[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Ramzes chciał ją pocałować w usta, lecz zerwała się z jego kolan i uciekła wołając:
- O nie, nie można!...
- Dlaczego?
- Jestem dziewicą i kapłanką wielkiej bogini Astoreth... Musiałbyś bardzo kochać i czcić moją
opiekunkę, zanim byłoby ci wolno pocałować mnie.
- A tobie wolno?...
- Mnie wszystko wolno, bo ja jestem kapłanka i przysięgłam zachować czystość.
- Więc po cóżeś tu przyszła?
- Rozpędzić gniew twój. Zrobiłam to i odchodzę. Bądz zdrów i zawsze dobry!... - dodała z
przejmujÄ…cym wejrzeniem.
- Gdzie mieszkasz?... jak się nazywasz?... - pytał książę.
- Nazywam się Pieszczota. A mieszkam... Ech, po co mam mówić. Jeszcze nieprędko przyjdziesz do
mnie.
Skinęła ręką i znikła, a książę, jak odurzony, nie ruszył się z fotela. Gdy. zaś po chwili wyjrzał oknem,
zobaczył bogatą lektykę, którą czterej Nubijczycy szybko nieśli w stronę Nilu.
Ramzes nie żałował odchodzącej: zdziwiła go, ale nie porwała.
"Sara jest spokojniejsza od niej - myślał - i ładniejsza. Zresztą... zdaje mi się, że ta Fenicjanka musi
być zimna, a jej pieszczoty wyuczone."
Lecz od tej chwili książę przestał gniewać się na Dagona, tym bardziej że gdy raz był u Sary, przyszli
do niego chłopi i dziękując za opiekę oświadczyli, że Fenicjanin już nie zmusza ich do płacenia nowego
podatku.
Tak było pod Memfisem. Za to w dalszych folwarkach książęcy dzierżawca wetował sobie straty.
ROZDZIAA CZTERNASTY
W miesiącu Choiak od połowy września do połowy pazdziernika, wody Nilu stanęły najwyżej i zaczął się
nieznaczny opad. W ogrodach zbierano owoce tamaryndowe, daktyle i oliwki, a drzewa zakwitły po raz
drugi.
W tym czasie jego świątobliwość Ramzes XII opuścił swój słoneczny pałac pod Memfisem i z wielką
świtą, na kilkudziesięciu strojnych statkach popłynął do Teb dziękować tamtejszym bogom za dobry
wylew, a zarazem złożyć ofiary w grobach wiecznie żyjących przodków...
Najdostojniejszy władca bardzo łaskawie pożegnał syna swego i następcę; ale kierunek spraw
państwowych, na czas nieobecności, powierzył Herhorowi.
Książę Ramzes tak mocno odczuł ten dowód monarszej nieufności, że przez trzy dni nie wychodził ze
swojej willi i nie przyjmował pokarmów, tylko płakał. Pózniej przestał się golić i przeniósł się na folwark
Sary, ażeby uniknąć stykania się z Herhorem i dokuczyć matce, którą uważał za przyczynę swoich
nieszczęść. Zaraz na drugi dzień w tym ustroniu odwiedził go Tutmozis ciągnąc za sobą dwie łodzie
muzyków i tancerek, a trzecią napełnioną koszami jadła i kwiatów tudzież dzbanami wina. Ale książę
kazał odjechać precz muzyce i tancerkom, a wziąwszy do ogrodu Tutmozisa rzekł:
- Zapewne wysłała cię tu matka moja (oby żyła wiecznie!) w celu oderwania mnie od %7łydówki?... Otóż
powiedz jej dostojności, że choćby Herhor został nie tylko namiestnikiem, ale nawet synem mego ojca,
ja robić będę to, co mi się podoba... Znam się na tym... Dziś chcą mnie pozbawić Sary, a jutro
władzy... Przekonam ich, że ja nie wyrzekam się niczego.
Książę był rozdrażniony, Tutmozis wzruszał ramionami, wreszcie odparł: - Jak wicher odnosi ptaka na
pustynię, tak gniew wyrzuca człowieka na brzegi nie- sprawiedliwości. Czy możesz dziwić się kapłanom,
że nie cieszą się, iż następca tronu związał swoje życie z kobietą innej ziemi i wiary? Prawda, że nie
podoba im się Sara, tym więcej że masz ją jedną; gdybyś posiadał kilka kobiet rozmaitych, jak wszyscy
młodzi szlachcice, nie zwracano by uwagi na %7łydówkę. Lecz cóż oni zrobili jej złego?... Nic. Owszem,
nawet jakiś kapłan bronił jej przed rozjuszonym tłumem napastników, których tobie podobało się
wydobyć z więzienia...
- A moja matka?... - wtrącił następca.
Tutmozis roześmiał się.
- Twoja czcigodna matka - prawił - kocha cię jak własne oczy i serce. Jużci i jej nie podoba się Sara, ale
wiesz, co mi raz powiedziała jej dostojność?... Oto ażebym odbił ci Sarę!... Widzisz, jaki zrobiła sobie
żart?... Na co ja odpowiedziałem równie żartem: Ramzes darował mi sforę gończych psów i dwa konie
syryjskie, gdy mu się sprzykrzyły; może więc kiedyś odda mi i swoją kochankę, którą będę musiał
przyjąć zapewne z dodatkiem...
- Ani myśl o tym. Nikomu dziś nie oddałbym Sary właśnie dlatego, że z jej powodu mój ojciec nie
mianował mnie namiestnikiem.
Tutmozis kręcił głową.
- Bardzo się mylisz - odparł. - Tak się mylisz, że aż mnie to przestrasza. Czyliżbyś naprawdę nie
rozumiał powodów niełaski, które zna każdy oświecony człowiek w Egipcie?...
- Nic nie wiem...
- Tym gorzej - mówił zakłopotany Tutmozis. - Nie wiesz więc, że od czasu manewrów żołnierze,
osobliwie greccy, w każdym szynku piją za twoje zdrowie...
- Na to przecież dostali pieniądze.
- Tak, ale nie na to, ażeby wołać na cały głos, że gdy nastąpisz po jego świątobliwości (oby żył
wiecznie!), rozpoczniesz wielką wojnę, po której zajdą zmiany w Egipcie... Jakie zmiany?... I kto, za
życia faraona, ośmieli się mówić o planach jego następcy?...
Teraz książę sposępniał.
- To jedno, ale powiem ci i drugie - prawił Tutmozis - bo złe jak hiena nigdy nie chodzi w pojedynkę.
Czy wiesz, że między chłopstwem śpiewają o tobie pieśni, jak uwolniłeś napastników z więzienia, a co
gorsza, znowu mówią, że gdy nastąpisz po jego świątobliwości, będą zniesione podatki?... Trzeba zaś
dodać, że ile razy między chłopstwem zaczynano gadać o niesprawiedliwości i podatkach, zawsze
następowały rozruchy. I albo zewnętrzny nieprzyjaciel wpadał do osłabionego państwa, albo Egipt
dzielił się na tyle części, ilu było nomarchów... Sam wreszcie osądz: czy jest rzeczą stosowną, ażeby w
Egipcie jakieśkolwiek imię częściej było wymawżane aniżeli faraona?... I ażeby ktokolwiek stawał
między ludem a naszym panem?... Gdybyś zaś pozwolił, opowiedziałbym ci, jak na tą sprawę zapatrują
się kapłani...
- Ależ, rozumie się, mów... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl