[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wschodnie kończyły pracę. Zwaliła się na niego lawina sygnałów, na które musiał odpowiedzieć.
Musiał też uzupełnić dziennik przebiegu służby i nagle zrobiła się ósma rano. Zatelefonował do
kantyny i zamówił śniadanie. Właśnie je skończył, gdy dobiegł go zgrzytliwy terkot czerwonego
telefonu. Dzwonił M. Dlaczego u diabła zjawił się w pracy pół godziny wcześniej?
- MeldujÄ™ siÄ™, sir.
- Przyjdz do mego biura, 007. Chcę z tobą zamienić parę słów, nim zdasz służbę.
- Tak jest, sir. - Bond odłożył słuchawkę. Narzucił marynarkę, przeczesał ręką włosy, zawiadomił
centralę, że idzie do M., wziął dziennik przebiegu służby, wsiadł do windy i pojechał na ósme,
ostatnie piętro. Nie spotkawszy ani szefa sztabu, ani jakże atrakcyjnej panny Monepenny, zastukał
do drzwi gabinetu M. i wszedł do środka.
- Siadaj, 007. - Ogolony, pachnący czystością M. odprawiał akurat ceremoniał zapalania fajki.
Nosił sztywny, biały kołnierzyk i luzno zawiązany krawat w groszki, a jego pomarszczona twarz,
niczym twarz wilka morskiego, tryskała energią i niecną wesołością.
Bond natomiast wiedział, że brodę pokrywa mu czarna szczecina, zdawał też sobie sprawę z
niezbyt świeżego wyglądu swojego ubrania i oblicza. Mimo to starał się skupić.
- Noc spokojna? - M. rozpalił wreszcie fajkę. Srogie, zdrowe oczy spojrzały uważnie na Bonda.
- Raczej tak, sir. Posterunek H ... M. uniósł na cal rękę.
- Zostawmy to. Przeczytam w dzienniku. To chyba to, prawda?
Bond wręczył M. ściśle tajny skoroszyt. Ten odłożył materiały na bok i uśmiechnął się
sardonicznie jednym ze swych rzadkich, gorzkich uśmiechów.
- Zwiat się zmienia, 007. Chwilowo zdejmuję cię ze służb nocnych.
Z kolei uśmiech, z jakim Bond odpowiadał zwykle na pytania szefa, stał się nagle uśmiechem
wymuszonym. Serce zaczęło bić mu szybciej, czego tyle już razy doświadczał w gabinecie M.
Stary coś dla niego szykował.
- Właśnie zaczynałem się wciągać, sir.
- Ano. Potem będziesz miał mnóstwo okazji. Wynikła pewna sprawa, dziwna sprawa... W
gruncie rzeczy nie kwalifikowałaby się do tego, byśmy się nią zajmowali, gdyby nie jeden bardzo
szczególny ślad, który... - Tu M. wykonał gest, jakby odrzucał od siebie fajkę. - Który może okazać
siÄ™ guzik warty.
Bond usiadł wygodniej. Nie mówił nic. Czekał.
- Wczoraj jadłem obiad z dyrektorem naczelnym Banku. Człowiek ciągle się czegoś uczy.
Przynajmniej ja nauczyłem się wczoraj czegoś nowego. Złoto, jego ciemne strony: przemyt,
fałszerka i tak dalej. Nigdy nie przypuszczałem, że Bank Anglii wie tak dużo o kanciarzach.
Wygląda na to, że do jego obowiązków należy też ochrona naszej waluty. - M. uniósł brwi. - Wiesz
coś na temat złota, 007?
- Nie, sir.
- Do wieczora będziesz wiedział. Masz umówione spotkanie z niejakim pułkownikiem
Smithersem. W Banku, o czwartej. Starczy ci czasu, żeby odespać noc?
- Tak, sir.
- To dobrze. Zdaje się, że ten Smithers jest szefem sekcji analiz Banku. Z tego, co powiedział mi
naczelny, wynika, że sekcja analiz to mniej więcej to samo co komórka wywiadowcza. Pierwszy
raz słyszałem, że coś takiego tam mają, a to, 007, uświadamia nam tylko, w jak ściśle izolowanych
środowiskach pracujemy. Wracając do rzeczy. Smithers i jego ludzie obserwują uważnie wszystko,
co w środowisku bankowym wyda się im podejrzane. W szczególności mają oko na machlojki z
naszą walutą i zapasami złota. Była kiedyś sprawa tych Włochów, którzy podrabiali suwereny.
Robili je ze szczerego złota. Karaty się zgadzały i cała reszta. Ale najwyrazniej suweren jako taki,
inaczej francuski napoleon, ceniony jest o wiele bardziej niż wartość złota użytego do jego
wytworzenia. Tylko nie pytaj mnie dlaczego. Smithers ci powie, jeśli cię zaciekawi. W każdym razie
Bank nasłał na tych Włochów całą armię prawników - w sensie technicznym Włosi nie popełnili
przestępstwa - i przegrawszy sprawę w sądach włoskich, przygwozdzili ich w końcu w Szwajcarii.
Musiałeś o tym czytać. Dalej - cała ta kołomyja z równowagą dolara w Bejrucie. Wywołała niezłe
zamieszanie w prasie. Nic z tego nie rozumiałem, ale szło chyba o jakąś furtkę w murze, jakim
obwarowaliśmy naszego funta. To bystrzy chłopcy z City ją znalezli. Ano. Robota Smithersa to
węszyć za czymś takim. Naczelny opowiadał mi o tym nie bez powodu. Od lat, chyba nawet od
końca wojny, Smithers ma bzika na punkcie regularnego a nielegalnego odpływu złota z Anglii.
Wydedukował sobie ten odpływ. Kieruje się swego rodzaju instynktem. Przyznaje, że ma cholernie
mało danych, ale wywarł na dyrektorze takie wrażenie, iż ten uzyskał zgodę premiera na
wciągnięcie do akcji nas. - M. urwał i zerknął figlarnie na Bonda. - Zastanawiałeś się kiedy, 007, kto
należy do najbogatszych ludzi w Anglii?
- Nie, sir.
- No to zgaduj. Może zmieńmy tylko pytanie: kto należy do najbogatszych Anglików?
Bond szperał w zakamarkach pamięci. Było wielu takich, których nazwiska kojarzyły się z
bogactwem, lub takich, których z bogactwem skojarzyły gazety. Ale który z nich naprawdę miał
forsę? Który dysponował żywą gotówką? Musiał coś odrzec, więc powiedział z wahaniem:
- No cóż, sir, choćby Sassoon. Albo ten armator, który praktycznie z nikim nie utrzymuje
kontaktów. Jak mu tam... Ellerman. Mówią, że Lord Cowdray jest człowiekiem bardzo bogatym.
Dalej bankierzy: Rotszyldowie, Baringowie, Hambrosowie. Był jeszcze Williamson, ten od
diamentów. I jeszcze Oppenheimer w Południowej Afryce. Dużo pieniędzy mogą też nadal mieć
niektórzy książęta... - Bond mówił coraz ciszej i coraz niepewniej.
- Niezle, 007, wcale niezle. Ale zgubiłeś gdzieś po drodze atutowego asa. To człowiek, o którym
nigdy przedtem nie pomyślałem - do czasu, kiedy naczelny wspomniał jego nazwisko. On jest
najbogatszy z całej paczki. Człowiek ten nazywa się Goldfinger. Auric Goldfinger.
Bond nie umiał się powstrzymać. Roześmiał się głośno.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Podobne
- Home
- Alexis Fleming A Handymans Best Tool
- Ian Fleming Bond 02 (1954) Live And Let Die
- Ian Fleming Bond 09 (1961) Thunderball
- Fleming, Ian Bond 03 (1955) Moonraker
- Flemming, Ian James Bond 04 Diamonds Are Forever By Ian Fleming
- Barbara J Hancock Perfect Strangers (pdf)
- Billionaire Br
- Christie Agatha śÂšmierć‡ w chmurach
- Hewitt Kate śÂšwiatowe śąycie 323 Rezydencja na skale(1)
- Blawatska Helena Doktryna tajemna 1 i 2
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- natalcia94.xlx.pl