie załatwić?
Sytuacja znowu stawała się trudna.
- Obawiam się, że pani Robinson nie zechce zdradzić nam
swojej tajemnicy. No cóż... ona... zamierza... otworzyć firmę
cateringową i potrzebuje interesujących przepisów na wyłączność.
Pogratulował sobie w myślach dobrego pomysłu. Ale doszedł do
wniosku, że powinien czym prędzej zatrzeć ślady swojej zbrodni.
Szybko się pożegnał, twierdząc, że musi jeszcze coś napisać. Minęło
zaledwie kilkanaście minut, a już dzwonił do Celii Robinson. Jego
głos świadczył o tym, że sprawa jest naprawdę pilna.
- Co nowego, szefie? - zapytała pani Robinson, czekając na
wyjaśnienia.
- Celio, chciałbym prosić cię o przysługę. Zaznaczam, że sprawa
nie ma nic wspólnego z jakimkolwiek śledztwem.
- A to ci nowina! - zawołała ze śmiechem.
- Po pierwsze chciałbym zadać ci pytanie. Czy robiłaś
kiedykolwiek duszone mięso z ryżem?
- Nie. Zwykle dodaję tartą bułkę.
- A gdybyś już kiedyś ugotowała duszone mięso z ryżem, to
Wrigley by je jadł?
- Pewnie, że tak. Ale zaraz by zwymiotował. Wydaje mi się, że
on ma jakiś problem z trawieniem ryżu.
- Rozumiem - oświadczył Qwilleran. - No cóż. Gdyby jednak
ktoś o to cię zapytał, czy mogłabyś powiedzieć, że przyrządzasz
duszone mięso z ryżem dla Wrigleya? Byłbym szczerze zobowiązany.
A gdyby ten ktoś poprosił cię o przepis, po prostu odmów.
- W porządku, szefie! Już nieraz zdarzało mi się kłamać dla
ciebie i piorun we mnie jeszcze nie strzelił.
Odłożył słuchawkę z uczuciem ulgi. Miał alibi. Wiedział
doskonale, że Polly wspomni o mięsie swojej asystentce, pani
Alstock, a ta z kolei zwróci się z tym do swojej drogiej przyjaciółki -
Celii Robinson. Była to jedna z gorszych stron życia w małym
mieście. Pod pewnymi względami na Nizinach było łatwiej. Pomimo
korków ulicznych, zanieczyszczenia środowiska i przestępczości
wielomilionowa metropolia dawała mieszkańcom poczucie pewnej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl