[ Pobierz całość w formacie PDF ]
w ogóle ma chęć na te sprawy.
Rzecz w tym odparł Sammy Sal, ścierając brud z policzka grzbietem
jednej długiej dłoni że postanowiłem zabić Ringera. I wiesz co, poczułem się
wolny. . .
71
Aha zauważyła Chevette pewnie doręczałeś dziś na 456.
Tak, moja droga, byłem tam. Aż na samej górze, w brudnej windzie towa-
rowej. Bardzo wolnej windzie towarowej. A dlaczego?
Bo Ringer wyrył swój znak w ich mosiądzu, Sal, a także w ich różanym
drewnie?
Dodo-kładnie, kochana. Sammy Sal zdjął z szyi niebieskobiałą chustkę
i otarł nią twarz. Dlatego ten dupek zginie marnie.
. . . i musi natychmiast zacząć systematycznie sabotować miejsce pracy
płynęły z ekranu słowa Fiony X albo zostanie napiętnowany jak wróg ludzkiej
rasy.
Drzwi do kanciapy dyspozytora, tak grubo oklejone schematami, mapkami,
postrzępionymi przepisami miejskimi i faksami ze skargami, że Chevette nie mia-
ła pojęcia, jak wyglądają pod spodem, otworzyły się. Bunny wystawił pokrytą
szramami i niedokładnie ogoloną głowę, jak żółw, mrugając w ostrym świetle ko-
rytarza, odruchowo patrząc w górę, zwabiony głosem Fiony X. Obojętnie spojrzał
na czarną maskę, kojarząc, zanim zdążył podnieść głowę.
Ty powiedział, patrząc na Chevette. Chevy. Wejdz.
Zaczekaj na mnie, Sammy Sal powiedziała.
Bunny Malatesta przez trzydzieści lat jezdził na rowerze po San Francisco
jako posłaniec. Nadal robiłby to, gdyby nogi i krzyż nie odmówiły mu posłuszeń-
stwa. Był jednocześnie najlepszą i najgorszą rzeczą dla pracujących w Allied.
Najlepszą, ponieważ miał w głowie mapę miasta, dokładniejszą niż generowa-
na przez jakikolwiek komputer. Pamiętał każdy budynek, każde drzwi i służbę
ochrony. Miał tę robotę we krwi, ten Bunny, a ponadto znał zasady, historię i opo-
wieści, które sprawiały, że czułeś się częścią czegoś choćby wydawało się to
wariactwem co warto było robić. Bunny był niemal legendą i zaliczył w cza-
sie swej kariery przednie szyby siedmiu policyjnych radiowozów, ustanawiając
rekord, którego jeszcze nikt nie zdołał pobić. Jednocześnie z tych samych wzglę-
dów był zmorą, ponieważ nie dawał sobie wcisnąć kitu. Pracując z innymi dys-
pozytorami, pozwalali sobie na trochÄ™ luzu. Jednak nie z Bunnym. On zawsze
wiedział.
Chevette weszła do środka, a on zamknął za nią drzwi. Okulary, których uży-
wał na dyżurze, wisiały mu na piersi, miękka wyściółka z jednej strony sklejo-
na celofanową taśmą. W pomieszczeniu nie było okien, a Bunny podczas pracy
gasił światło. Pół tuzina kolorowych monitorów stało łukiem przed czarnym ob-
rotowym fotelem z różowym, gumowym, profilaktycznym gorsetem Bunny ego,
przyczepionym do oparcia niczym wielka obła larwa. Bunny rozmasował sobie
krzyż nasadą dłoni.
Ten dysk mnie wykańcza mruknął do siebie.
Powinieneś pozwolić, żeby Sammy Sal ci go nastawił podpowiedziała.
Dobrze to robi.
72
On już jest nastawiony, kochana. Nic więcej nie da się zrobić. A teraz
powiedz mi, co robiłaś wczoraj wieczorem w Morriseyu . I lepiej, żeby to było
dobre wyjaśnienie.
Zawiozłam przesyłkę powiedziała Chevette, wyrzucając słowa jak au-
tomat, jedyny sposób, żeby skłamać i nie dać tego po sobie poznać. Właściwie
spodziewała się czegoś takiego, ale nie tak szybko.
Patrzyła, jak Bunny zdejmuje okulary, rozłącza je i kładzie na jednym z mo-
nitorów.
Więc dlaczego nie zgłosiłaś wyjścia? Zadzwonili do nas i powiedzieli, że
weszłaś z przesyłką, zeskanowali twoją odznakę, ale nie wyszłaś. Na to ja mówię
im, wiem, że jej tam nie ma, chłopcy, ponieważ właśnie wysłałem ją na Alabama
Street, rozumiecie?
Popatrzył na nią.
Hej, Bunny, to był mój ostami kurs, rower miałam w podziemiu, zobaczy-
łam towarową windę zjeżdżającą w dół i wskoczyłam. Wiedziałam, że powinnam
odmeldować się ochronie, ale myślałam, że będą mieli kogoś na parkingu, wiesz?
Pojechałam rampą, a tam nikogo, jakiś samochód wyjeżdżał, więc śmignęłam pod
szlabanem i już byłam na ulicy. Miałam wracać i zgłaszać się w recepcji?
Przecież wiesz. Takie są przepisy.
Było pózno, rozumiesz.
Bunny usiadł, krzywiąc się, w fotelu z gorsetem. Objął oba kolana wielkimi
dłońmi i patrzył na nią. Jak nie Bunny. Jakby coś go naprawdę niepokoiło. Nie
tylko platfusy z ochrony, bo nie odmeldował im się jakiś goniec.
Jak pózno?
Hm?
Chcą wiedzieć, kiedy wyszłaś.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Podobne
- Home
- William W Johnstone Ashes 20 D Day in the Ashes (txt)
- William R. Forstchen Lost Regiment 1 Rally Cry
- Charles Williams The Diamond Bikini (pdf)
- Bernard Williams Shame and Necessity 1994
- Williams Walter Jon Stacja aniołów
- Williams Cathy Wbrew rozsšdkowi
- Williams Cathy Zimowa przygoda
- Coughlin William Kara śmierci
- William Golding Spadkobiercy
- W Obronie WolnoÂœci Sam Williams
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- anapro.xlx.pl