[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Signor, zdarzyÅ‚ siÄ™ wypadek, straszny wy­
padek!
Luke zamarł.
- Jaki wypadek? Gdzie? Kto?
- W wiosce, na paradzie. Byk zerwaÅ‚ siÄ™ z uprzÄ™­
ży. Gonił ludzi, kilka osób stratował. Och, signor,
signor...
TYDZIEC NA BAHAMACH 149
Kelsey. Przecież poszła do wioski popatrzeć na
paradÄ™.
- Czy Kelsey jest w domu? A Carlotta?
- Carlotta tak, ale młoda pani...
- Jadę tam natychmiast. Zostań w domu, na
wypadek gdybyśmy się minęli, a Kelsey by wróciła.
Zadzwoń na komórkę, jeśli tak się stanie.
WybiegÅ‚ z domu, wsiadÅ‚ do maserati i bÅ‚yska­
wicznie ruszył po podjezdzie. Nic się nie stało. Ani
jej, ani dziecku. Na pewno.
Jego życie bez Kelsey nie miałoby żadnego
sensu.
Byłoby zbędne. Puste. Zimne i lodowate.
MiÅ‚ość, emocja, którÄ… dawno wyrzuciÅ‚ ze swoje­
go życia, powróciła wielką falą, zalewając, go,
niemal topiÄ…c.
Kochał Kelsey. Kochał ją całym sercem.
A jeśli było już za pózno, żeby jej to powiedzieć?
Za pózno. Najokrutniejsze słowa na świecie.
Kochał ją od dawna, ale wolał się do tego nie
przyznawać, nawet sam przed sobą. Nazywał to
uczucie pożądaniem. Oszukiwał ich oboje, nie
chciaÅ‚ widzieć prawdy. Jakim strasznym byÅ‚ gÅ‚up­
cem! Nieprawdopodobnym.
Z piskiem opon zahamował na skraju wioski,
przed jednym z pierwszych domów. Wyskoczył
z auta, trzasnął drzwiami i co sił w nogach pobiegł
do pobliskiej maleńkiej kliniki. Już słyszał wycie
syreny karetki. Przeszył go potworny strach.
W klinice panowało piekło. Przy wejściu, na
noszach leżeli dwaj starsi farmerzy i mała dziew-
150 SANDRA FIELD
czynka, nad którą stali przerażeni rodzice. Luke
poczuł jednocześnie smutek i wielką ulgę, że to nie
Kelsey.
Przepchnął się przez tłum ludzi w korytarzu.
Otwierał drzwi bez pukania, zaglądał do sal i szybko
się wycofywał. Serce waliło mu jak młotem, miał
lodowate ręce. Wiedział, że jeśli jej tu nie znajdzie,
będzie przeszukiwał ulice, jedną po drugiej.
Ostatnie drzwi po prawej były otwarte. Zajrzał
tam i od razu ją zobaczył. Jej sukienka zaplamiona
była krwią. Kelsey stała przy łóżku młodej kobiety,
obejmując małego chłopca. Ranna trzymała dziecko
za rękę.
- Va bene - powtarzała Kelsey bezradnie. - Va
bene.
Gdy wszedł, natychmiast odwróciła ku niemu
głowę.
- Luke! - krzyknęła z ulgą. - Powiedz temu
chłopcu, że jego mamie nic nie będzie, dobrze?
Obrażenia nie są poważne. Ma złamaną rękę i chyba
obojczyk. Nie wiem, jak mu to wytłumaczyć.
- Masz krew na sukience - wykrztusiÅ‚. ByÅ‚ bla­
dy jak płótno.
- Och... - Zerknęła na sukienkÄ™. - RzeczywiÅ›­
cie, pewnie się poplamiła, kiedy pomagałam przy
rannych. Skończyłam kurs pierwszej pomocy.
Złapał ją za rękę.
- Nie jesteÅ› ranna?
- Nie. Proszę, powiedz chłopcu, że nie musi się
martwić.
Luke ukląkł i po włosku wyjaśnił chłopcu, że
TYDZIEC NA BAHAMACH 151
jego mamie nic nie grozi. Chłopiec natychmiast się
odprężył.
- Grazie, signor - wyszeptała kobieta na wózku.
Kiedy wszedÅ‚ lekarz, by jÄ… zbadać, Kelsey posa­
dziÅ‚a sobie dziecko na kolanach. KobietÄ™ zawiezio­
no na przeÅ›wietlenie, chÅ‚opiec poszedÅ‚ razem z mat­
ką, ściskając ją z całej siły za rękę.
- Może zawieziemy ich do domu, kiedy założą
jej gips? - Kelsey popatrzyła na męża. - Ojca chyba
nie ma. Czy z Mariem i CarlottÄ… wszystko w porzÄ…d­
ku? Bardzo się o nich martwiłam.
- Oboje sÄ… w domu.
- Wszystko zdarzyło się tak szybko. To było
straszne...
Objął ją ramieniem. %7łyła, dziecku też nic nie
groziło. Koszmar minął.
Kelsey opisaÅ‚a mu, jak pÄ™kÅ‚ balon, przestraszyÅ‚ by­
ka, który zerwał się z uprzęży i ruszył wąską uliczką.
- Na szczęście nikt nie zginÄ…Å‚. Mężczyzni i dziew­
czynka na noszach też wydobrzejÄ…, jedna z pielÄ™g­
niarek mówiÅ‚a po angielsku, wiÄ™c wiem. - UÅ›miech­
nęła się do niego.
- Muszę ci coś powiedzieć. - Patrzył na nią
uważnie.
Kelsey zmarszczyła brwi.
- Czy to nie może poczekać?
- Nie. -I on siÄ™ uÅ›miechnÄ…Å‚. - W koÅ„cu odzys­
kałem rozum. Kiedy Mario mi powiedział, że na
paradzie zdarzył się wypadek, złamałem chyba
wszystkie przepisy we WÅ‚oszech. Kelsey, tak siÄ™
bałem, że coś ci się mogło stać!
152 SANDRA FIELD
Jego głos drżał, zauważyła zmarszczki wokół
jego ust.
- ByÅ‚am daleko od byka, niepotrzebnie siÄ™ dener­
wowałeś. Może powinniśmy iść teraz do tej kobiety
ze złamaną ręką i powiedzieć jej...
- Nie słuchasz.
- UsiÄ…dz, odpoczniesz.
- W ostatnich trzydziestu minutach postarzałem
się o dziesięć lat. O dwadzieścia. - Zaśmiał się
niepewnie. - Usiłuję ci powiedzieć, że cię kocham,
a ty w ogóle nie słuchasz.
Patrzyła na niego, jakby postradał zmysły.
- %7Å‚artujesz sobie, a to nie jest odpowiednia pora
na...
- Czy ty rozumiesz, co do ciebie mówiÄ™? -zapy­
tał głośno. - Kocham cię, Kelsey. Kocham swoją
piękną żonę. Do szaleństwa.
- Już wiem. Byk mnie kopnÄ…Å‚ i zapadÅ‚am w Å›piÄ…­
czkę - wychrypiała. - Zaraz się obudzę.
Luke pochylił się i pocałował ją mocno w ustach.
- Jesteś pewna, że to sen?
- O nie. - Jej serce biło jak oszalałe. - Powtórz
to, Luke. Powtórz, żebym nie zaczęła siÄ™ zastana­
wiać, czy te słowa mi się nie przyśniły.
- Kocham ciÄ™, Kelsey. Kocham ciÄ™ od chwili,
kiedy wszedÅ‚em do twojego domu, a ty oÅ›wiad­
czyłaś, że nie chcesz zjeść ze mną kolacji. Byłem
zbyt głupi i zbyt uparty, by przyznać, jak bardzo cię
potrzebujÄ™. Nie przyznaÅ‚em tego nawet przed sa­
mym sobą. Chciałem mieć wszystko pod kontrolą,
w tym swoje emocje. Jednak dziÅ›, kiedy pomyÅ›-
TYDZIEC NA BAHAMACH 153
lałem, że mogłem cię stracić... Nie chciałbymnigdy
wracać do tego, co poczułem.
- MiÅ‚ość sprawia, że jesteÅ›my bezbronni - szep­
nęła.
- Ale daje tyle radości. Nawet nie potrafię ci
powiedzieć, jak ogromnie cię kocham.
- Poważnie?
- Jesteś na mnie skazana, złotko.
- Do końca świata?
- I jeden dzień dłużej.
- Nawet nie wiesz, jak długo czekałam na te
słowa! - Zakręciło się jej w głowie ze szczęścia.
- Luke, jesteśmy takimi szczęściarzami!
- Przysięgam, że zrobię wszystko, żebyś była
szczęśliwa. Ty i dziecko. A zresztą kto wie? Może
nie dziecko, a dzieci.
- Dwójka - oświadczyła. - Najlepiej chłopiec
i dziewczynka.
Pogłaskał ją po policzku.
- Nauczyłem się czegoś jeszcze - powiedział.
- Dom jest tam, gdzie jesteśmy my.
- WiÄ™c apartament stanie siÄ™ naszym prawdzi­
wym domem?
- Tak, z rubinowymi ręcznikami i nie tylko.
Widzisz, Kelsey? DziÄ™ki tobie w moim życiu poja­
wił się kolor.
- Ręczniki, podkładki pod talerze i dywany
- mruknęła z uśmiechem.
- Przepraszam, że tyle to trwało - dodał. - I że
przysporzyłem ci tyle bólu.
Kelsey wstała i ucałowała go w usta.
154 SANDRA FIELD
- Wybaczam. - Mrugnęła do niego.
- W dniu Å›lubu obiecaÅ‚em ciÄ™ kochać, pamiÄ™­
tasz? Na pewno dotrzymam tej obietnicy.
Wiedział, że Kelsey pozostanie u jego boku do
koÅ„ca życia. CzuÅ‚ siÄ™ najszczęśliwszym czÅ‚owie­
kiem na świecie.
Wiedział, że wreszcie, po tylu latach, znalazł dom.
KONIEC [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl