[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Czy zle się odnosi do chorego dziecka? - zapytał Heike głosem ochrypłym od gniewu. - Tak
jak dzisiaj?
- Gorzej - odparła Solveig. - Mały Jolin mu przeszkadza, jego zdaniem wszystko utrudnia.
Niszczy obraz idealnego domostwa. Jolinsennowie często bywają tacy: bezwzględni,
pozbawieni uczuć dla innych. Boję się, że pewnego dnia zabije chłopca. Tłumaczy się, że
nie chce, by Jolin dłużej cierpiał, ale tak naprawdę ma na względzie tylko własną wygodę.
- Co za bydlę - syknął Heike przez zęby. - Ale dlaczego nie odejdziecie od niego?
- Dokąd? Nikt we wsi nie ma odwagi ani chęci pomóc chłopcu opętanemu przez diabła, w
dodatku występując przeciw takiemu brutalowi, jakim jest Terje, a ja sama nie zdołam
donieść Jolina do łodzi. Zresztą nie mamy grosza, wszystkie nasze pieniądze Terje włożył w
Jolinsborg.
Heike popatrzył na nią w zamyśleniu.
- Na pewno to zmienimy. Idę teraz do chłopca.
- To dobrze - powiedziała Vinga, kładąc mu rękę na piersi. - A ja z Eskilem pójdę w tym
czasie do chłopa, który ma te stare papiery. I... proszę cię Heike, staraj się zachować zimną
krew, gdybyś znów się z nim zetknął.
- Dopilnuję, żeby nie przeszkadzał - obiecała Solveig.
Długo stała w kuchni, kiedy już opuścili pomieszczenie. Jak gdyby nie mogła oderwać
wzroku od Heikego, pomimo zamkniętych drzwi prowadzących do pokoju chłopca. Nie bój
się, Jolinie, powtarzała w myślach. Heike był jej ostatnią nadzieją. Budził przerażenie, to
prawda, ale jakże często zdarza się, że ludzkie twarze nie pasują do człowieka, jak gdyby
ktoś mylił się przy ich rozdawaniu. Terje, taki piękny jak anioł, a jakże mroczną ma duszę.
Stawał się przez to po dwakroć niebezpieczniejszy, ludzi zaślepiała bowiem jego uroda. A
104
ojciec Eskila... Brzydki jak troll! Ale głos miał łagodny jak nocny letni wiatr, a z oczu biła mu
ogromna miłość do całego świata i tyle zrozumienia.
Nieludzko musiał cierpieć tyranizowany przez ojca, jeżeli w tej dobrej duszy na jego
wspomnienie zapłonął taki gniew.
Biedny będzie Terje, jeśli jeszcze raz rozdrażni tego olbrzyma!
Dobry Boże... Pozwól mu uczynić coś dla Jolina! Ten człowiek wygląda jak potępieniec,
jakbyś wyrzucił go ze swego królestwa, ulituj się nad nim i ześlij na niego łaskę, tak by zdołał
pomóc memu ukochanemu dziecku! Wiem, że modliłam się, byś zabrał Jolina do siebie, jeśli
to konieczne, ale błagam, daj nam jeszcze jedną szansę. Być może...
Ale w głębi duszy Solveig bała się mieć nadzieję.
W oborze Terje stał trzymając widły w dłoni, ale nie wiedział, gdzie jest ani co robi. Mięśnie
twarzy poruszały mu się w nerwowych skurczach, wzburzone serce mocno biło z bezsilnego
gniewu.
Co ci ludzie robiÄ… w moim domu? Na jaki ton sobie pozwalajÄ…? WyrzucÄ™ ich, rozgniotÄ™
własnymi rękami, tego bezwstydnego szczeniaka i jego ojca demona! Jestem bogobojnym
człowiekiem i nie zniosę wysłannika Szatana we własnym domu! Powiem im to! Powiem im
wszystko! Wydaje mu się, że jest ode mnie silniejszy i dlatego może traktować mnie jak
chce? O, to znaczy, że nie zna Terjego Jolinsonna! Mam środki, żeby...
Nie powinienem nigdy wpuścić tej diablicy i jej niedorobionego syna pod swój dach. Miałbym
sobie nie poradzić? Czy inna kobieta równie dobrze nie utrzymałaby mojego gospodarstwa
w należytym porządku? Przecież dziewczęta za mną szaleją! Na co mi ona, z tym owocem
grzechu, jakim jest jej syn!
Tak Terje okłamywał samego siebie. Doskonale zdawał sobie sprawę, że niełatwo byłoby mu
znalezć kogoś do pomocy. Wszystkich Jolinssnnów obawiano się z powodu ich
bezwzględności i zmiennych humorów. W dodatku nie mogli płodzić dzieci. No i jeszcze to
przerażające miejsce, Jolinsbarg. I ostatnie, choć wcale nie mniej ważne: w tej wiosce, gdzie
wszyscy są tak religijni, kobieta nie mogła zamieszkać z samotnym mężczyzną, nie będąc
jego żoną. A kto chciałby Poślubić Terjego Jolinsonna?
Terje ocknął się z rozmyślań, uniósł widły i ze złością uderzył w ściankę, dzielącą dwie puste
zagrody dla bydła, aż echo rozniosło się po całej oborze.
W pokoju chorego Heike łagodnie przemawiał do dziecka:
- Wiesz, mam taką brzydką twarz, ale tak naprawdę wcale nie jestem taki straszny. Nie bój
się mnie, bo nie chcę ci wyrządzić krzywdy.
105
Na bladej, niemal przezroczystej buzi Jolina odmalował się wysiłek. Chłopczyk próbował coś
powiedzieć:
- Nie jesteś... brzydki... jesteś... dobry. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl