[ Pobierz całość w formacie PDF ]

plecy, przyłożyła ją do ucha.
- Ugryz mnie.
- Skończyłam z tym w przedszkolu. - I nagle się roześmiała jakby przez sen. - Caro? Przepraszam, ale
myślałam, że to któryś z tych gównozjadów z  Tattlera .
- Do mnie nie dzwonią. Bo ja nie zaczęłam robić kariery na deprecjonowaniu mamy.
- Nie taka to znowu kariera. - Ruby podciągnęła się i oparła o chropowato otynkowaną ścianę. W tle
rozmowy słyszała płacz dziecka. Było to zawodzenie w tak wysokich rejestrach, jakie tylko psy są w stanie
odbierać swoim uchem. - Na rany, Caro, chyba bierzesz coś na uspokojenie. Czy to dziecko zawsze tak
zawodzi?
- Mama miała wypadek samochodowy.
- Co się stało? - Ruby zaparło dech w piersiach.
- Nie wiem. Wiem tylko tyle, że jest w szpitalu Bayview. Najwyrazniej była po alkoholu.
- Przecież ona nie pije... to znaczy dawniej nie piła. - Ruby odrzuciła pościel i wstała. Nie wiedziała,
28
dlaczego to robi, ale nagle odczuła potrzebę poruszania się. Trzymając bezprzewodową słuchawkę przy
uchu, poszła do ciemnej kuchni. Przez szparę w zniszczonych zasłonach wyjrzała na czarną ulicę. Migał i
pomrukiwał różowy neon, który sygnalizował, że jest wolny lokal. Przesunęła ręką po spoconych włosach. -
W jakim jest stanie?
- Nie wiem. Wcześnie rano podrzucę dzieci do matki Jere a i pojadę do szpitala. Ale nie chcę być tam
sama. Przyjedziesz?
- Nie wiem, Caro...
- Może umiera. Pomyśl więc dla odmiany o kimś innym, nie tylko o sobie - powiedziała ostrym tonem
Caroline.
- Dobrze, przyjadę. - Ruby ciężko westchnęła.
- Zadzwonię do Alaska Airlines i swoją kartą kupię ci bilet. Samolot jest o piątej czterdzieści pięć. Możesz
odebrać bilet na miejscu.
- Hm... ale nie musisz tego robić. Mam teraz pieniądze.
- Ty? To... wspaniale.
- Będę tam przed południem. - Ruby odłożyła słuchawkę. Skrzyżowała ręce na piersi i zaczęła chodzić tam
i z powrotem po mieszkaniu, nie mogąc się zatrzymać.
Zawsze czuła gniew do swojej tak zwanej matki. Pamiętała, że od dawna jej nienawidziła... a ostatnie dni
tylko dolały oliwy do ognia.
Ale teraz... wypadek. Przemknęły jej przez myśl okropne obrazy. Paraliż... uszkodzenie mózgu... śmierć.
Zamknęła oczy. (Po chwili się zorientowała, że odmawia modlitwę).
- Opiekuj się nią - wyszeptała. I nagle dodała jedno jakże obce słowo: - Proszę!
Kiedy Nora obudziła się nazajutrz rano, tak się przeraziła, aż zaczęło jej łomotać serce. Leżała w obcym
łóżku, w surowo urządzonym pokoju, którego nie znała.
I wówczas wróciła jej pamięć. Miała wypadek samochodowy. Przypomniała sobie jazdę karetką...
czerwone światło sygnału... metaliczny smak własnej krwi... zdziwienie na twarzy młodego sanitariusza,
kiedy się zorientował, komu udziela pomocy.
I lekarzy. Ortopedę, który z nią rozmawiał tuż przed prześwietleniami i zaraz po nich.  Poważne złamanie
tuż nad stawem skokowym, drugie małe pęknięcie pod kolanem... zwichnięty nadgarstek . Powiedział, że
miała szczęście. I wtedy się rozpłakała.
Teraz miała nogę w gipsie. Nie widziała jej pod kocami, ale czuła. Skóra szczypała ją i swędziła, a kość
bolała.
Westchnęła z żalu nad sobą i dlatego, że było jej bardzo wstyd. Prowadziła samochód, będąc pod wpływem
alkoholu. Jakby zdjęcia w  Tattlerze nie wystarczały, by zburzyć jej karierę, na dodatek pozwoliła sobie na
pogwałcenie prawa.
Niedługo media zwęszą jej ślad. Ktoś wpadnie na pomysł, że może zarobić kilka dolarów dzięki
zdradzeniu światu, iż Nora Bridge jest w Bayview. Raport z miejsca wypadku prawdopodobnie mógł być
wart tysiące.
Rozległo się krótkie, zdecydowane pukanie do drzwi i do pokoju wpadła Caroline. Była sztywno
wyprostowana, jakby połknęła pogrzebacz, blade dłonie trzymała złożone razem na wysokości talii. Miała na
sobie beżowe spodnie z wełny i sweterki blizniaki w podobnym kolorze. Poprzetykane siwizną blond włosy
były idealnie podcięte na wysokości ramion i podwinięte, a z jednej strony dyskretnie zatknięte za ucho. W
uszach połyskiwały ogromne brylantowe kolczyki.
- Cześć, mamo.
- Cześć, kochanie. Miło, że przyjechałaś. - Nora uświadomiła sobie, jak drętwo zabrzmiała jej odpowiedz, i
zrobiło jej się wstyd. Obie z Caroline przez ostatnie lata starały się wypracować pełne szczerości wzajemne
relacje i Nora z ogromną uwagą traktowała starszą córkę, zawsze jej pozostawiając inicjatywę. Teraz
wszystkie pozytywne zmiany stosunków między nimi poszły w diabły. Poczuła, że znów bardzo się oddaliły.
Caroline zerknęła na nią i uśmiechnęła się, czy może skrzywiła. Nagle straciła pewność siebie.
Nora nie mogła znieść dziwnej ciszy, jaka zapanowała. Po chwili wypowiedziała więc pierwszą myśl, która
jej przyszła do głowy.
- Lekarze mówią, że przez kilka dni będę musiała jezdzić na wózku. Dopóki nie wydobrzeje mój
nadgarstek. Wtedy będę już mogła poruszać się o kulach.
- Kto będzie się tobą opiekował?
- Och... jeszcze o tym nie myślałam. Chyba kogoś wynajmę. To nie powinno być trudne. - Mówiła
cokolwiek, żeby nie było między nimi tej krępującej ciszy. - Tylko pytanie, gdzie mam się podziać. Bo nie
mogę teraz wrócić do mojego mieszkania. Prasa ma je namierzone, a ja muszę być blisko lekarzy, którzy się
29
mną zajmują.
Caroline postąpiła krok w stronę łóżka. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl