[ Pobierz całość w formacie PDF ]

skórka wcale nie było spowodowane zimnem, po prostu się bałam. Strach.
Każdy z nas się bał, nawet Jasper, który wyglądał na dość odważnego i
potężnego mężczyznę.
- Bella, wszystko w porządku? Nadal się trzęsiesz. Chcesz jeszcze jedną
bluzę?  spytał Edward.
- Myślę, że to przez strach.  po raz kolejny zaczęłam dzisiaj płakać. 
Przepraszam, jestem żałosna, ale tak bardzo się boję.
Edward przysunął się do mnie bliżej i tak jak wcześniej wziął mnie sobie na
kolana, przytulając mocno, tak, że moją głowę miałam na jego ramieniu, co
bardzo mi odpowiadało. Zaczęłam zastanawiać się jak by to było, gdybym
go nie spotkała. Wiedziałam, że zle postąpiłam, idąc z nim, powinnam była
od niego uciec, biec szybciej, powiedzieć mu, żeby mnie zostawił, kopać go,
udawać obłąkaną& jednak tego nie umiałam i najgorsze było to, że gdybym
miała wybierać po raz drugi, nie zawahałabym się, żeby wybrać po raz
kolejny to samo.
- Bello, nie jesteś żałosna. Płacz, płacz. Zrobi ci się lepiej.
Wytarłam łzy rękawem jego bluzy, uśmiechając się.
- Przepraszam.
Edward odwzajemnił uśmiech, jednocześnie przybliżając swoje usta do
moich. Odruchowo zamknęłam oczy i wtedy to się stało. Jedyna rzecz, która
była pozytywna w tym realnym horrorze. Edward wpił się w moje wargi,
jednocześnie jego ręce błądziły po moich ramionach, moje natomiast
głaskały jego idealnie rozczochrane, brązowe włosy. Zaczęliśmy cicho
stękać, nie mogąc złapać powietrza, aż w końcu oderwaliśmy się od siebie,
39
posapując. Pewnie niektórzy, patrząc na to z boku uznaliby nas za
masochistów, w końcu na zewnątrz czai się cała zgraja polujących na nas
ludzi, jednak nic poza Edwardem mnie nie obchodziło. Otworzyłam oczy i
po raz kolejny zatonęłam w jego zielonych oczach.
- Bello, przepraszam.  odwrócił wzrok.  Ja nie wiem, co we mnie wstąpiło.
Nie uznawaj mnie za jakiegoś napaleńca&
- Tobie jest głupio?  zachichotałam.  Całujesz się z dziewczyną, którą
znalazłeś brudną, samą w lesie, wyglądającą jak psychicznie chora&
- Która uratowała mi życie.  dokończył.
- Och, ty też uratowałeś mi życie. Gdyby nie ty, wykrwawiłabym się na
śmierć.
- Dobry Boże, zapomniałbym.  zbladł.  Trzeba jak najszybciej zmienić ci
opatrunek.
- Edward, proszę& - włożyłam swoje dłonie w jego jedwabiste włosy.
- Może kiedyś mi podziękujesz, że nie będziesz jezdzić na wózku
inwalidzkim z jedną nogą.  rzucił ironicznie.  Bello, to dla twojego dobra,
nic innego dla ciebie nie pragnÄ™.
- Zgoda.  pokonana zabrałam swoje dłonie.
Edward uśmiechnął się na widok mojej reakcji, po czym podszedł do szafki i
wyjął świeże bandaże, odklejając mój stary, krzywiąc się mocno.
- Niedobrze to wygląda. Twoja noga przeżyje tutaj maksymalnie dwa dni. 
jęknął.
- A co? Nie będziesz mnie lubić bez jednej nogi?  spytałam poważnie.
Szansa na to, że w ciągu dwóch dni znajdziemy się w szpitalu oddalonym
setki kilometrów, były marne, nie oszukujmy się.
40
- Czy ja naprawdę na takiego brutala wyglądam?  zmierzył mnie wzrokiem.
 A czy moja dziewczyna będzie miała jedną nogę, czy nie to wszystko mi
jedno.
- A więc jestem twoją dziewczyną po& jednym dniu?  zachichotałam.
- Myślę, że uratowanie życia możemy zaliczyć, jakbyśmy znali się pół roku
więcej.
- A ty znowu z tym.  mruknęłam.
- Będę ci za to dziękować do końca życia. Myślę, że nie pozbędziesz się mnie
tak szybko.
- Wcale nie chcę się ciebie pozbywać.  przybliżyłam się do niego.
Potrzebowałam jego ust po raz kolejny.
- To chyba nie jest dobry moment.  jęknął.  Możemy nie przystopować i
jeszcze zrobimy coś złego, nie na miejscu. Powinniśmy porozmawiać.
- Ułożyć jakiś plan a la mission impossible?
- Właśnie.  wyszerzył się.  Ale będziemy musieli poczekać na Carlisla i
Emmetta, właściwie to powinni już byli dawno wrócić, co mnie martwi.
- Czyli porwaną mamy Rose i Esme, tak?  spytałam cichutko, drżąc. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl