[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Często się zastanawiała nad istotami będącymi zbiorowym ojcem Aarona.
Gdzie mieszkają, dlaczego postanowiły w swojej mądrości właśnie z nią się kochać?
Rozważała też, czy w Welcome ktoś jeszcze o nich wie. Ile ludzkich oczu, poza jej
własnymi, widziało ich tajemnicze ciała? Zastanawiała się też oczywiście, czy nastąpi
kiedyś wyznaczona pora i dojdzie do spotkania obu gatunków. Może to się już stało?
Gdy samochody i motocykle zniknęły jej z oczu, zawróciła po własnych
śladach, aż znowu znalazła się na szosie. Rozumiała, że nie odzyska już Aarona.
Była w pewnym sensie jedynie stróżem dziecka, bo choć to ona je urodziła, należało
ono jednak do istot, które złożyły w niej swoje nasienie. Może była narzędziem
jakiegoś eksperymentu z rozmnażaniem, a teraz lekarze przybyli, by zobaczyć, co z
niego wynikło? A może zabrali Aarona po prostu z miłości? Bez względu na powody,
pragnęła jedynie zobaczyć rezultat bitwy. Miała nadzieję, że zwyciężą, choćby miało
to oznaczać zagładę wielu przedstawicieli jej gatunku.
U podnóża wzgórz panowała cisza. Postawiono Aarona wśród skał i wszyscy
cisnęli się, by badać jego ubranie, włosy, oczy, uśmiech.
Zbliżał się wieczór, lecz Aaron nie czuł chłodu. Piersi jego ojców były ciepłe i
pachniały jak wnętrze Powszechnego Centrum Handlowego w Welcome -
mieszaniną cukierków toffi i konopi, świeżego sera i żelaza. Zachodzące słońce
padało na jego śniadą skórę, w górze pojawiały się gwiazdy. Wśród tych istot był
szczęśliwszy niż przy piersi matki.
Packard zatrzymał karawanę u stóp wzgórz. Gdyby słyszał o Napoleonie
Bonaparte, uważałby się niewątpliwie za tego zdobywcę. Gdyby znał dzieje życia
cesarza, mógłby też czuć, że to jego Waterloo, lecz Josh Packard żył i umarł nic nie
wiedząc o małym kapralu.
Kazał wysiąść ludziom i podszedł do nich. Nie była to najodważniejsza armia
w dziejach wojen. Wśród żołnierzy widział niemało chorobliwie bladych twarzy, sporo
oczu unikało jego wzroku, gdy wydawał rozkazy.
- Ludzie! - wrzasnÄ…Å‚.
Kooker i Davidson pomyśleli jednocześnie, że jak na skryty atak, nie było to
najmÄ…drzejsze.
- Ludzie! Jesteśmy tu, mamy broń i Boga po swojej stronie. Już załatwiliśmy
najgorszÄ… z tych bestii, rozumiecie? Milczenie; przestraszone spojrzenia, potna
twarzach.
- Nie chce widzieć, by któryś z was obrócił się na pięcie i zwiał, bo jeśli to
zauważę, ten nędznik będzie się wlókł do domu z plecami podziurawionymi jak sito.
Eleanor chciała zaklaskać, lecz mowa nie była jeszcze skończona.
- Pamiętajcie też - głos Packarda obniżył się, przybierając konspiracyjny ton -
że te diabły zabrały Aarona niecałe cztery godziny temu. Oderwały go dosłownie od
cycka matki, gdy układała go do snu. To tylko dzikusy, bez względu na wygląd. Nie
litują się nad matkami, dziećmi, nad nikim. Dlatego, gdy zobaczycie ich z bliska,
pomyślcie sobie, jakbyście się czuli, gdyby oderwano was od matczynego cycka.
Szeryf zawsze potrafił znalezć drogę do serc prostych mieszkańców
Welcome.
- Nie macie się czego bać, najwyżej tego, że nie okażecie się mężczyznami -
rzucił na zakończenie. - Idziemy na nich.
Wrócił do samochodu. Ktoś zaczął klaskać i pozostali podjęli to. Szeroką,
czerwoną twarz Packarda przeciął twardy uśmiech.
- W drogę! - krzyknął i karawana ruszyła między wzgórza.
Aaron poczuł zmianę w powietrzu. Nie chodziło o zimno; grzejące go piersi
nadal były blisko. Mimo to coś się zmieniało. Patrzył zafascynowany, jak ojcowie na
to reagują. Ich ciała lśniły nowymi barwami, ciemniejszymi i mniej jaskrawymi. Kilku
uniosło głowy, jakby wąchało powietrze.
Coś było nie tak. Ktoś nadciągał, by zakłócić tę świąteczną noc, ktoś
nieoczekiwany i niepożądany. Istoty wiedziały o tym i były przygotowane na taką
ewentualność. Czyż trudno było przewidzieć, że bohaterowie z Welcome przybędą
po chłopca? Czyż ci żałosni ludzie nie wiedzieli, że ich gatunek powstał z potrzeby
Ziemi, która chciała poznać siebie i dlatego rozwijając się, w końcu rozkwitła jako
ludzkość?
Dlatego oczywiste było, iż uważali ojców za wrogów, wyrzekli się ich i
próbowali zniszczyć. To była prawdziwa tragedia: ludzie, uważający, że ojcostwo
może być jedynie skutkiem małżeństwa dzieci, błądzili i psuli obrzęd.
Ludzie byli jednak ludzmi. Aaron mógł być inny, choć istniało
prawdopodobieństwo, że pewnie i on, jeśli wróci kiedyś do świata ludzi, zapomni o
wszystkim, czego się nauczy od ojców. Byli oni przodkami ludzi, a nasienie złożone
w ciele Lucy było takie samo jak to, z którego powstali pierwsi mężczyzni. Kobiety
istniały zawsze i jako osobny gatunek żyły z potworami. Brakowało im jednak
towarzyszy zabaw i stąd wzięli się mężczyzni.
Co za błąd, jakaś katastrofalna pomyłka. W ciągu kilku er z najlepszych
wyrośli najgorsi; kobiety zamienili w niewolników, a ojców zabili lub wygnali pod
ziemię. Zostało tylko kilka grupek, które próbowały powtórzyć pierwszy eksperyment i
stworzyć łudzi takich jak Aaron, mądrzejszych od poprzedników. Tylko poprzez
wmieszanie do rasy panów nowych chłopców można ją było uczynić łagodniejszą.
Szansa na to była niewielka, nawet bez wtargnięcia tych gniewnych dzieci,
trzymających broń w tłustych, białych piąstkach.
Aaron poczuł zapach Packarda oraz swojego ojczyma i stwierdził, że są mu
obcy. Od dzisiaj będzie podchodził do nich obojętnie jak do zwierząt obcego gatunku.
Czuł się bliższy temu cudownemu zgromadzeniu tajemniczych istot i wiedział, że w
razie potrzeby odda za nie życie.
Na czele jechał wóz Packarda. Z mroku wyłoniły się samochody pędzące na
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Podobne
- Home
- Cussler Clive Dirk Pitt 20 Arktyczna mgła
- 128. Barker Margaret Jak w bajce
- Wielka księga białej magii
- GĂłry krwi CALOSC
- Barker Clive Madonna
- Brenden Laila Hannah 27 Uwić™ziona
- Diana Palmer Zdrajca
- Superpamić™ć‡
- Books Of Blood 6
- Coles R., The_Secular_Mind
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- demonter.keep.pl