[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przedzierać się przez gruzy.
Sylwia upadała ze zmęczenia. Nikt jej nie zatrzymywał, mogła iść do
domu. Przyjaciółka, którą tu przywiozła, leżała wśród trupów na
korytarzu.
Zmierzchało, gdy wyszła na dwór. Chłodny wiatr przeniknął ją na wskroś.
Ulice wokół szpitala zmieniły się w jedno rumowisko. Z robotniczych
parterowych domków pozostały zwały gruzów. Gdzieniegdzie ocalała
ściana, niebieska lub różowa, malowana w naiwny deseń. Zerwane
przewody elektryczne opadły na dno jamy po bombie, może tej samej,
która rzuciła na jezdnię nogę kobiecą w brązowym buciku.
Sylwii zrobiło się słabo. To z głodu, pomyślała. Nie jadła nic od
poprzedniego wieczora. Pragnęła ujrzeć wreszcie żywego człowieka. Nie
spotkała jednak nikogo. Mrok gęstniał. Spod zapachu spalenizny dobywała
się woń fiołków i narcyzów, których tu rosło mnóstwo w starannie
pielęgnowanych ogródkach. Co się stało
76
z ludzmi? Co stanie się z nią samą, jeśli nastąpi nowy nalot? Nigdzie
schronu! Zresztą cóż po nim? Zaledwie przed godziną widziała rannych,
kikuty oderwanych kończyn z obrzydliwymi strzępami nerwów i żył.
Przypomniała sobie kobietę, która z wysiłkiem odwracała trupy, żeby
każdemu zajrzeć w twarz.
Tam gdzie mniej było gruzu na jezdni, Sylwia szła szybciej. Raził ją stuk
własnych kroków. Wydało się jej, że ktoś biegnie za nią i prosi o pomoc.
Chciała się zatrzymać, lecz nie miała na to odwagi. Przystanęła dopiero,
gdy wielki zwał cegieł zastąpił jej drogę. Nasłuchiwała chwilę w zupełnej
ciszy. Czepiając się rękoma odłamków imuru, przeszła na drugą stronę
barykady. Pomyślała, że może potrzebujący pomocy człowiek kona gdzieś
tutaj w opuszczeniu, że powinna go odszukać albo przynajmniej zawołać.
Na pewno są jeszcze ranni pod gruzami. Tak, należało zawołać. Ale gdy
wyobraziła sobie, że głos jej odezwie się na tym pustkowiu, zwilgotniały
jej dłonie. Oddychała szybko. Nie mogła się przemóc.
Z poczuciem winy ruszyła do śródmieścia. Potknęła się o kamień, upadła.
Dotknęła czegoś mokrego i obrzydzenie skrzywiło jej usta. W ciemności
nie mogła rozpoznać, co to było: pomyje z rynsztoka, krew czy po prostu
woda. Nagle dosłyszała warkot samolotu. Sądziła, że największe
niebezpieczeństwo czyha na nią tutaj, w pobliżu dworca. Tam, w
śródmieściu, pod ośmiopię-trowym blokiem z żelazobetonu można się
śmierci nie lękać. Daleki wybuch wzmógł jej przerażenie. Szła coraz
prędzej. Byle dalej, byle dalej od tego przeklętego miejsca.
Zaczęła biec. Ciążył jej płaszcz, paliły grube buty. Nie stawało tchu.
Biegła ostatkiem sił, a jej wydłużony cień potykał się na ruinach jak
kaleka.
Nigdy przedtem nie doznała takiego strachu; wpraw-
77
dzie przeżyła w Puławach ciężki nalot niemiecki we wrześniu 39 roku, ale
mie bała się wcale, najspokojniej czytała powieść i nie onogła zrozumieć,
dlaczego osoby siedzące z nią w rowie miały jej za złe tę obojętność na
niebezpieczeństwo, wynikającą po prostu z niewiedzy i niedoświadczenia.
Ta .Zuchwałość młodości prysła dopiero podczas kwietniowego nalotu w
Bukareszcie. Chociaż starała się o nim zapomnieć, długo trwał w jej
podświadomości, pojawiał się nieraz w snach i paraliżował rozmaite
poczynania, nic wspólnego, zdawałoby się, nie mające z wojną. W tej
skalistej dolinie wspomnienie nałożyło się na rzeczywistość i
zwielokrotniony strach ogarnął Sylwię z taką siłą, że nie mogła się
uspokoić, tym bardziej iż towarzyszyło mu poczucie jakby nie spełnionego
obowiązku, poniechania czegoś, co powinna była niegdyś uczynić.
Daremnie powtarzała sobie, że i tamtej nocy po nalocie, i dzisiaj nikt nie
żądał od niej pomocy, że niczego nie można było jej zarzucić; dręczył ją
niesmak i wstyd, czuła w ustach gorycz, pragnęła zaszyć się gdzieś w
mysią dziurę i spać tak długo, aż znów o wszystkim zapomni.
Wróciła do Calimanaszti w porze obiadowej, wstąpiła do restauracji. Na
otwartym tarasie kilku chłopów popijało piwo. Siadła przy stoliku
nakrytym dziurawą serwetą i poprosiła kelnera o kartę. Podał jej
nieczytelnie zadrukowaną bibułkę, stwierdzając, że i tak nic nie ma prócz
żurku i gulaszu. Zamówiła więc żurek i gulasz.
Czekając na obiad poczuła anowu niesprecyzowany lęk, dotkliwą
niepewność i nieśmiałość wobec gburowa-tego kelnera i podchmielonych
mężczyzn. Uczucie to często ją nawiedzało. Od. dziecka nie lubiła
zawierania znajomości, miała opory przed zatelefonowaniem choćby do
informacji kolejowej lub zapytaniem przechodnia o drogę. Nie znosiła
podróży, ponieważ nigdy nie miała
78
pewności, czy pociąg odjedzie o ustalonej porze i z tego dworca, który
wymieniono na bilecie, czy nie zawiedzie jej zamówiony wcześniej
samochód, czy nie spotka jakaś przykrość na granicy. Te nie uzasadnione
lęki, bezpodstawne obawy, będące wynikiem dawno już przebytych
doświadczeń i nieaktualne w obecnych warunkach, zawstydzały ją samą.
Nie przyznałaby się nikomu, że witając na zjezdzie zagranicznych gości
boi się przekręcić ich nazwiska, choć ma je przed sobą wypisane na kartce,
więc pomija je poprzestając na ogólnikowych frazesach, skierowanych do
naszych drogich kolegów z zagranicy", bez wymieniania ich tytułów
naukowych, co bywa poczytywane za niezręczność lub lekceważenie
dobrych obyczajów kongresowych. Lęk i niepewność towarzyszyły jej
stale zarówno wobec znajomych jak i obcych, uwalniała się od nich
jedynie w zupełnej samotności, choć i wtedy nawiedzały ją czasem takie
sny, że budziła się w środku nocy z łomotaniem serca. Najspokojniejsza
czuła się podczas pracy, kiedy zapominała o sobie, skupiwszy całą uwagę
na problemach naukowych. Uchodziła zresztą za osobę zrównoważoną i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Podobne
- Home
- 093 Ewa wzywa 07... Ostrze noĹźa Frey Danuta
- Bukkyo Dendo Kyokai Nauka Buddy
- D318. Bevarly Elizabeth Rodzinne wiÄ™zy 02 Niewolnica mićąĂ˘Â€ÂšoćąĂ˘Â€Ĺźci
- Frater Tenebrous Disciple of Dagon
- Carroll_Jonathan_ _BiaśÂ‚e_JabśÂ‚ka_01_ _BiaśÂ‚e_jabśÂ‚ka
- Destiny Doll
- Hannah Kristin Jedyna z archipelagu
- Harvard Lampoon Zmrok
- Bunsch Karol Powiesci Piastowskie 10 Zdobycie KośÂ‚obrzegu
- Star Ways Poul Anderson< a>
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- bucardimaria.opx.pl