[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Idziemy pływać?
- Pózniej.
Z trudem odciągnęła dziecko od balustrady. Szykowała się do bitwy z Khaledem,
ale na razie przyznała mu rację - trzeba odpocząć.
- Nie wiem, która jest godzina według naszego czasu, ale musimy się położyć.
Dziecko prawie zginęło w wielkim łożu. Lucy przysiadła na brzegu i gładząc synka
po główce, czekała, aż uśnie. Potem na palcach poszła do swojej sypialni. Prędko zmo-
rzył ją sen.
Zbudziła się o zmierzchu. Panowała błoga cisza, przez otwarte drzwi balkonowe
wpadało chłodne powietrze.
Zajrzała do drugiej sypialni. Sam jeszcze twardo spał. Uśmiechnęła się na widok
maleńkiej główki na wielkiej poduszce i poszła do łazienki.
Godzinę pózniej oboje byli umyci, ubrani, gotowi.
- O, widzę, że odpoczęliście - powiedział Khaled na ich widok.
- Drzemka dobrze nam zrobiła.
Lucy zauważyła, że on też jest wypoczęty i... bardzo pociągający. Serce zaczęło jej
mocniej bić, nie mogła oderwać oczu od odsłoniętej szyi. Zarumieniła się na wspomnie-
nie tego, jak ją całowała. Speszona spuściła wzrok.
Khaled wyciągnął do niej rękę. Ogarnęło ją wzruszenie, gdy zacisnął palce na jej
dłoni.
W drzwiach wiodących do jadalni stanął król Ahmed i chłodno ich pozdrowił.
Służący zaprowadził ich na wyznaczone miejsca. Przed tygodniem do stołu zasiadło po-
nad dwadzieścia osób, a obecnie tylko troje dorosłych i dziecko.
R
L
T
Podano pierwsze danie. Sam spojrzał na zupę marag lahm i skrzywił się. Lucy
uśmiechnęła się uspokajająco.
- Wciąż trudno mi uwierzyć - odezwał się król Ahmed. - Nie posądzałem syna o
takie sekrety.
Lucy spojrzała monarsze w oczy.
- Do niedawna on też nic nie wiedział.
Postanowiła, że nie da się zastraszyć. Pamiętała, co Khaled mówił o chorobliwej
podejrzliwości ojca.
- Przy kolacji lepiej nie poruszać tego tematu - odezwał się Khaled, znacząco zer-
kając na dziecko.
- Rozumiem - rzekł król Ahmed.
- Nie lubię takiej zupy - szepnął Sam tak, że rozniosło się po całej jadalni. - Ja chcę
pizzę.
- Nie mamy angielskiego jedzenia - rzekł władca surowo. - W Biryalu dzieci bez
grymaszenia jedzą to, co jest na stole.
Malec wystraszył się, w jego oczach zalśniły łzy. Khaled ciepło uśmiechnął się do
synka.
- Biryalscy chłopcy jedzą biryalskie potrawy, a angielscy angielskie. Czy wiesz,
kim jesteś?
Sam niepewnie pokręcił główką.
- Jesteś jednym i drugim - łagodnie tłumaczył Khaled. - Jesteś biryalskim i angiel-
skim chłopczykiem.
- Ja? - zdumiał się malec.
- Tak. Na pewno polubisz biryalskie potrawy. Spróbuj choć trochę. To dobra zupa,
ugotowana na takim mięsie, jakie jest w hamburgerach.
Sam bez przekonania zjadł dwie łyżki zupy, skrzywił się i nieśmiało zerknął na
groznego króla.
- Nie taka zła, prawda? - zapytał Khaled.
- Tak.
R
L
T
Godzinę pózniej Lucy pomyślała, że wszystko było złe. Kolacja trwała bez końca,
Sam marudził, król Ahmed stale zadawał jej i dziecku pytania. Khaled zachował pogodę
ducha podczas całego posiłku, ale ona sposępniała. Była dziwnie przygnębiona, bliska
płaczu. Wolałaby być we własnym domu, leżeć w łóżku i czytać dobrą książkę.
Khaled widocznie domyślił się, co Lucy czuje, bo ledwo służba sprzątnęła talerze
po ostatnim daniu, wytłumaczył gości przed ojcem i wyprowadził z jadalni.
- Nie jestem zmęczony - zaprotestował malec.
Khaled posadził go sobie na ramionach i zaniósł na piętro.
- Musisz się wyspać, bo jutro czeka cię dużo atrakcji. Pokażę ci nasz basen.
Umiesz pływać?
- Tak.
- Twojej mamusi obiecałem, że oprowadzę ją po ogrodach. Oprócz tego pokażę... -
Celowo zawiesił głos. - Obejrzymy pająki.
Chłopiec zacząć piszczeć z radości. Khaled połechtał go i chichoczącego wniósł do
sypialni.
Bałagan zostawiony przez Lucy był uprzątnięty, łóżko przygotowane, lampa zapa-
lona.
Dzięki Khaledowi Sam prędko się umył, włożył piżamkę i poszedł do łóżka.
- Podoba mi się tutaj - powiedział. - Czy zostaniemy w pałacu na zawsze?
Lucy zdobyła się na wymuszony uśmiech.
- To byłoby za długo - odparła żartobliwym tonem.
- Wiem.
Malec włożył palec do buzi, zamknął oczy i gdy zaczął równomiernie oddychać,
Lucy wyszła z sypialni.
Khaled siedział na kanapie w salonie. Był odprężony, jakby nie pamiętał, że mają
odbyć poważną rozmowę.
Lucy od kilku godzin czekała, aż zostaną sami, a teraz jedyne, co przychodziło jej
do głowy, jedyne, co pamiętała, to poprzedni raz, gdy byli we dwoje.
Chciała być kochana, lecz on jej nie kochał. Wykorzystał i zniknął jak kamfora.
R
L
T
Poprawiła zasłony i kilka poduszek, inaczej ustawiła buciki Sama. Khaled stracił
cierpliwość.
- Lucy?
- Słucham?
- Rzekomo miałaś dużo pytań.
Uśmiechał się beztrosko. Jego pewność siebie podziałała jak ostroga. Lucy zrobiła
marsową minę i wsparła się pod boki.
- Dlaczego dziennikarze pytali o nasz ślub, o wesele? Dlaczego król nazwał mnie
twoją narzeczoną?
Khaled błysnął olśniewająco białymi zębami.
- Bo wszyscy uważają, że się pobierzemy.
- Co? - Gniewnie zmarszczyła brwi. - Na jakiej podstawie tak sądzą?
Khaled wzruszył ramionami.
- W Biryalu, jak w wielu innych krajach, ludzie mający dziecko pobierają się.
Zwykle najpierw jest ślub, a potem dziecko, ale...
- Nieprawda. - Gwałtownie pokręciła głową. - Dużo mężczyzn ma nieślubne dzie-
ci. Wielu ma kochanki, haremy... Przecież to nie znaczy, że biorą ślub ze wszystkimi...
konkubinami.
- Czy siebie nazywasz konkubiną? - podstępnie zapytał Khaled.
Lucy rzuciła mu wściekłe spojrzenie.
- Nie. Ja tylko staram się uzmysłowić ci, że różni ludzie oczekują, że się pobierze-
my, ale...
- Sam jest moim następcą.
Lucy przebiegł zimny dreszcz.
- Już to ogłosiłeś?
- Oczywiście.
- Oczywiście! - powtórzyła z przekąsem.
- Gdybym tego nie zrobił, w naszej gazecie i w waszych brukowcach zaroiłoby się
od plotek, domysłów. Sytuacja Sama byłaby podejrzana, a ja nie chcę, żeby pozycja mo-
jego syna, jego następstwo po mnie budziło wątpliwości.
R
L
T
Lucy poczuła się, jakby oblał ją lodowatą wodą. Bezsilnie opadła na fotel.
- Nie pytałeś mnie o zgodę - szepnęła zbielałymi wargami.
- Powinnaś była przewidzieć konsekwencje swojego kroku. Skoro postanowiłaś
powiadomić mnie o dziecku...
- Myślałam... Nie wiem, co myślałam. - Zgarbiła się. - Byłam przekonana, że Sam
będzie ci obojętny, że rozstaniemy się na zawsze.
- Czyli porzucę syna, jak porzuciłem ciebie?
Lucy wyprostowała się i spojrzała mu prosto w oczy. Nie wyglądał, jakby miał
wyrzuty sumienia.
- Tak - odparła cicho. - Ale jestem uczciwa i... teraz sobie uświadamiam, że była-
bym rozczarowana, gdybyś tak postąpił. Zrozumiałam to, obserwując cię z dzieckiem.
Chciałabym, żeby Sam miał ojca. Dobrego, a nie takiego, jak ja miałam.
- Nasze dziecko będzie miało ojca.
- Jak to możliwe? - spytała załamującym się głosem.
Zasłoniła twarz. Nie chciała płakać w obecności Khaleda, ale zawodziły ją nerwy.
Zmiany następowały zbyt prędko, różne sprawy wymykały się spod kontroli.
- Moglibyśmy się pobrać.
Lucy opuściła ręce przekonana, że się przesłyszała.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Podobne
- Home
- Laurie King Kate Martinelli 02 To Play The Fool
- KoĹciuszko_Robert_ _Wojownik_Trzech_ĹwiatĂłw_03_ _Tata
- Steele Kate Soul Familiar 02 Unpredictable
- Carlisle Kate Lekcja uwodzenia
- Gibson William ĹwiatĹo Wirtualne(1)
- RUS.Ĺarin.W. Ĺwiat rosyjskiego znachora
- Denton Kate DojrzeÄ do miĹoĹci
- Little Kate NajwiÄkszy skarb
- Ebook Helena Janina Pajzderska Co Ĺťycie DaĹo
- 308. Donald Robyn Rezydencja w Nowej Zelandii
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- demonter.keep.pl