[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- A w jakim celu? - odpowiedziała zaczepnie Sabine. - Do-
skonale się czuję w tym stroju. Po co mam zmieniać ubranie,
skoro nigdzie siÄ™ nie wybieram?
- Przysłano mnie, abym panią sprowadziła - powiedziała
Marie-Christine z ponurą miną. - Będę miała duże nieprzyjem-
48
S
R
ności, jeśli wrócę sama, bowiem nie zdarza się, by życzenia
madame były lekceważone.
- To widać rodzinna cecha - mruknęła Sabine.
- Nie dosłyszałam pani...
- Nieważne - powiedziała z rezygnacją Sabine. - No dobrze,
poddaję się. Czy jaśnie pani baronowa oczekuje, że przyjdę w
kapeluszu i rękawiczkach? - nie mogła sobie odmówić drobnej
złośliwości.
Włożyła prostą, bawełnianą sukienkę, sięgającą prawie do
kostek, z guzikami od góry do dołu, krótkimi rękawami i dużym
kwadratowym kołnierzem, a pod wpływem nagłego impulsu na-
łożyła na szyję medalion. To mój talizman, pomyślała, w razie
niebezpieczeństwa ochroni mnie. Wzięła głęboki oddech i ruszy-
Å‚a ku swemu przeznaczeniu.
49
S
R
Rozdział 4
Kiedy Sabine wyszła z sypialni, Marie-Christine czekała w
salonie, rozglądając się wokół.
- Nie mam tu jeszcze żadnych mebli - powiedziała. - Jutro
pojadę coś kupić.
- To zbyteczne - odparła Marie-Christine. - Mnóstwo sprzę-
tów z tego domu czeka w przechowalni. Kiedy umarł monsieur
Fabien, moja ciotka dopilnowała, aby je tam przewieziono, ja-
ko że pusty dom przyciąga złodziei. Ciocia na dwa dni wyjecha-
ła do Paryża w interesach, ale wraca dziś wieczorem. Może pani
z nią porozmawiać.
Sabine była kompletnie zaskoczona.
- Kim był monsieur Fabien? - spytała, gdy szły do samocho-
du. Marie-Christine spoważniała.
- Bratem blizniakiem pana barona, młodszym jedynie o pół
godziny. Różnili się jednak wyglądem i charakterem, tak na-
prawdę wszystko ich dzieliło. Pan Fabien był prawdziwym wła-
ścicielem, winnicy - dodała z westchnieniem. - Kochał tę ziemię
i jak nikt znał się na winnej latorośli. - Ponownie zamilkła na
chwilę. - Natomiast monsieur Gaston ma zupełnie inne zaintere-
sowania.
50
S
R
- Domyślam się, że to pan Gaston jest baronem. - Sabine tak-
że zawahała się. - W takim razie kim jest... monsieur Rohan? -
nieco zawiesiła głos, wymawiając to imię.
- Monsieur Fabien ożenił się z madame Saint Yves, wdową
z małym synkiem - wyjaśniała żywo Marie-Christine. - Po ślu-
bie zaszła w ciążę, lecz pojawiły się komplikacje, była bowiem
słabego zdrowa. Oboje umarli... matka i ledwie narodzone
dziecko. - Pokiwała głową. - Straszna tragedia. Osierocony mon-
sieur Rohan został u pana Fabiena, który traktował go jak wła-
snego syna.. . przez jakiÅ› czas.
Sabine patrzyła w zamyśleniu na drogę. Fabien de Rochefort,
powtórzyła w myślach, ojczym Rohana, który kochał i utracił
Isabelle... Próbowała go sobie wyobrazić. Czy to on był moim
prawdziwym ojcem? pomyślała. Ogromna ciekawość podszyta
była smutkiem. Te wszystkie odkrycia przyszły zbyt pózno, sko-
ro jej domniemany ojciec już nie żył.
- Kiedy umarł monsieur Fabien?
- Prawie dwa lata temu.
- Dlaczego dopiero wtedy zabrano meble z mojego domu?
- Bo on tam mieszkał.
- Jakim prawem, przecież willa należała do mojej matki! -
Serce waliło jej coraz mocniej, ale starała się, aby głos brzmiał
normalnie. - Wynajmował ją?
- Ciotka wszystko pani wytłumaczy. - Marie-Christine była
51
S
R
naprawdę zakłopotana. - To są trudne sprawy, a poza tym mó-
wimy o dawnych czasach.
- Przepraszam, że tak panią wypytuję  powiedziała Sabine
po chwili milczenia - ale wiem tylko tyle, że moja matka kiedyś
tu mieszkała.
Marie-Christine przygryzła wargę.
- Naprawdę chciałabym pani pomóc, lecz znam tylko plotki.
Niektóre są tak przykre, że lepiej ich nie powtarzać - odparła zde-
cydowanie.
- Rozumiem - powiedziała ze smutkiem Sabine.
- Kto jeszcze, oprócz barona i madame de Rochefort,
mieszka w zamku?
- Rohan, ale niedługo się wyprowadzi, i oczywiście Anto-
inette.
- To ciekawe. - Sabine dość spokojnie przyjęła tę informację.
- Czy to jego żona?
- Jeszcze nie - roześmiała się Marie-Christine - ale szykuje
się do ślubu. To byłaby dobrana para. Ona jest siostrzenicą ma-
dame Heloise. Bardzo piękna dziewczyna! Jej rodzice zginęli w
wypadku, kiedy była mała, i dlatego wychowała się w zamku.
Była traktowana jak rodzona córka. Baronostwo są bezdzietni -
dodała na koniec.
- Rozumiem - odparła krótko Sabine.
Gdy ujrzała zamek, była trochę rozczarowana. Był znacznie
mniejszy, niż się spodziewała. Sprawiał wrażenie, jakby rozbu-
dowywano go przez stulecia w przypadkowy sposób. W promie-
niach popołudniowego słońca kamienne ściany miały ciepły ko-
lor dojrzałej brzoskwini, a wieże i wieżyczki o spiczastych
52
S
R
dachach, pokryte szaroniebieską dachówką, dodawały mu ba-
śniowego uroku. Sabine podświadomie oczekiwała, że zostanie
wprowadzona tylnym wejściem, przeznaczonym dla dostawców
i służby, lecz Marie-Christine, cały czas paplając, poprowadziła
ją do frontowych drzwi. Z pewnością jest zadowolona, jako że
wykonała swoje zadanie, a jednocześnie musi czuć ulgę, bo nie
będę jej mogła dłużej wypytywać, pomyślała z goryczą Sabine.
Dowiedziała się przed chwilą, że część zamku właściciele za-
mknęli na głucho, bo utrzymanie zabytkowego gmachu sporo
ich kosztowało. Madame de Rochefort i Antoinette miały pokoje
na pierwszym piętrze, a baron zajmował pomieszczenia na parte-
rze. Sabine nie zapytała, gdzie rezyduje Rohan Saint Yves.
- Czy mogę się trochę rozejrzeć? - zapytała.
- Może innym razem - powiedziała niecierpliwie Marie-
Christine. - Madame nie lubi czekać.
WnÄ™trze zamku byÅ‚o mroczne i nieprzyjemne.»Duża kwadra-
towa sień była- wyłożona ciemnym drewnem, które nadawało jej-
posępny wygląd. Antenaci barona spoglądali na Sabine z portre-
tów, nie ukrywając dezaprobaty, więc idąc po schodach, starała
się na nich nie patrzeć. By dotrzeć do apartamentów madame de
Rochefort, trzeba było przejść przez szereg ciemnych z powodu
zamkniętych okiennic pokoi. Stały tam wprawdzie wytworne
meble, lecz pomieszczenia sprawiały dziwnie bezosobowe wra-
żenie. Tu jest jak w labiryncie, pomyślała i nagle
53
S
R
przeszedł ją dreszcz, gdy otworzyły się przed nią kolejne drzwi.
Zupełnie jak w jej koszmarnym śnie... Miała poczucie, że gdyby
spojrzała przez ramię, ujrzałaby czającego się Rohana Saint
Yvesa. Odruchowo ścisnęła medalion, jakby mógł ją ustrzec
przed złymi mocami. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl