[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Szła nadal, a on podążał za nią. Milkły dzwięki baru, od którego się oddalali. Zdał
sobie sprawę, że nigdy nie musiał się tak starać, by dziewczyna zechciała zjeść z nim ko-
lację. W ogóle nigdy nie musiał się starać, żeby namówić dziewczynę na cokolwiek. Jak
się okazało Rosalind była trudniejsza, niż przewidywał.
Ale miał w żyłach krew upartego Irlandczyka. Odurzał go waniliowy zapach ku-
szącej delikatnej skóry, co sprawiło, że chęć spędzenia z nią wieczoru stała się jeszcze
silniejsza.
- Rosalind - powiedział.
- Chyba mogę zmienić zdanie? - zapytała.
- Możesz, ale powinnaś to wyjaśnić.
Uparte spojrzenie złagodniało. Spojrzała na bar i zagryzła dolną wargę. Cameron
wyobraził sobie, że bierze ją w ramiona i całuje bez opamiętania. Spojrzał jej w oczy i
zobaczył, że nadal wpatruje się w odległy budynek baru. Mimowolnie puścił jej ramię i
siÄ™ cofnÄ…Å‚.
- Powiedz, o co chodzi.
Wzięła głęboki oddech.
- Kiedy zaprosiłeś mnie na kolację, myślałam, że będziemy sami. Gdybym wie-
działa, że ma to być spotkanie szkolne, odmówiłabym.
Jego wzrok pobiegł za jej spojrzeniem i zobaczył, że jeden z kolegów stoi przed
barem i rozmawia z dziewczyną. Wiedział jednak, że wyszedł, by zdać sprawozdanie
grupie. Nie było miejsca na prywatność. Każdy uzurpował sobie prawo wsadzania nosa
w cudze życie.
R
L
T
To dlatego Rosalind, osoba z zewnątrz, ze swoją szczerością i naturalnością tak mu
się podobała.
Kiedy znów zwrócił ku niej wzrok, skrzyżowała na piersiach ręce i wyraznie traciła
cierpliwość. Położył rękę na jej ramieniu, poczuł chłód kurtki. Pod wpływem impulsu
potarł dłońmi jej przedramiona, by ją rozgrzać.
Nic nie udawała, była naturalna. Widział jej niepokój, brak pewności i szukanie
pretekstu, by z nim spędzić wieczór, bez innych osób.
- Rosalind, zaprosiłem cię na kolację, bo chciałem z tobą spędzić wieczór. Wybra-
łem ten lokal, bo robią tam najlepsze meksykańskie dania w mieście. Jeśli chodzi o kole-
gów, to nie wiedziałem, że ich tam spotkam. Większości nie widziałem od lat. Gdybym
miał więcej rozsądku, to nie przysiadłbym się do nich, bo była tam przyjaciółka Meg,
Tabitha, najgadatliwsza osoba na świecie. Ale siedział tam również prawnik, więc uzna-
łem, że mam okazję omówić z nim służbowe sprawy. Słowo skauta, że tak było.
- A byłeś kiedykolwiek skautem? - zapytała, mrużąc oczy.
- Mam to na liście rzeczy do zrobienia - powiedział i roześmiał się serdecznie.
Nie miał zamiaru dłużej unikać jej zapachu i przysunął się bliżej. Miał ochotę zre-
zygnować z kolacji.
Odetchnął głęboko. Powściągliwość i samokontrola są cnotą. To odróżnia ludzi od
małp i Camerona od ojca.
- Jest zimno - powiedział. - Chodz, poczekasz przy wejściu, a ja odbiorę kurtkę z
szatni. Potem pójdziemy gdzieś na kolację.
- Tak długo mi mówiłeś o wspaniałej quesadilli, że za żadne skarby z niej nie zre-
zygnujÄ™.
Wpadł we własną pułapkę. Chciał być z nią sam, a teraz wyląduje w miejscu, gdzie
są koledzy Meg i Dylana, którzy uwielbiają plotki, szczególnie o nim.
- Niedaleko jest lokal, gdzie możesz sobie wybrać homara, którego chcesz zjeść.
Wydęła wargi w półuśmieszku i powiedziała:
- Chyba zmieniłam zdanie.
- Dobrze, wejdzmy do środka. Powiemy uprzejme dzień dobry, mijając stół kole-
gów, i znajdziemy własny stolik, możliwie jak najdalej od nich. Jak ci się to podoba?
R
L
T
- Bardzo.
- Ale muszę cię ostrzec, obawiam się, że będą w nas rzucać kartoflami. Jeśli bę-
dziemy mieli szczęście, nie będą ich wcześniej maczać w sosie guacamole.
Rzuciła ukradkowe spojrzenie w bok.
- LubiÄ™ guacamole.
Podobał mu się zapach jej perfum. Podobały mu się jej usta. Lubił jej dotykać. Ale
najbardziej podobało mu się to, że w jej obecności odrywał się od dręczących myśli.
- Dostaniesz więc guacamole - przyrzekł.
Przed drzwiami stała kolejka, ale bramkarz zobaczył Camerona i bez wahania ski-
nął ku niemu ręką.
Cameron pchnął Rosalind przed siebie i weszli do środka. Rosie nastroszyła pal-
cami włosy i wyprostowała się, jakby wkraczała na scenę. Cameron ujął jej dłoń. Chyba
na to czekała, bo odwzajemniła uścisk jego palców.
- Nie denerwuj siÄ™ - szepnÄ…Å‚ do ucha Rosie. - Oni nie gryzÄ…. ZresztÄ… mam nadziejÄ™,
że byłaś szczepiona.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Podobne
- Home
- Ostatni skok Carter Ally
- Crouch Blake Pustkowia
- Nora Roberts Echo przyszśÂ‚ośÂ›ci
- Sandemo_Margit_14_Las_ma_wiele_oczu
- Fate Takes a Hand Betty Neels
- Harman_Andrew_ _666_stopni_Fahrenheita
- 51. Stuart Florence Mur miśÂ‚ośÂ›ci
- Courths Mahler Jadwiga Przez cierpienie do szczescia
- James Julia ToskaśÂ„ska przygoda
- Koryta Michael Lincoln Perry 02 Hymn Smutku
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- lwiaprzygoda.htw.pl