[ Pobierz całość w formacie PDF ]

W trzecim pudle schowano zniszczone ozdoby
choinkowe; zielone, srebrne i czerwone skorupy z
nienaruszonymi haczykami do zawieszania.
- Bezużyteczne śmieci.
- Zupełnie bezwartościowe. Potrzebujemy złota... i
pantofelków. Złote pantofelki też mogłyby być.
Skrzynia cuchnęła naftaliną. W środku były trzy blond
peruki, splątane w jeden kołtun, którego się
przestraszyłam.
- To głowa - powiedziałam, cofając się.
- Nie - uspokoiła mnie Klasyczna. - Popatrz, są też
ubrania.
Zajrzałam ponownie do skrzyni i odkryłam, że peruki
należą do kompletu, pasują do dwóch długich puszystych
boa rozciągniętych na szerokiej koszuli. Były też nakrycia
głowy: czepek, toczek i podarty kapelusz w kształcie
hełmu. Głębiej, wciśnięty między pledy i haftowane
kołdry, spoczywał wielki słój z czarną kosmetyczką w
środku, jakby przedmioty z kosmetyczki miały przetrwać
na wieki, zabezpieczone przed gorÄ…cem i kurzem
panujÄ…cymi na strychu.
- Chciała być piękna - powiedziałam do Klasycznej,
wyobrażając sobie babkę przed głównym wejściem do
What Rocks; owinięta jednym z boa, machała do kogoś
dłonią w rękawiczce. Karminowe usta miała ściągnięte,
spod hełmiastego kapelusza wystawała ufryzowana blond
peruka.
- Nie była piękna - zaprotestowała Klasyczna. - Była
stara.
- Była moją babką.
- Była brzydka i chowała w pudłach same śmieci.
- Kłamiesz. Jeśli się nie zamkniesz, to wychodzimy
stÄ…d.
Zostałyśmy jednak na strychu, dopóki sobie nie
przypomniałam o Magicznych Lokach. Odwróciłam się,
spoglÄ…dajÄ…c na drzwiczki. Klasyczna na moim palcu
pokiwała głową, ale się nie ruszyłyśmy. Z miejsca, gdzie
stałyśmy, drzwiczki wydawały się prawie tak małe, jak
dziura po sęku.
- Jesteśmy wiewiórkami - odezwałam się w końcu.
Klasyczna nie mogła powiedzieć nic, czego bym jej nie
włożyła w usta.
- Jeliza-Rose i Klasyczna szukajÄ… nas na zewnÄ…trz -
powiedziałam. - Ale nie mogą znalezć naszej kryjówki.
Kiedy wracałyśmy do łazienki, ściągnęłam główkę z
palca i zacisnęłam w dłoni, udając, że moje stopy
zostawiają ślady zwierzęcych łapek na brudnej podłodze.
Rozdział 7
Planowałam wybrać się na pastwisko o zmierzchu i
czekać w autobusie na świetliki. I nie miałam zamiaru
pozwolić, żeby pociąg mnie zaskoczył. Właśnie po to
wyciągnęłam ze skrzyni na strychu płócienny czepek
babki - w chwili nadjechania pociągu czepek założony na
głowę i zawiązany pod brodą chroniłby mi uszy.
Jednakże po zabraniu czepka zaczęły mnie swędzieć
łydki - przeciskając się przez drzwiczki, ocierałam skórą o
szklane włókno izolacji.
- Coś okropnego - poskarżyłam się Klasycznej w
sypialni.
- Rozdrapiesz do krwi - powiedziała, obserwując z
mojego palca, jak szorujÄ™ paznokciami po Å‚ydkach. -
Podrap mocniej, to siÄ™ skaleczysz.
Drapałam się jak szalona, dopóki ból nie stał się
silniejszy od swędzenia. Westchnęłam z ulgą, opadając na
łóżko.
- Teraz dobrze. - Skóra na nogach dosłownie mnie
paliła. - Znacznie lepiej.
- NudzÄ™ siÄ™. To nudne. Chodzmy na ganek.
Klasyczna krążyła mi przed nosem niczym mucha,
toteż zakręciłam palcem, wprawiając ją w wirowanie.
- Przestań! - zawołała. - Kręci mi się w głowie i mam
ochotę rzygać.
- Nie będziesz rzygać. Nie możesz. Twoje usta nie
funkcjonują. - Na wszelki wypadek przestałam poruszać
palcem.
Matka ostrzegała mnie przed kręceniem się w kółko,
mówiła, żebym nie robiła tego w mieszkaniu, zwłaszcza
po jedzeniu. Twierdziła, że takie obracanie się powoduje
wymioty. Ale ja nigdy nie miałam mdłości. Kręciłam
piruety z wyciągniętymi ramionami podczas przerw na
reklamę. Uwielbiałam to robić w salonie - chrzęst dywanu
pod stopami, migajÄ…ca plama telewizora - kiedy matka
była nieprzytomna, a ojciec spał na kanapie. Obrazy ze
ścian zmieniały się w zamazaną smugę kolorów, nitki
wytartego dywanu zaczepiały o palce nóg, odgłos
telewizora docierał do uszu w postaci szumu. Nad moją
głową nierówny sufit tworzył mleczny wir, w miarę
przyśpieszania wygładzały się wybrzuszenia na tynku,
wszystko ulegało spłaszczeniu, krawędzie się rozmywały.
Kolejny obrót w przeciwnym kierunku, nitki dywanu
ciÄ…gnÄ…, wrzynajÄ… siÄ™ w palce, a salon Å‚agodnie zmienia
bieg.
Kiedy matka akurat nie spała, słyszała ze swojej
sypialni odgłosy mojego wirowania. I krzyczała. Wolno
mi było jedynie robić szpagat w salonie i stawać na rękach
na moim łóżku. Materac znajdował się blisko podłogi, był
mocny i szeroki, więc upadając, nie skręciłabym sobie
karku. Niemniej stanie na rękach było męczące, przeto
zwykłe po paru razach rezygnowałam. Szpagaty były w
porządku. Czasami matka kazała mi je robić w swojej
sypialni i uśmiechała się, kiedy dotykałam nosem podłogi.
Ale tak naprawdę uwielbiałam kręcenie się w kółko w
salonie i wirowanie w głowie, które po nim następowało.
Mimo swędzących nieznośnie nóg zaczęłam obracać się
na ganku, aż zaskrzypiała drewniana podłoga. To był
pierwszy raz od czasu opuszczenia naszego mieszkania w
Los Angeles, chociaż miałam ochotę pokręcić się w
przejściu między siedzeniami Greyhounda. Z Klasyczną,
Magicznymi Lokami i Modnymi Dżinsami na palcach
wirowałyśmy wszystkie cztery jak szalone. Krój i Szyk
została na górze. Była na to zbyt ślepa.
- Oczy, które nie widzą, nie lubią wirowania -
oświadczyła Klasyczna, kiedy zbierałam główki. Zresztą i [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl