[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zajął się więc zwijaniem spadochronu, jednocześnie
przeklinając w myślach samego siebie. Przecież wiedział, że
Maria kompletnie się do tego nie nadaje! Czemu pozwolił, by
bez żadnej potrzeby naraziła się na podobne przeżycia?
Tuż przed skokiem zrobiła się blada jak śmierć. Potem
sparaliżowało ją ze strachu. A teraz dygotała jak w febrze, nie
przejawiając ani odrobiny tej radości, jaką widywał u innych
ludzi, którzy właśnie odbyli swój pierwszy skok. Owszem,
czasem ten entuzjazm nie był niczym więcej niż ulgą, ale
zawsze!
Przykląkł obok Marii i łagodnie poklepał ją po kolanie.
- Hej, wszystko w porzÄ…dku?
- Niech to szlag... - Odwróciła twarz.
- Czyli to jednak nie była dobra zabawa?
Wstała i odepchnęła go, nadał na niego nie patrząc.
- Poszukajmy innych i wracajmy. Zrozumiał, że Maria
potrzebuje więcej czasu.
- Tam jest droga - wskazał. - Tam ich dogonimy.
Nie odzywała się już do niego, zaś gdy znalezli się z
powrotem na lotnisku, próbowała ukradkiem wymknąć się z
hangaru. Eddie jednak w ostatniej chwili zauważył jej
manewr.
- A ty dokÄ…d?
Nadal omijała go wzrokiem, a to już był naprawdę zły
znak.
- Muszę się położyć i odpocząć. - Odgarnęła włosy z
czoła. - Nie czuję się najlepiej.
- Zaraz ciÄ™ zawiozÄ™ do domu, daj mi tylko dwie minuty,
żeby tu wszystko zakończyć.
- Nie trzeba, zadzwoniłam po taksówkę.
Wcale mu się to nie podobało, lecz ponieważ Maria wciąż
była blada i ledwie trzymała się na nogach, nie miał serca
zatrzymywać jej dłużej.
- Dobrze, ale wpadnÄ™ do ciebie wieczorem. Musimy
porozmawiać. Może być o ósmej?
- Nie. - Uciekła.
Eddie patrzył za nią. Powiedziała:  Nie"?
Nie wykręci się tak łatwo!
Westchnął. Jemu też nie pójdzie łatwo. Już nie chciała z
nim gadać, a przecież Harlan jeszcze jej nawet nie powiedział
o Intrepid Adventures.
ROZDZIAA DZIESITY
Po powrocie do domu Maria najpierw wyłączyła telefon, a
potem wzięła długą, gorącą kąpiel z lawendowym olejkiem,
by ukoić skołatane nerwy. Ze wszystkich sił starała się
zepchnąć w niepamięć ostatnie wydarzenia. Następnie, choć
był środek dnia, włożyła ukochaną starą piżamę i opatuliła się
szlafrokiem. Kiedy spojrzała w lustro, pomyślała, że od rana
musiało jej przybyć sporo siwych włosów. Miło by było,
gdyby Eddie je policzył...
Kolejna rzecz, o której musi zapomnieć.
Usadowiła się na kanapie, postanawiając w ramach terapii
pooglądać telewizję. Przez chwilę zastanawiała się, czy czegoś
nie zjeść, gdyż zaczynało jej burczeć w brzuchu, ale
zrezygnowała. Gdy przypomniało jej się, jak wygląda
oddalona o kilometr ziemia, znów poczuła mdłości.
Zdążyła obejrzeć trzy odcinki telenoweli, gdy wróciła
Nicole.
- O, dziś jest dzień chodzenia w piżamie? - spytała
wesoło, siadając obok Marii. - W takim razie jestem
niestosownie ubrana.
- Mmm...
- Och, i oglądamy telenowelę! Czyżby było święto
użalania się nad sobą? Mogę też wziąć udział, czy to tylko dla
wybranych?
- A co to za święto bez czekolady? - wymamrotała ponuro
Maria.
- Cioteczka Nicole zaraz siÄ™ tym zajmie. Powiedz, co ze
skokiem.
- Nie ma o czym gadać.
Przyjaciółka niecierpliwie czekała na dalszy ciąg, lecz nie
następował.
- To w końcu skoczyłaś czy nie? Maria aż się zatrzęsła ze
zgrozy.
- Skoczyłam.
- O rany! Gratulacje! To skÄ…d taka mina?
- Zwymiotowałam, jak tylko wylądowaliśmy. - Aj!
- Właśnie. I to na oczach Eddiego.
- Zjadłaś coś przed skokiem? Nie wiem, czy powinno się
tak robić.
- Naprawdę musisz wypytywać o szczegóły? Nie, nic nie
jadłam, więc chyba wyplułam z siebie wnętrzności,
przynajmniej tak się czułam.
Nicole aż syknęła ze współczuciem.
- W końcu po co komu na przykład taka śledziona? -
mruknęła Maria, wtulając się głębiej w kąt kanapy.
Oczywiście koty miały ją w nosie, żaden nie przyszedł
pocieszyć pani, połasić się czy przytulić... Chyba będzie
musiała kupić sobie pluszowego misia, skoro nie ma co Uczyć
na głaskanie kotów. Albo Eddiego.
- Ale dokonałaś prawdziwego wyczynu, a to
najważniejsze - przekonywała Nicole. - Czemu więc siedzisz z
nosem na kwintÄ™?
- Eddie patrzył, jak rzygam jak mały kociak.
- I co z tego?
- Przecież to straszny wstyd! W życiu nie spojrzę mu w
oczy.
- Nie bądz głupia, w końcu to nic wielkiego. Założę się,
że nie pierwszy raz widział taką reakcję po skoku. No i
przynajmniej nie zwymiotowałaś na niego. I to powietrzu!
Tylko sobie wyobraz. To dopiero byłoby okropne!
Nicole jak zwykle próbowała dopatrzyć się w każdej
sytuacji jasnych stron, lecz Marii nic nie mogło przekonać.
- To wszystko od początku do końca było takie potworne!
I czekanie w samolocie, i spadanie bez spadochronu, i
spadanie ze spadochronem... Wiem, co mówią statystyki.
Wisząc nad ziemią, byłam znaczne bezpieczniejsza niż na
autostradzie, ale i tak mnie sparaliżowało ze strachu. -
Położyła się na brzuchu i nakryła głowę poduszką. - Czemu
jestem takim tchórzem? - jęknęła z rozpaczą.
- Przynajmniej obracasz siÄ™ w dobrym towarzystwie, bo
przeważająca część ludzkości nie pali się do podobnych
wyczynów - zauważyła Nicole. - Tylko garstka maniaków ma
na to ochotÄ™, zresztÄ… nie bardzo rozumiem, dlaczego. Gdyby
Bóg chciał, żeby ludzie skakali, to zamiast świata stworzyłby
wielkÄ… trampolinÄ™.
Maria słuchała jednym uchem.
- Skompromitowałam się, a przecież jeszcze nawet nie
wykonałam samodzielnego skoku. I nie wykonam! Rezygnuję
z reszty programu, to naprawdÄ™ nie dla mnie. Nie ma sensu
wystawiać się na takie tortury tylko po to, żeby coś komuś
udowodnić.
- A co z Intrepid Adventures?
- Już wcześniej postanowiłam ustąpić. Niech Eddie ją
wezmie, bo tego potrzebuje, a ja jej nie chcę. Skoczyłam, żeby
sobie nie pomyśleli! Ale mieli rację. Jestem wstrętnym małym
tchórzem.
Nicole chwyciła najbliższą poduszkę i przyłożyła nią
Marii po głowie.
- Przestań w kółko się poniżać! Nie jesteś tchórzem, tylko
masz zdrowy instynkt samozachowawczy. Darwin byłby z
ciebie dumny.
Maria zachichotała cicho, a przyjaciółka usiadła obok i
poklepała ją po nodze.
- Skoro to już ustaliłyśmy, przejdzmy do ciekawszych
spraw. Co z Eddiem?
- Nic.
- Nie opowiadaj takich rzeczy, bo wiem, w czym ostatnio
wam przeszkodziłam. Gdybym wróciła pięć minut pózniej,
moja niewinna dusza doznałaby szoku!
O tym Maria też nie chciała pamiętać.
- Dziś prawie na niego zwymiotowałam. To ewidentny
dowód na to, że nie pasujemy do siebie. Nie chcę go więcej
widzieć, bo to tylko przysporzy mi bólu. - Westchnęła.
- Miałaś rację, jednak go kocham.
- Słuchaj, nie możesz jednym tchem mówić, że go
kochasz i nie chcesz go widzieć. To nielogiczne, nie uważasz?
- To bardzo logiczne, bo ten związek nie miałby żadnych
szans. Jak Eddie może odczuwać do mnie jakikolwiek
szacunek po dzisiejszych wydarzeniach? Na pewno nie chce
mieć takiej partnerki.
- Jeśli straci dla ciebie szacunek tylko dlatego, że trochę
się przestraszyłaś, to...
- Trochę? Nie widziałaś, jak to wyglądało! Dałam
prawdziwy popis. Wciąż jeszcze mam miękkie kolana. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl