[ Pobierz całość w formacie PDF ]

też górował nad nimi, był sprawniejszy, silniejszy, szybszy. Dziewczęta za nim
szalały, nawet te ze starszych klas. W ogóle wszystko łatwo mu przychodziło,
miał jakiś dar. Dar albo upór. Jak czegoś chciał, zawsze to zdobywał. Myślę
sobie teraz, jak tak patrzę wstecz, że musiało go to nudzić  ta łatwość. I
jeszcze to, że każdy najdzikszy wybryk uchodził mu płazem. Prawdziwe
dziecko szczęścia.
Susan słuchała chciwie opowieści Emily. Próbowała wyobrazić sobie
chłopca, który dorasta zbyt szybko, nie wie, co to ograniczenia, żadnych nie
117
R
L
T
uznaje. Silne geny, sprzyjające okoliczności... Przywileje. Ma zamożnych
rodziców, tak zwane dobre nazwisko, jest przystojny, bardzo inteligentny,
wysportowany, pełen uroku, podbija ludzi wdziękiem, ale jest niespokojnym
duchem, pragnie czegoś więcej, cały czas sprawdza, jak daleko może się
posunąć, kiedy wreszcie natrafi na barierę nie do pokonania. W końcu
przekracza granicÄ™ i rodzina odwraca siÄ™ od niego.
Zaczynają się trudne lata, głodne i chłodne. Walczy o przeżycie, ale nie
wie, co to lęk, strach. Przyjmuje niepowodzenia z kpiącym uśmieszkiem, życie
jest dla niego hazardem...
 Dlaczego wszyscy tak siÄ™ go bojÄ…, patrzÄ… na niego jak na dzikie
zwierzę?  zapytała Susan z bólem w głosie.
 Bo go nie rozumiejÄ…. Jest inny, niepodobny do nich. Jedni bojÄ… siÄ™
burzy, inni znowu będą mówili, jaka jest piękna, ale każdy staje się ostrożny,
kiedy niebo przecina pierwsza błyskawica.
Tak, Cord mógł wydawać się równie grozny, jak nie dające się ujarzmić
siły natury. Susan zwróciła na Emily oczy pełne łez.
 Kocham go.
Emily pokiwała smutno głową.
 Wiem, skarbie. Wiem. Co zamierzasz zrobić?
 Nic nie mogę zrobić. Pozostaje mi tylko nadzieja, że wszystko jakoś się
ułoży.
Złudna nadzieja. Jakim sposobem  wszystko się ułoży"? Nie można
zapanować nad burzą.
Cord wyjechał, przepadł gdzieś. Każda minuta bez niego była nie do
zniesienia. Każda godzina wydłużała się w nieskończoność, a każdy dzień
zdawał się wiecznością. Susan nie była w stanie zająć się niczym, na niczym
nie mogła się skupić, osoba Corda bez reszty wypełniała myśli, pochłaniała
118
R
L
T
całą uwagę. Cord... pełen nieodpartego uroku, zmysłowy, niewiedzący, co to
jest rozwaga i ostrożność. Cord...
Dlaczego zniknął? Przy nim nie przejmowałaby się Prestonem, Imogene,
nikim i niczym. W jego ramionach mogłaby zapomnieć o całym świecie,
zatracić się całkowicie. Szczęście warte jest każdej ceny, także ceny własnej
tożsamości i odrębności. Jedyne, co potrafiła i czego chciała, to być posłuszną
własnemu uczuciu.
Tej nocy spała niespokojnie. W jakimś momencie obudził ją potężny
grzmot. Burza rozpętała się na nowo, deszcz dzwonił o szyby, wył wiatr.
Chciała włączyć radio, wysłuchać prognozy pogody. Usiadła w pościeli,
zapaliła nocną lampkę. Kolejny łoskot. I następny. Zmarszczyła czoło, zaczęła
uważnie nasłuchiwać. Brzmiało to tak, jakby ktoś próbował wyłamać drzwi
wejściowe. Wyskoczyła z łóżka...
Narzuciła szlafrok i zbiegła na dół, zapalając po drodze wszystkie
światła.
 Kto tam? Co się dzieje?  zawołała. Odpowiedział jej głęboki śmiech.
 Nic się nie dzieje poza tym, że ja jestem po jednej stronie drzwi, a ty po
drugiej.
 Cord!  Serce podeszło jej do gardła. Przebiegła przez hol, otworzyła
drzwi z zamka i Cord wszedł do środka. Wydawał się dziki, grozny, ze
zmierzwionymi przez wichurę włosami i blaskiem w oczach, wniósł ze sobą
zapach deszczu. Ubrany był w tradycyjny ciemny garnitur, ale marynarkę miał
rozpiętą, krawat poluzowany, koszulę też zdążył rozpiąć do pasa. W garniturze
czy w dżinsach, zawsze wyglądał jak szaleniec. Susan chwyciła go za rękaw.
 Gdzieś ty się podziewał? Dlaczego nie zadzwoniłeś? Tak się
martwiłam...  przerwała nagle zakłopotana i spojrzała na niego bezradnie.
119
R
L
T
 %7ładnych pytań, pamiętasz? Nie zamierzam mówić ci, gdzie byłem ani
kiedy znowu wyjadÄ™.
 Rozpromienił się nie wiedzieć czemu i wyszczerzył zęby w szerokim
uśmiechu.  Lubię burzę  oznajmił, kiedy gdzieś w pobliżu rozległ się kolejny
grzmot. Podszedł do Susan i objął ją wpół.
 Lubię się kochać, kiedy za oknami słychać deszcz.
Coś było nie tak, jak powinno. Susan zakręciło się w głowie i chwyciła
Corda kurczowo za klapy marynarki, żeby nie upaść.
 Właśnie miałam włączyć radio, żeby wysłuchać prognozy pogody 
wyjąkała.
Znowu się wyszczerzył.
 Przelotne burze z możliwością silnych wiatrów z południowego
wschodu. Kto by zawracał sobie tym głowę.  Przyciągnął Susan do siebie.
Ten błysk w jego oczach...
 Kiedy wróciłeś?  sapnęła, z trudem łapiąc oddech.  A może o to też
nie powinnam pytać?
 Dzisiaj. Dojeżdżałem już do domu, potwornie zmęczony, i myślałem,
jak to będzie dobrze znalezć się za chwilę w łóżku, ale zaraz naszła mnie myśl,
że jeszcze lepiej będzie znalezć się w łóżku z tobą i oto jestem.
 Nie wyglądasz na zmęczonego  zauważyła ostrożnie. Był naładowany
energiÄ…, jak burza szalejÄ…ca na zewnÄ…trz.
 Złapałem drugi wiatr  powiedział i pocałował Susan. Przywarła do
niego całym ciałem i objęła mocno za szyję. Wziął ją na ręce, zaniósł na górę,
nie gasząc świateł, bo to akurat było najmniej ważne.
Kiedy już znalezli się w sypialni, zaczęła powoli rozwiązywać mu
krawat, który odłożyła starannie na fotel. Następnie marynarka... Koszula...
120
R
L
T
Cord zzuł buty, ściągnął skarpetki, a ona zrzuciła szlafrok i powiesiła go na
oparciu fotela, cały czas czując na sobie uważne spojrzenie Corda.
Zdjął dżinsy i został w samych spodenkach do joggingu, błękitnych z
białą wypustką przy nogawkach. Pozbył się ich także, po czym podszedł do
Susan, nagi i piękny niczym antyczny bóg.
Nie czekając, zdjęła nocną koszulę; delikatny jedwab zaszeleścił i opadł
na podłogę. Chciała zgasić lampkę nocną, ale powstrzymał ją zdecydowanym
gestem.
 Zostaw światło. Myślałem o tobie cały czas, stęskniłem się i chcę cię
widzieć  powiedział zdławionym głosem i wziął ją w ramiona.
W pewnym momencie uniósł się lekko, wychylił z łóżka i wyjął coś z
kieszeni spodni. Susan natychmiast domyśliła się, o co chodzi, ale nie była w
stanie dobyć głosu. Dopiero kiedy skończyli się kochać i leżeli wtuleni w
siebie, z trudem chwytając oddech, powiedziała cicho:
 To nie było konieczne. Ja... raczej nie zajdę w ciążę. Tak sądzę. Z
Vance'em nigdy nie stosowaliśmy żadnych zabezpieczeń. Mam bardzo... niere-
gularny cykl.
Cord zamknął oczy, uśmiechnął się lekko i, w pełni zrelaksowany, syty
miłosnych doznań, podłożył rękę pod głowę.
 Nie brzmi to zbyt pewnie. Coś mi mówi, że jeśli miałabyś zajść kiedyś
w ciążę, to właśnie ze mną. W zeszłym tygodniu okropnie zaryzykowaliśmy,
ale teraz będę już uważał.  Cord spojrzał na Susan przenikliwie.  Jeśli się
okaże, że jednak zaliczyliśmy wpadkę, powiedz mi o tym natychmiast.
 Oczywiście  przytaknęła, szczęśliwa, że znowu jest z Cordem. Czuła
się przy nim taka spokojna, odprężona, mogła mówić o najbardziej intymnych
sprawach, mogła cieszyć się jego obecnością.
121
R
L
T [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl