[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mi będzie... - Nagle zamilkł i w zamyśleniu patrzył na skąpany
w słońcu teksański krajobraz.
- Jak myślisz, kiedy Thom T. będzie mógł wstać i zacząć
normalnie funkcjonować?
- Dlaczego pytasz? - zastanawiała się, co, a właściwie jak
wiele, powinna mu powiedzieć. - To zależy...
- Ale to nie potrwa długo?
RS
46
- Chyba nie.
- Doskonale. Jak tylko będzie mógł chodzić, zabieram go do
Nowego Jorku...
- Nie! - powiedziała zdecydowanie.
- Z wizytą! - dodał. - Zmiana otoczenia dobrze mu zrobi, a
mnie pozwoli pozałatwiać najważniejsze sprawy w kancelarii.
Może nawet uda mi się go przekonać, że Nowy Jork to coś
więcej niż zwykłe miasto. Jeślibym miał go zabrać na stałe, to
on musi chcieć tam pojechać.
- Boone, nie, Boone, proszę cię...! Miałam nadzieję, że...
- %7łe zmienię zdanie? Ponieważ nic nie mówiłem o sprzedaży
rancza, to pomyślałaś sobie, że coś się zmieniło?
- Sprzedać ranczo? - cofnęła się, zaciskając dłonie w pięści. -
Jak ty możesz być taki nieczuły?! Tutaj powstała historia
rodziny Taggartów! Historia całego miasta! Boh mnie serce, gdy
coś podobnego słyszę...
Rozległo się dyskretne chrząknięcie. W drzwiach stanął
doktor Preston. Przenosił wzrok z Boone'a na Kit i z powrotem.
Coś knuje, pomyślała Kit.
- Chciałeś ze mną porozmawiać, Boone? - odezwał się.
Boone ujął doktora pod rękę i wyprowadził na podwórze.
- Chciałbym się dowiedzieć, kiedy staruszek będzie mógł
wstać i wybrać się w podróż? Kit mi już powiedziała, że ....
Kit pozostała na werandzie. Czuła się porzucona, oszukana,
nieszczęśliwa. Boone dostatecznie zakłócił spokój jej świata, ale
to było niczym w porównaniu z tym, co chciał jeszcze zrobić...
Jak go powstrzymać?
Nadal nie znalazła odpowiedzi na to pytanie, gdy o piątej
trzydzieści zjawiła się Jenny Merton, pielęgniarka doktora
Prestona. Poza Kit Jenny była jedyną osobą, która wspaniale
dawała sobie radę z Thomem T. Starsza już pani potrafiła z
uśmiechem na twarzy poskromić rozjuszonego starca.
- Odsapnij sobie teraz, dziewczyno, zasługujesz na to po
tygodniu przebywania z tym nieznośnikiem - powiedziała.
RS
47
- Dziękuję, ale to nie będzie trwało długo. Zebranie zaczyna
się o szóstej i zaraz potem wrócę.
- Jeśli o mnie chodzi, możesz się nie śpieszyć! - Jenny
rozglądała się ciekawie dookoła. - Słyszałam, że Boone wrócił. -
Widać było, że pali ją ciekawość. - I słyszałam, że ten wasz
dziki ogier dał mu popalić...
Poczta pantoflowa działa, pomyślała Kit.
- Nic się nie stało - odparła.
- Ach, jakbym to chciała widzieć! - westchnęła Jenny. - No,
gdzie on jest, ten Boone?
- Nie wiem, gdzie jest w tej chwili.
- No cóż, będę niepocieszona, jeśli go nie zobaczę.
- Jenny westchnęła zabawnie. Z sypialni Thoma T. rozległ się
dzwonek, a zaraz potem wołanie:
- Kit, jesteś tam, czy zostawiłaś mnie na łasce tej cholernej
córki Starky'ego, co to służy teraz doktorowi?! Jest tam kto, do
cholery?! Kit!!!
Kit odruchowo ruszyła w stronę sypialni, ale Jenny ją
powstrzymała.
- Zostań, kochanie. Mam właśnie ochotę na potrenowanie na
jakimś wrzaskunie. Może go nawet namówię na warcaby? Kto
wie!
Przed drzwiami salki, w której odbywało się posiedzenie
Komitetu Obchodów Dni Showdown Kit zobaczyła Boone'a.
- Co tutaj robisz?  spytała zdumiona.
- Postanowiłem przyjść, żeby bronić honoru rodziny. -Ująłją
pod rękę.
%7łartuje czy mówi poważnie?
Otworzył przed nią drzwi. Weszli. W salce było już
dwadzieścia kilka osób. Wszystkie głowy obróciły się w
kierunku Boone'a i Kit. Członkowie komitetu patrzyli na nich
bez słowa.
- Chyba się nie spózniłam? - spytała nerwowo Kit. Obecni
pokręcili poważnie głowami.
RS
48
- A może jestem nie ubrana, dlatego tak się na mnie gapicie? -
dorzuciła ze złością. - No nie, wszystko na swoim miejscu.
Dżinsy, koszula, buty...
Na twarzach zebranych pojawiły się uśmiechy.
- Czy to jest na pewno zebranie Komitetu Obchodów Dni
Showdown? - spytała rozbawiona. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl
  • >
  • Ostatni skok Carter Ally
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lwiaprzygoda.htw.pl