[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zaprzepaszczać naprawdę ważne sprawy, które odbiera człowiekowi zdolność panowania nad
swymi czynami. Toteż właśnie po to, żeby to panowanie zachować, poszedł z nią wczoraj; to było
jedyne sensowne wyjście - mieć ten napad już za sobą. Idąc teraz spiesznie w tańczącym wokół
rzadkim śniegu, jeszcze raz powtórzył sobie cały ten wywód. Wieczorem znów się z nią spotka, z
tego samego powodu. Na myśl o tym przez całe ciało przepłynęła mu fala ciepłego blasku i
rozpierającej do bólu radości, ale Agat ją zignorował. Jutro wyrusza na północ i jeśli wróci, będzie
dość czasu, by wyjaśnić dziewczynie, że trzeba skończyć z tymi nocami, z tym wylegiwaniem się
obok siebie na futrzanej szubie w szałasie w samym sercu lasu, pod wygwieżdżonym niebem... a
wkoło tylko chłód i przeogromna cisza... Nie, nie - dość tego! Pełnia szczęścia, jakie mu dała,
zalała go niczym wezbrane fale przypływu, topiąc w swym nurcie wszelkie myśli. Szedł szybko
wyciągniętym krokiem w zasnuwającym las zmroku i nie zdając sobie z tego sprawy, zaczął nucić
pod nosem jakąś pieśń, pradawną pieśń miłosną swojej skazanej na życie na obczyznie rasy.
Znieg tylko z rzadka przedostawał się przez dach gałęzi. Kiedy zbliżał się do rozwidlenia
ścieżki, przyszło mu do głowy, że bardzo wcześnie zaczęło się ściemniać; była to ostatnia rzecz,
jaką zdążył pomyśleć, bo w tej samej chwili coś chwyciło go w pół kroku za kostkę i runął przed
siebie jak długi. Wylądował na rękach i właśnie zaczynał się podnosić, kiedy cień po jego lewej
stronie przeistoczył się w mężczyznę, srebrzystobiałego w panującym mroku, który jednym
ciosem obalił go znowu na ziemię. Oszołomiony dzwonieniem w uszach, zaczął się szamotać,
żeby zrzucić z siebie coś, co go przytrzymywało i jeszcze raz spróbował wstać. Był tak
zdezorientowany, że zupełnie nie mógł pojąć, co się dzieje. Miał niejasne wrażenie, że już się to
kiedyś zdarzyło, a jednocześnie, że to, co się dzieje, nie dzieje się naprawdę. Zjawiło się jeszcze
kilku srebrzystobiałych mężczyzn z pasami na rękach i nogach, chwycili go, przytrzymali za
ramiona, wtedy podszedł do niego jeszcze jeden i uderzył go czymś w twarz. Ciemność przeszyła
błyskawica bólu i wściekłości. Oszalałym i zwinnym skrętem całego ciała wyrwał się srebrzystym
postaciom, trafiając jedną z nich pięścią w szczękę i odrzucając ją do tyłu w ciemność, lecz
napastników wciąż przybywało. Nie był w stanie wyswobodzić się po raz drugi. Zasypali go
gradem ciosów, a kiedy osłonił twarz rękami i wtulił ją w błoto ścieżki, zaczęli go kopać po
bokach. Leżał wciśnięty w błogosławione błoto, próbując się w nim ukryć, zakopać; wtedy
usłyszał nad sobą przedziwne dyszenie; a poprzez ten dzwięk dobiegł go głos Umaksumana. A
więc i on... Ale nic go to już nie obchodziło, byle tylko wreszcie odeszli, zostawili go w spokoju.
Tak wcześnie zaczęło się ściemniać.
Ze wszystkich stron otaczała go ciemność, smolista ciemność. Resztką sił zaczął pełznąć przed
siebie na czworakach. Chciał się dostać do domu, do swoich, oni mogli mu pomóc. Było tak
ciemno, że nie widział własnych rąk. Niewidzialny w tej idealnej czerni śnieg sypał bezgłośnie na
błoto wokół niego i kupki zeschniętych liści. Było mu bardzo zimno. Próbował wstać, nie mógł się
zorientować gdzie wschód, a gdzie zachód, lecz pokonany bólem wtulił głowę w ramiona.
 Przyjdzcie po mnie!" - zawołał w mowie myśli Alterran, ale wołanie tak daleko w ciemność
przekraczało jego siły Aatwiej było po prostu leżeć bez ruchu. Najłatwiej.
W wysokim kamiennym domu w Landinie, Alla Pasfal poderwała nagle głowę znad książki,
którą czytała przy kominku. Odniosła wyrazne wrażenie, że Jacob Agat do niej przemawia, lecz
nie odebrała żadnej wiadomości. Dziwne. Mowa myśli niosła ze sobą aż nazbyt wiele dziwnych
efektów ubocznych, nieprzewidzianych następstw, niewytłumaczalnych skutków; tu, w Landinie,
wiele osób w ogóle jej nie opanowało, a ci, którzy umieli się nią posługiwać, robili to tylko
sporadycznie. Na północy, w kolonii Atlantika, skąd przybyła z resztą pozostałych przy życiu
uchodzców, przemawiano do siebie znacznie częściej. Pamiętała, jak w czasie straszliwej Zimy jej
dzieciństwa bez przerwy porozumiewała się z innymi w ten właśnie sposób. A kiedy jej rodzice
umarli z głodu, jeszcze przez cały cykl księżyca po ich śmierci, wciąż i wciąż od nowa czuła, że do
niej przemawiają, czuła w myślach ich obecność; ale tylko tyle - nie było żadnej wiadomości,
żadnych słów, tylko milczenie.
 Jacob!" - zawołała go w myślach, przeciągle i z całych sił, ale odpowiedzi nie było.
W tym samym czasie w arsenale, podczas kolejnego przeglądu wyposażenia ekspedycji, Huru
Pilotson dał nagle upust niejasnemu złemu przeczuciu, które nękało go cały dzień i wybuchnął:
- Co ten Agat sobie wyobraża? Co on wyprawia?!
- Rzeczywiście mocno się spóznia - potwierdził chłopak ze zbrojowni. - Znów poszedł do
Tewaru?
- Cementować przyjazń z bladymi mordami - odparł Pilotson z niewesołym śmiechem, po czym
znów się nachmurzył. - No dobra, chodz, sprawdzimy futrzane płaszcze.
Tymczasem, w pokoju wyłożonym drewnem jak bladokremowym atłasem, Seiko Esmit
wybuchła niepohamowanym, cichym szlochem i załamując ręce, z całych sił zmagała się ze sobą,
żeby nie nadawać, żeby nie przemówić do niego, żeby nawet najcichszym szeptem nie zawołać:
 Jacob!"
W tym samym czasie Rolery była w myśliwskim szałasie.
Jej myśli zasnuła na chwilę zupełna ciemność. Po prostu przykucnęła w bezruchu tam, gdzie była.
Do tej pory sądziła, że w całym zamieszaniu z przeprowadzką z namiotów do mrowiska
rodowych domostw miasta nikt nie spostrzegł jej wczorajszego bardzo póznego powrotu do domu.
Ale dziś to zupełnie inna sprawa. Znów zaprowadzono porządek i jej zniknięcie musiało zostać
zauważone. Wyszła zatem do lasu jeszcze dobrze za widna, tak jak to często robiła, mając
nadzieję, że nikt nie zwróci na to szczególnej uwagi. Klucząc szerokim kołem, dotarła do
myśliwskiego szałasu, zwinęła się w kłębek w swoich futrach i czekała aż zapadnie ciemność i on
wreszcie nadejdzie. Zaczął sypać śnieg; od przyglądania się wirującym płatkom ogarnęła ją
senność. Przyglądała im się i zastanawiała sennie, co będzie jutro. Bo on pomaszeruje na północ.
A wszyscy w całym rodzie dowiedzą się, że całą noc spędziła poza domem. Ale to dopiero jutro.
Samo się jakoś ułoży. Teraz było dziś, a dziś wieczorem... Zapadła w lekki sen, z którego raptem
coś ją wyrwało; z zupełną pustką w głowie, ciemną pustką, przykucnęła na chwilę na podłodze.
Nagle zerwała się na równe nogi i za pomocą krzesiwa zapaliła wyplatany kaganek, który
przyniosła ze sobą. Przy jego nikłym świetle zaczęła schodzić ze wzgórza, póki nie natknęła się na
ścieżkę, tam zawahała się na chwilę, po czym skręciła na zachód. Raz przystanęła na moment i
ledwie słyszalnym szeptem zawołała: - Alterro...! - Otaczający las odpowiedział jej niezmąconą
nocną ciszą. Ruszyła dalej. przed siebie, aż znalazła go leżącego w poprzek ścieżki.
Znieg sypał teraz gęściej, dzielił na smugi mętny, przyćmiony blask lampki. Nie topił się już na
ziemi, lecz do niej przywierał; oblepił mu dokładnie białym puchem cały podarty płaszcz i nawet [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl