[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Po pewnym czasie Janie się uspokaja. Rozgląda się, szukając czegoś, czym mogłaby
wytrzeć płaszcz Kapitana, ale niczego nie znajduje. W domu Janie nigdy niczego nie ma.
- Dzwoniłaś ju\ do szkoły, \eby się usprawiedliwić?
- Cholera.
- To \aden problem. Ja to zrobiÄ™. Czy twoja matka przedstawia siÄ™ jako pani
Hannagan? Nie chcÄ™, \eby w sekretariacie wiedzieli, \e ciÄ™ znam.
Janie kręci głową.
- Nie, nie  pani" - mówi. - Po prostu Dorothea Hannagan. - Kiedy Kapitan odkłada
słuchawkę, Janie pyta: - Skąd pani wiedziała, \eby przyjść?
Kapitan siÄ™ krzywi.
- Cabel do mnie zadzwonił. Powiedział, \e nie przyszłaś do szkoły, zastanawiał się,
czy kontaktowałaś się ze mną. Chyba próbował dodzwonić się do ciebie na komórkę.
A więc muszę zniknąć, \eby do mnie zadzwonił. Janie nic nie mówi. Z całego serca
pragnie zapytać Kapitana, dlaczego Cabel nie chce z nią rozmawiać. Ale nie zrobi tego. Więc
mówi tylko:
- To miło, \e o mnie pomyślał. - Zastanawia się przez chwilę. - Spodziewała się pani
tego? Czy pani Stubin o czymś takim wspominała?
- Wiedziałam, \e coś cię trapi, kiedy zadzwoniłaś do mnie kilka tygodni temu, ale nie
wiedziałam co. Pani Stubin była bardzo skrytą osobą, Janie. Nie mówiła du\o o sobie, a ja nie
pytałam. Nie miałam do tego prawa.
- Myśli pani, \e Cabel wie?
- Myślałaś, \eby go o to zapytać?
Janie podnosi wzrok, starając się odczytać wyraz jej twarzy. Zagryza dr\ącą wargę.
- Tak jakby nie rozmawiamy ze sobÄ….
Kapitan wzdycha.
- Domyśliłam się. Cabel ma swoje własne demony - ciągnie ostro\nie - i jeśli wkrótce
nie dojdzie z nimi do ładu, dam mu wycisk. Próbuje się teraz uporać z wieloma sprawami.
Janie kręci głową.
- Nie rozumiem.
Kapitan milczy.
- Mo\e powinnaś go o to zapytać. I opowiedzieć mu, przez co sama przechodzisz.
- Po co? śeby nie chciał mnie znać, kiedy powiem mu, \e zostanę ślepą kaleką?
Kapitan uśmiecha się smutno.
- Nie potrafię przewidywać przyszłości, Janie. Ale wątpię, by kilka fizycznych
ułomności mogło go odstraszyć, jeśli wiesz, co mam na myśli. Ale nikt te\ nie twierdzi, \e
musisz mu powiedzieć. - Urywa. - Chyba przydałoby ci się śniadanie. Przejedzmy się, Janie.
Janie patrzy na siebie, na wygniecione ubranie.
- Jasne, czemu nie - mówi. Przez kilka minut szczotkuje włosy i spogląda w lustro.
Patrzy w swoje oczy.
Kapitan zabiera Janie do Ann Arbor. Zatrzymują się na śniadanie w Angelo's, gdzie
Kapitan najwyrazniej wszystkich zna, Å‚Ä…cznie z Victorem, kucharzem przygotowujÄ…cym
szybkie dania. Victor osobiście przynosi jedzenie do ich stolika. Janie, która nie jadła nic od
wczorajszego lunchu, pałaszuje z wdzięcznością.
Po śniadaniu Kapitan obje\d\a kampus uniwersytecki.
- MajÄ… tu kilka najlepszych jednostek badawczych i medycznych, Janie. Mo\e jest
szansa... - Kapitan wzrusza ramionami. - Pamiętaj, \e Martha Stubin straciła wzrok
pięćdziesiąt lat temu. Od tamtego czasu wiele się zmieniło w świecie medycyny. Nie spisuj
się na straty, zanim nie dowiesz się, do czego zdolni są dziś lekarze. I nie mówię tylko o
oczach, o dłoniach te\. A mo\e nawet o snach. Widzisz ten budynek? To pracownia snu.
Mo\e uda się załatwić, \eby ktoś się tobą odpowiednio zajął. Mam w kampusie kilku
przyjaciół, którym ufam. Wiedzieli o Marcie. Pomogą nam.
Janie ogląda wszystko. Kiełkuje w niej nadzieja. Ona i Cabel zamierzali przyjechać tu
kilka razy latem, kiedy będą ju\ mogli pokazywać się razem. Teraz Janie nie wie, co myśleć.
Mo\e Cabel wróci.
A mo\e znów się wystraszy.
Janie nie umie przewidzieć, ile jeszcze zerwań i powrotów w ich związku jest w stanie
znieść.
- Dlaczego wszystko musi być takie trudne? - pyta na głos. A potem się rumieni. - To
pytanie retoryczne. Przepraszam, Kapitanie.
Kapitan się uśmiecha.
- Dlaczego przeczytałaś w końcu notes? Janie przełyka z trudem ślinę.
- Teraz, kiedy Cabel przestał się do mnie zbli\ać, uznałam, \e nie mam nic do
stracenia. Ponury \art, co?
Kapitan zaciska usta i mruczy coÅ› pod nosem.
- W porządku - mówi - a co myślisz teraz o byciu łowczynią snów?
Janie siÄ™ zastanawia.
- Chyba nie widzę ró\nicy.
Na twarzy Kapitana maluje siÄ™ zdziwienie.
- Jak wpisuje siÄ™ w to twoja matka?
- Wcale.
- A twój ojciec?
- Z tego, co mi wiadomo, nie istnieje.
- Rozumiem. - Kapitan urywa. - śałujesz, \e go przeczytałaś?
Janie milczy przez chwilÄ™.
- Nie, Kapitanie.
Siedzą w ciszy, a potem Kapitan wskazuje kilka budynków.
- Chcesz zrezygnować z pracy u mnie, Janie? Odizolować się?
Janie patrzy na policjantkÄ™.
- Chce pani, \ebym zrezygnowała?
- Oczywiście, \e nie. Jesteś świetna w tym, co robisz.
- Chciałabym zostać dłu\ej, jeśli ma pani dla mnie dalsze zlecenia.
Kapitan uśmiecha się, a potem znów powa\nieje.
- Myślisz, \e będziesz w stanie nadal pracować z Cabelem, nawet jeśli nie będzie was
ju\ łączyć romantyczny związek?
Janie wzdycha.
- Jeśli nie będzie się zachowywał jak dupek, to tak. - A potem głos jej się załamuje: -
Ja tylko... - Kręci głową i bierze się w garść, nie chcąc znów się rozpłakać.
Kapitan patrzy gniewnie przez przednią szybę. Zagryza wargę. Równie\ kręci głową.
- Przysięgam na Boga, \e walnę tego chłopaka - gdera. - Posłuchaj, Janie, Cabel nie
ma zbyt... matka, która go porzuciła, ojciec, który prawie go zabił... A teraz, gdy jest z tobą,
rozpaczliwie pragnie ukryć cię w jakimś bezpiecznym miejscu. Ale wie, \e to niemo\liwe.
Musi się nauczyć, jak sobie z tym radzić.
Janie przetrawia jej słowa.
- Ale, Kapitanie, on nie mógł się nawet zmusić, \eby mnie dotknąć po nalocie na dom
Durbina. - Zaczyna płakać. - Zupełnie jakby się mnie brzydził, bo tamci mnie dotykali czy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl