[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przepuściłeś na hazard i ladacznice ostatnie pieniądze
matki, prawda ojcze?
Uśmiechnęła się słodko i podjęła szczotkowanie
włosów szybkimi, energicznymi pociągnięciami.
- Masz szczęście, że dowiedziałam się o tym
walijskim obyczaju płacenia odstępnego za pannę
młodą, o tym amober, czy jak to się tam wymawia
w ich niedorzecznym języku. A ja z pewnością
niemało jestem warta. Zpij więc spokojnie, ojcze,
Trystan DeLanyea poślubi mnie i słono zapłaci za
ten przywilej. Co do mojego wiana, to wystarczy,
jak oddasz mi tych kilka akrów ziemi pod Londy­
nem, które i tak leżą odłogiem. Odbijesz to sobie
z nawiÄ…zkÄ…, sprzedajÄ…c swojÄ… jedynaczkÄ™ i wcho­
dzÄ…c w bogatÄ… rodzinÄ™.
- Rosamunde, wiedz...
- Nie chcę więcej słuchać twojego kajania się
i gorzkich żalów, ojcze. - Obróciła się na stołku
i spojrzaÅ‚a na niego beznamiÄ™tnie. - Znam swojÄ… po­
winność i wypełnię ją. Co myślą o tym związku jego
rodzice?
- Jakby tutaj... nie wiem... - wybÄ…kaÅ‚ sir Ed­
ward, spuszczając ze skruchą głowę.
Rosamunde wydęła z pogardą pełne usta.
- ProsiÅ‚am ciÄ™ o zaÅ‚atwienie jednej, jedynej pro­
stej sprawy: o wybadanie, jak zapatrujÄ… siÄ™ DeLanyea
na moje małżeństwo z ich synem, czy są mi radzi.
Nawet tego nie potrafisz przeprowadzić.
- Nie moja w tym wina - odparÅ‚ piskliwym gÅ‚o­
sem sir Edward. - Jego ojciec uÅ›miecha siÄ™, dużo mó­
wi, ale co naprawdę myśli, nie sposób dociec, choć
z różnych stron próbowałem go podejść. A ta jego
żona! Zupełna niemota!
Tu ożywił się trochę.
- Nie powiedzieli wprost, że mają coś przeciwko,
nie napomknÄ™li też o żadnych innych planach. Cze­
muż mieliby być ci niechętni, moja słodka córeczko?
A ten Trystan wyglÄ…da mi na porzÄ…dnego. Na pewno
cię uszczęśliwi.
Rosamunde puÅ›ciÅ‚a mimo uszu ów pusty komple­
ment ojca.
- Będzie całował ziemię, po której stąpałam,
i spełni każdy mój kaprys. To najważniejsze - za-
u ważyła, odwracając się plecami do ojca, który w taki
czy inny sposób, zubożaÅ‚y czy bogaty, i tak by jÄ… kie­
dyś sprzedał.
Był urodzonym utracjuszem i przez całe życie dbał
tylko o swoje przyjemnoÅ›ci, a o żonie i córce przy­
pomniał sobie dopiero wtedy, kiedy skończyły się
pieniądze i uświadomił sobie, że najcenniejsze, co mu
jeszcze zostało, to własna córka.
Rosamunde miała swój rozum. Nie grzeszyła nim
jej piękna matka, która modląc się pokornie, wypa-
trywała powrotu męża hulającego Bóg wie gdzie ze
swoimi nic niewartymi kompanami albo Å‚ajdaczÄ…ce-
go się z dziwkami. Matka, w swojej głupocie i ślepo-
cie, nie rozumiała, że miłość to kajdany, zniewalająca
ułuda, romantyczne marzenie opiewane dla chleba
przez trubadurów.
- Ona w te sidÅ‚a nie da siÄ™ schwytać. PoÅ›lubi męż­
czyznÄ™, w którym wyczuje brak skÅ‚onnoÅ›ci do hazar­
du, do zadawania siÄ™ z innymi kobietami, do lekce­
ważenia żony, nawet gdyby miał nim być ktoś, kogo
nigdy nie pokocha, w kim widzi tylko środek do celu,
jaki sobie postawiła.
Owszem, powije mu dzieci, synów, którzy będą jej
oparciem na starość, i córki, które poÅ›lubiÄ… wpÅ‚ywo­
wych mężczyzn. Zapoczątkuje dynastię.
Nigdy więcej nie będzie się czuła bezradna i zdana
na łaskę męskich żądz.
%7Å‚Ä…dz... przed oczyma stanÄ…Å‚ jej dowódca zamko­
wej straży.
Odpędziła czym prędzej tę wizję. Jest ponad
wszelkie fizyczne pragnienia.
- Na pewno tego chcesz? - spytał cicho ojciec. -
Wszak on jest po części Walijczykiem...
Rosamunde zerwaÅ‚a siÄ™ na równe nogi, jej oczy ci­
skały błyskawice.
- Jak Å›miesz podawać w wÄ…tpliwość moje decy­
zje?! - wysyczała gniewnie.
- Jest jeszcze lord Kirkheathe, czystej krwi Nor­
man...
Rosamunde wpaldła w taką wściekłość, że chyba
maÅ‚o kto rozpoznaÅ‚by w niej w tym momencie skro­
mnÄ…, wytwornÄ… lady.
- Czy ty już nic nie rozumiesz? Walijczycy płacą
za swoje wybranki! Jeśli chcesz zobaczyć złamanego
pensa z mojego małżeńskiego kontraktu, to trzymaj
na wodzy swój głupi jęzor, jedz tylko, pij, i rób, co
mówię.
- Wybacz, Rosamunde - szepnÄ…Å‚ sir Edward.
- Chyba już na to za pózno, ojcze, nie sądzisz? -
zauważyła, patrząc na niego z obrzydzeniem jak na
robaka, którego za chwilę rozdepcze. - Matki nigdy
nie prosiłeś o wybaczenie. Przypomniałeś sobie
o niej dopiero, kiedy umarła.
- ZaprawdÄ™...
- Wyjdz, ojcze. Przeszkadzasz mi w toalecie,
a chcę zawrócić w głowie Trystanowi DeLanyea, bo [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl