[ Pobierz całość w formacie PDF ]

krople deszczu z potarganych jasnych włosów. - Więc jak? Zwariowałaś,
jesteś chora czy może jeszcze coś innego?
- Wejdz, dobrze? - poprosiła, zresztą już niepotrzebnie. Starła z
policzka zabłąkaną kroplę deszczu.
- O co chodziło? - Usiadł na sofie, a nogi położył na stoliku do kawy.
Najwyrazniej nie zamierzał ustąpić, zanim nie otrzyma wyjaśnień.
Stevie niezbyt delikatnie zepchnęła jego nogi ze stolika.
- Nic takiego, Morgan. Po prostu byłam zajęta, kiedy dzwoniłeś, i to
wszystko.
- Ha! - Odrzucił głowę do tyłu dobrze wyćwiczonym teatralnym
gestem. - Znam cię, koleżanko. Wiem kiedy...
53
RS
Głos mu zamarł na ustach, gdy spojrzał na nią uważniej.
- Wielkie nieba, kobieto! Coś takiego... Co się z tobą stało? Dlaczego
tak wyglÄ…dasz?
Stevie dobrze wiedziała, jak wygląda. Plastykowy czepek osłaniał jej
włosy, przykryte kompresem z gorącej oliwy. Pod oczami miała tłusty
krem aleosowy, a na policzkach przejrzystą zielonkawą poświatę,
uzyskaną dzięki kremowi z wyciągiem z avocado. Jej ulubiony szlafrok na
burzowe noce rozchodził się w szwach i brakowało mu czterech guzików.
Związała go teraz jaskraworóżową apaszką, która ciekawie kontrastowała
z czerwono-zielonymi skarpetkami.
Stevie udała zdziwienie, unosząc wysoko brwi.
- Nie wiem, o czym mówisz?
Morgan lustrował ją powoli od stóp do głów.
- Jak Boga kocham, te włosy, ten skudlony szlafrok... Twoja cera!
Co zrobiłaś ze swoją piękną cerą?
Stevie przysiadła naprzeciwko, na obitej połyskliwym kretonem
sofie.
- Piękna cera to nie przypadek; wymaga pracy.
- Ale za to wygląda jak przypadek - odrzekł Morgan, wstrząśnięty jej
widokiem. - Nigdy cię takiej nie widziałem, moja droga. Takiej...
przerażającej.
Stevie uśmiechnęła się słodko.
- No więc cieszę się, że odłożyłam słuchawkę.
Morgan oparł się o poduszki i skrzyżował ręce na piersiach.
- Cóż, jeśli myślisz, że wystraszę się tego zaduszkowego przebrania,
to się mylisz. Chcę się w końcu dowiedzieć, dlaczego ją odłożyłaś.
54
RS
- Już powiedziałam, byłam zajęta.
Zapadła cisza. Morgan zastanawiał się. Oczy miał przysłonięte
ciężkimi złotymi rzęsami.
- Miałaś gościa - powiedział spokojnie.
- Czyżby? - Stevie unikała jego wzroku podciągając skarpetki.
- Właśnie tak. - Jego uśmiech powiedział Stevie, że jest pewien tego,
co mówi. -I jeśli się nie mylę, a nigdy tak nie bywa, to odwiedził cię M. J.
Connover, ten sam, którego tak swawolnie zaatakowałaś tamtej nocy...
- Nie jesteś na scenie, Morgan. - Stevie wcisnęła się głębiej w sofę. -
Postaraj się nie dramatyzować.
- A więc opowiedz mi sama - zaproponował. Morgan był dobrym
przyjacielem, rzeczowym,wspaniałomyślnym i potrafiącym ją zrozumieć.
Jego zmysłowa natura sprawiła, że znał kobiety i kochał wszystkie bez
wyjątku. Nie potrzebował żadnej konkretnej, za to uwielbiał każdą.
Jedynie Stevie stanowiła wyjątek. Od pierwszego dnia, kiedy się spotkali,
opiekował się nią jak zbłąkanym kotkiem, którego gotów był przygarnąć.
Z biegiem lat Stevie pokochała go w czysto platoniczny sposób. Stał się
dla niej szanowanym bratem, którego nigdy nie miała - a co ważniejsze -
któremu mogła zaufać.
- Masz rację - przyznała spokojnie ze wzrokiem utkwionym w swoje
ręce złożone na kolanach. - Kiedy dzwoniłeś, Mick był w biurze. - Nie
chciałam odłożyć słuchawki, ale byłam... roztrzęsiona.
- To dopiero! Stevie Knight roztrzęsiona z powodu zwykłego
mężczyzny?
55
RS
- On nie jest  zwykłym mężczyzną" - sprostowała natychmiast.
Podniosła oczy i spojrzała na Morgana, którego twarz przybrała dziwnie
łagodny wyraz. - Stoję na krawędzi, Morgan, i to mnie przeraża.
- Przerażający może być zielony krem na twarzy rzekł Morgan - albo
te twoje skarpetki, ale na pewno nie zwiÄ…zek z kimÅ›, kto ciÄ™ pociÄ…ga.
- A jednak tak. Wiesz przecież, skąd pochodzi: starożytne pieniądze i
błękitna krew.
- Aniołku, mylisz się. Mieć pieniądze to niezła rzecz, nie mieć ich,
jest dużo gorzej. Nie widzisz, jakie to proste?
Uśmiech Stevie był melancholijny.
- Dla ciebie wszystko jest takie nieskomplikowane, Morgan.
- Oczywiście, że tak. Jeśli miło jest mieć trochę pieniędzy, to jeszcze
przyjemniej mieć ich dużo. Kobiety bawią się w wyszukiwanie wszędzie
dodatkowych trudności. Nie lubicie prostych dróg. Dla was muszą być one
pełne zakrętów, wybojów, wiraży, od których kręci się w głowie...
- Znowu dramatyzujesz, Morgan.
- Przepraszam. - Zmarszczył brwi. - Na czym skończyłem? Ach, tak.
Nie zawracaj sobie głowy tym, skąd facet pochodzi. Martw się lepiej nim
samym. Co by było, gdyby jadł z otwartymi ustami albo ślinił się przez
sen? To jest ważne! Kto wie, może okaże się wspaniały? Naturalnie,
możesz kiedyś stwierdzić, że jest idiotą, a wtedy osobiście oddzielę mu
głową od ramion  tak czy inaczej, zawsze dobrze się skończy. Czy ci już
wszystko wyjaśniłem?
- Czuję się znacznie lepiej - zgodziła się szczerze Stevie. - Jak to
dobrze, że wpadłeś.
56
RS
- Nie ma sprawy. - Morgan wstał i przeczesał palcami mokre od
deszczu włosy. - Cieszę się, że ci pomogłem. To przyjemne uczucie
widzieć, jak zrywasz z przyzwyczajeniem do kaszki na mleku.
- Z czym?
- Z mężczyznami, z którymi się spotykasz, Stevie. Kaszka na mleku.
Bardzo szczerzy, bardzo nijacy. Wezmy na przykład tego sprzedawcę
butów o dziecięcej buzi, z którym się umówiłaś w zeszłym tygodniu.
Stevie wyprostowała się i uniosła brodę.
- Evan Oman jest jednym z najbardziej niezawodnych...
- Podtrzymuję swoje zdanie. Niezawodność to dobra cecha, jeśli
szukasz pieska. Prawdziwy związek wymaga człowieka z krwi i kości, a
nie jestem pewien, czy Evan się do takich zalicza. Możesz się nie zżymać,
bo skończyłem już kazanie. Za to proszę cię, żebyś mi odpowiedziała na
jedno pytanie, dobrze? - Uśmiechnął się zachęcająco.
Morgan nigdy o nic nie prosił, więc Stevie popatrzyła na niego
podejrzliwie.
- To będzie zależało od pytania.
Oczy miał roziskrzone tak, jakby słoneczne promienie prześwietlały
zielony las.
- Codziennie chodzisz do łóżka z tym tłuszczem na sobie?
Stevie wstała i z zażenowaniem dotknęła czepka.
- Cóż... Tak, ostatnio,
Przesunął palcem po supertłustym wygięciu jej noska i gwizdnął
cicho.
- Jak ty śpisz? Nie wyślizgujesz się z łóżka?
57
RS
- Niedługo mam urodziny, rozumiesz? Kończę... -wzięła głęboki
oddech i przymknęła oczy - trzydzieści lat.
- Co krem na wspólnego z urodzinami?
- I tak nie zrozumiesz. Jesteś mężczyzną, Morgan.
Jak wszyscy dobrzy aktorzy miał wrodzone wyczucie czasu i to, co
dostrzegł w wyrazie twarzy Stevie, kazało mu czym prędzej zakończyć
wizytÄ™.
- Zostawiam cię teraz, żebyś się mogła konserwować w spokoju -
rzucił wesoło, idąc w kierunku drzwi. - Przyjemnego weekendu.
Jeszcze długo po wyjściu Morgana Stevie niespokojnie kręciła się po
mieszkaniu. Zazwyczaj dom był dla niej zródłem ogromnej przyjemności.
Umeblowała go z fantazją, miłością i nadała czarujący indywidualny styl.
Kolory we wnętrzu harmonizowały ze sobą. Zciany pokrywał połyskliwy
fiołkowo-kremowy jedwab, a półkoliste okna okalały białe delikatne
firanki. Z dodatków zastosowała wiktoriańskie lampy, stylowe figurki, po-
duszki z patchworku i blade akwarele. Te śliczne rzeczy zawsze wprawiały
ją w dobry nastrój.
Lecz dzisiaj... Dzisiaj była rozkojarzona i nie mogła znalezć sobie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl