[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Ale wiedziałem, że dotrzymasz mi kroku. Teraz będziemy musieli
259
Anula
ous
l
a
and
c
s
uważnie się rozglądać i nie zbaczać z głównej drogi, żeby ich nie
przeoczyć.
- Tak, ojcze. Widzę, że bardzo niepokoisz się o Cammy. Ale
Lilliheun to dżentelmen w każdym calu. Można mu całkowicie
zaufać.
- Wiem - mruknął Wheymore. - Dlatego właśnie coś mi się w
tym wszystkim nie podoba, Davidzie. Dewhurstowi zresztą też. O,
konie sÄ… gotowe.
Panowie szybko wskoczyli w siodła i ruszyli z kopyta.
Camilla na próżno błagała Lilliheuna, żeby pozwolił jej usiąść
obok siebie na kozle.
- Jeśli ktoś nas zobaczy - tłumaczył jej - pani reputacja będzie
zrujnowana w ciÄ…gu kilku dni. Poza tym to zbyt niebezpieczne,
Camillo. Przy takiej prędkości spadnie pani na ziemię na pierwszym
lepszym wyboju. -Uśmiechnął się, ale nie ustąpił.
Słońce chyliło się ku zachodowi. Zegarek wskazywał za pięć
szóstą, gdy rozległ się pierwszy wystrzał. Na dzwięk kolejnego
przerażona Camilla wcisnęła się w oparcie siedzenia, a Lilliheun
próbował zmusić wystraszone konie do szybszego biegu.
Camilla wyjrzała ostrożnie przez okno, kiedy pistolet znowu
wystrzelił. Lilliheun pochylił się do przodu, wypuszczając bat z ręki,
ale lejce wciąż trzymał. Po obu stronach powozu pojawiali się i
znikali jezdzcy, rozlegało się coraz więcej wystrzałów i w końcu
lando wywróciło się Z hukiem.
260
Anula
ous
l
a
and
c
s
Obolała Camilla próbowała wydostać się z powozu. Była
przekonana, że Clare nie przeżył upadku z kozła. Nie zważając na
odgłosy walki, wyczołgała się na zewnątrz i chciała wstać, ale ktoś
natychmiast przycisnÄ…Å‚ jÄ… do ziemi.
- Nie, Cammy. Niech siÄ™ pani cofnie.
- Och, Clare. Myślałam, że zabili pana.
- Jeszcze nie. Jestem posiniaczony, ale żywy. Proszę się cofnąć!
O, dobrze.
Gdy tylko ukryła się w bezpiecznym miejscu, Clare wytoczył się
ze szpadą w ręku spod powozu.
- Nie! - zawołała. - Clare, nie!
Zaczęła gorączkowo rozglądać się dookoła w poszukiwaniu
jakiejś broni. Chwyciła deskę i rzuciła się za Lilliheunem, którego
otoczyło kilkunastu zbójów. Zaczęła wymachiwać deską i walić nią
napastników po głowach. Ktoś próbował ją powstrzymać, ale się nie
dała.
Usłyszała jęk Lilliheuna, zobaczyła, jak potyka się i upada.
Ruszyła mu na ratunek, ale odebrano jej broń i czyjeś silne ręce
rzuciły ją na drugą stronę drogi.
Wylądowała na miękkiej trawie, wstała i chciała wrócić do
walki, ale zobaczyła wysokiego mężczyznę w długim surducie, jak
zeskakuje z szarego konia i rusza prosto w stronÄ™ walczÄ…cych. Po
chwili ktoś dołączył do niego. Jak we śnie dotarł do niej krzyk Fate'a:
- Argosy, zabierz go stÄ…d! Zabierz go!
261
Anula
ous
l
a
and
c
s
Poczuła woń prochu, ale nie słyszała wystrzałów. Słyszała tylko
głos kapitana. Potem dostrzegła, jak zbliżają się do niej dwaj
mężczyzni, jeden podtrzymywał drugiego.
Argosy ułożył Lilliheuna obok niej i ukląkł nad nim.
- %7łyje, panno Quinn - powiedział i zdjął z szyi fular. - Proszę mu
tym mocno obwiązać ranę na ramieniu. A tym proszę się w razie
czego bronić - dodał, podając jej nóż, i ruszył biegiem w stronę
walczÄ…cych.
Od strony Newhope nadjechało jeszcze dwóch mężczyzn, którzy
natychmiast rzucili się w wir walki. Camilla nie patrzyła jednak na to,
co się działo, tylko zaczęła opatrywać Clare'a. Gdy skończyła,
podniosła głowę. W jej kierunku szedł wysoki, potężny mężczyzna.
Odruchowo sięgnęła- po nóż, ale po chwili rozpoznała wuja i
podbiegła do niego. Wheymore objął ją i mocno przytulił.
- Locksley jest ciężko ranny i prosi, żebyś do niego podeszła. To
ciebie nazywa Dendron, prawda?
Serce Camilli zamarło i pociemniało jej w oczach. Wzięła się
jednak w garść i dała zaprowadzić na drugą stronę drogi. Na kolanach
Neilanda leżał mężczyzna, nad którym nachyliła się razem z wujem.
-Jasonie - szepnęła, z trudem powstrzymując łzy.
- Dendron?
Fate podniósł dłoń w jej stronę i wtedy zobaczyła pod
rozchylonym surdutem poplamionÄ… krwiÄ… koszulÄ™.
262
Anula
ous
l
a
and
c
s
-Jestem przy panu. Wszystko będzie dobrze. Na pewno. Teraz
musi pan odpoczywać, zajmiemy się panem.
- Dendron? Nie widzÄ™ pani.
Camilla ujęła jego dłoń, pocałowała ją i przycisnęła do policzka.
Drugą ręką Fate sięgnął do kieszeni kamizelki i wyciągnął z niej coś.
- Niech pani wezmie mój talizman, Dendron. Będzie strzegł pani [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl