[ Pobierz całość w formacie PDF ]

osłabła i oparła się ościanę. Zwrócony tyłem zasłaniał ją przed
naszym wzrokiem i nie usłyszeliśmy, co powiedział. Da Gama
wjechał na podwórze, a Desforge zmierzał do nas. Zauważyłem,
że Liana gorzko płacze.
StanÄ…Å‚em przed nim.
 Oszukujesz sam siebie  powiedziałem.  Nawet jeśli
nasz przyjaciel nie właduje ci kuli w łeb przy najbliższej okazji,
gdzież to Jack Desforge ukryje się i nie zostanie rozpoznany?
Roześmiał się.
 Trafiłeś w sedno, synku, ale coś znajdę. Niech no tylko
pomyślę.
Kiedy Vogel wsiadł do land rovera, Sara wyszeptała coś do
niego. OdepchnÄ…Å‚ jÄ… gniewnie.
 Jak sobie pościeliłaś, tak się wyśpisz.
Zwróciła się do Desforge'a z rozpaczą na twarzy.
 Na miÅ‚ość boskÄ…, Jack, jeÅ›li cokolwiek dla ciebie znaczy­
łam, zabierz mnie. On twierdzi, że nie polecę.
Desforge zaśmiał się z niedowierzaniem.
 Masz tupet, anioÅ‚ku, nie powiem. Wsiadaj. Chyba jeste­
śmy siebie warci  uśmiechnął się do mnie ponuro.  Dziwnie
170
toczą się sprawy. Zastanawiałeś się kiedykolwiek, ile rzeczy
zmieniłbyś w życiu, zaczynając od nowa?
 Często  odparłem.
 Ja także  kiwnął głową.  Ale powinienem zrobić
tylkojedno. Pamiętasz nabrzeże w Santa Barbara we mgle, kiedy
to pierwszy raz spotkałem Lilian Courtney? Powinienem wtedy
uciekać jak cholera.
To zabrzmiaÅ‚o interesujÄ…co, ale brakowaÅ‚o czasu na rozwi­
nięcie tematu. Usiadł z przodu obok Da Gamy, popatrzył na
mnie na pożegnanie. Moment  coś mignęło mu w oczach,
jakieś nieme przesłanie, którego nie odebrałem. Roześmiał się
tym swoim sÅ‚awnym sardonicznym i gorzkim uÅ›miechem. Po­
ruszył we mnie głęboko ukrytą strunę. Zadziałała dawna,
niewytłumaczalna magia, która przez lata wzruszała miliony
ludzi.
I już go nie było. Land rover z rykiem zniknął w strugach
deszczu. Liana klęczała na progu oparta o ścianę, ciągle płacząc.
Ująłem ją za łokieć. Rozpięła kożuszek i gdy wstawała, pas na
pieniÄ…dze wypadÅ‚ na ziemiÄ™. PatrzyÅ‚em osÅ‚upiaÅ‚y, wreszcie spy­
tałem chrapliwym głosem:
 Co to jest?
 Szmaragdy  powiedziaÅ‚a.  Nic nie rozumiesz? Wsu­
nął mi je pod płaszcz, gdy żegnał się.
Może straciÅ‚em wiÄ™cej krwi, niż przypuszczaÅ‚em, albo wÅ‚aÅ›­
nie dawaÅ‚ znać szok, ale nagle wszystko straciÅ‚o sens. Odezwa­
Å‚em siÄ™ zagubiony:
 Ale dlaczego to zrobił?
Wtedy właśnie spadło to na mnie jak grom z jasnego nieba.
Nagle uÅ›wiadomiÅ‚em sobie, co mówiÅ‚y jego oczy w tych ostat­
nich chwilach, zanim land rover rozpÅ‚ynÄ…Å‚ siÄ™ we mgle. Spojrza­
łem na Liane. Wpatrywała się we mnie z przerażeniem, jakby
i ona teraz dopiero odkryła wszystko. Osłupiała. Wsunąwszy
pas pod kurtkę, chwyciłem ją za ramię.
 Gdzie jest jeep?
 Za stodołą.
Pobiegłem. W szumie deszczu dobiegło mnie wołanie:
 Nie zostawiaj mnie, Joe!  W jej głosie brzmiała panika.
171
ZnalazÅ‚em jeepa z dziurÄ… w baku, w kaÅ‚uży benzyny. Igno­
rując jej rozpaczliwy krzyk, wspiąłem się na mur i ruszyłem
przez Å‚Ä…kÄ™.
To strata czasu, wiedziałem o tym od początku, ale nic
w świecie nie powstrzymałoby mnie teraz. Przeszedłem przez
siatkę z drugiej strony łąki, a kiedy przedzierałem się po zboczu,
silniki ottera zakrztusiły się gniewnie, a potem zawyły głośno.
Gdy znalazłem się na szczycie skały, samolot ryczał na pełnych
obrotach, po chwili ton silników pogłębił się, co oznaczało, iż
właśnie startuje. Niespodziewanie zatrzeszczały drzewa i za
mną ukazała się Liana. W tej samej chwili wiatr od czapy lodowej
rozsunął ścianę deszczu jak gigantyczną kurtynę i ostatni raz
zobaczyłem ottera wznoszącego się na spotkanie dnia. A potem,
jak przewidywałem, zawrócił, przeleciał nad fiordem celując
prosto w kamienną ścianę i eksplodował jak bomba.
Bóg jeden wie, co działo się w kabinie przez ostatnie pięć
minut. Przypuszczam, że Vogel wpakowaÅ‚ w niego caÅ‚y maga­
zynek, ale Jack utrzymaÅ‚ samolot na kursie, który wybraÅ‚. Pra­
wdziwy Jack Desforge, wspaniały, cudowny drań odszedł
w promieniach chwały.
Wybuch brzmiał echem w górach, gdy kłąb ognia uderzył
w strome zbocze. Prawie natychmiast wiatr ustał, a litościwa
zasłona deszczu opadła z powrotem.
Myślę, że płakałbym po tej bezsensownej, okrutnej stracie,
lecz brakowało na to czasu. Liana wpatrywała się w pustkę,
potem przykuÅ›tykaÅ‚a do mnie z twarzÄ… zalanÄ… Å‚zami. PrzyciÄ…g­
nąłem ją i zdrową ręką pogłaskałem po włosach.
 Dlaczego to zrobił, Joe? Dlaczego?  spytała łamiącym
się głosem.
Nasuwała się oczywista odpowiedz. Po prostu miał już
wszystkiego dość. Dotarło do niego, iż nie ukryje się już na tej
ziemi. Ale mogłem jeszcze przysłużyć się mu.
 Chciał nas uratować  powiedziałem.  Poleciał z Vo~
glem tylko dlatego, żeby nas ocalić. Zdawał sobie sprawę, iż tak
czy inaczej śmierć go nie ominie. Więc zabrał ich. Każda gazeta
czy czasopismo na świecie kupi tę historię. Uwierzą, bo zechcą
dać wiarę.
 A co z Arnim?
172
 Zabili go Vogel i Stratton  wyjaśniałem cierpliwie. 
Myślałem, że o tym wiesz.
PatrzyÅ‚a na mnie z rÄ™kÄ… przy ustach. PoklepaÅ‚em jÄ… po ra­
mieniu i powiedziałem łagodnie:
 Dobra dziewczynka, wracaj teraz na farmÄ™. PrzyjdÄ™
pózniej.  Zawahała się chwilę, więc pchnąłem ją lekko.  No,
idz już.
Popatrzyłem, jak przedziera się przez chaszcze. Na skraju
lasku odwróciła się.
 Nie zostawisz mnie, Joe?
 Nie, Liano.
Poczekałem, aż odejdzie. Przelazłem przez krawędz skały
i z trudem zszedłem na brzeg. Ironia losu. Prawdopodobnie za
rok ktoś wyłoży milion dolarów na film o tym wszystkim.
Zastanawiałem się, kto zagra mnie i nagle cała sprawa wydała
mi siÄ™ tak groteskowa, że gÅ‚oÅ›no rozeÅ›miaÅ‚em siÄ™, a echo odpo­
wiedziało od strony wody, jakby Desforge śmiał się ze mną.
Bez trudu odnalazłem skałę w kształcie podkowy, gdzie
wczeÅ›niej ukrywaÅ‚em siÄ™ przed Strattonem, i zsunÄ…Å‚em siÄ™ po­
woli w dół. Co stanie ze mną się teraz? Bez znaczenia. W końcu
cóż mi grozi? Prawdopodobnie nakaz deportacji i strata licencji,
ale to mało ważne.
Jedno byÅ‚o pewne. Nie pozwolÄ™, aby cokolwiek pomniejszy­
Å‚o jego poÅ›wiÄ™cenie. WyjÄ…Å‚em pas z kurtki, otworzyÅ‚em kieszon­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl