[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Wtedy nienawiść wzięła górę nad lękiem i Feanor przeklął Melkora rozkazując
mu odejść natychmiast.
60
 Idz precz spod moich drzwi, zbiegu z więzień Mandosa!
I zatrzasnął drzwi przed najpotężniejszym z mieszkańców Ei. Melkor odda-
lił się ze wstydem, sam bowiem był w niebezpieczeństwie i wiedział, że jeszcze
nie wybiła godzina jego zemsty, lecz serce miał czarne z gniewu. Finwe zaś bar-
dzo się przeraził i natychmiast wyprawił posłów do Manwego, przebywającego
w Valmarze.
Wysłannicy z Formenos zastali Valarów zebranych na naradzie u bram miasta,
gdyż zaniepokoiło ich wydłużanie się cieni. Orome i Tulkas natychmiast zerwali
się z miejsc, by ruszyć w pościg za zbiegiem, lecz w tej samej chwili nadbiegli
z Eldamaru gońcy z wiadomością, że Melkor uciekł przez Kalakiryę i że elfo-
wie ze szczytu Tuny widzieli go, jak przelatywał gniewny w chmurze błyskawic
i grzmotów. Powiadali, że skręcił na północ, bo Teleri z Alqualonde zobaczyli
jego cień sunący nad ich przystanią w kierunku Aramanu.
Tak Melkor uszedł z Valinoru i przez czas jakiś Dwa Drzewa znów jaśniały
pełnym blaskiem i światło ich wypełniało całą krainę. Lecz Valarowie na próżno
starali się dowiedzieć czegoś więcej o zbiegłym Nieprzyjacielu. Niepewność przy-
ćmiewała szczęście wszystkich mieszkańców Amanu jak daleka chmura, unoszo-
na coraz wyżej przez powolne podmuchy zimnego wiatru. Zastanawiali się bo-
wiem z lękiem, jakie ciosy czekają ich jeszcze w przyszłości.
VIII
Mrok nad Valinorem
Gdy Manwe dowiedział się, jaką drogę obrał Melkor, wyciągnął wniosek, że
Nieprzyjaciel podąża do swojej dawnej twierdzy na północy Zródziemia; zaraz
więc Orome i Tulkas pomknęli na północ, zamierzając, jeśli się da, prześcignąć
zbiega, nie znalezli jednak ani jego śladu, ani wieści o nim poza wybrzeżem Tele-
rich, na bezludnych obszarach ciągnących się aż po krawędz Lodów. Odtąd zdwo-
jono czujność na północnych granicach Amanu, wszakże nadaremnie, gdyż Mel-
kor, zanim jeszcze ruszyła za nim pogoń, zawrócił i chyłkiem przemknął daleko
na południe. Wówczas bowiem mógł jeszcze, podobnie jak wszyscy Valarowie,
przedzierzgać się w różne postacie lub zrzucać z siebie widzialne szaty; wkrótce
potem miał tę władzę utracić już na zawsze.
Tak więc niewidzialny przybył w końcu do ciemnej krainy Avathar. Ten wąski
pas lądu leżał na południe od Zatoki Eldamaru u wschodnich podnóży gór Pelo-
ri; długie posępne wybrzeże ciągnęło się daleko ku południowi, mroczne i nie-
zbadane. Tam, między nagimi ścianami gór a zimnym, ciemnym morzem cienie
były głębsze i gęściejsze niż gdziekolwiek w świecie i tam tajemnicza, nie zna-
na innym mieszkańcom Ardy istota, Ungolianta, miała swoją siedzibę. Eldarowie
nie wiedzieli, skąd się wzięła, lecz niektórzy opowiadali, że zstąpiła z ciemno-
ści zalegających nad Ardą, przed wiekami, gdy Melkor po raz pierwszy spojrzał
z zawiścią na królestwo Manwego, i że na początku należała do istot, które Mel-
kor upodlił i wciągnął do swojej służby. Ungolianta wyparła się jednak i tego
pana, chcąc być samowładną panią własnych żądz i pożerać wszystko, cokolwiek
znajdzie, żeby wypełnić swoją pustkę. Uciekła więc na południe, unikając Vala-
rów i myśliwych Oromego, gdyż ci zawsze najpilniej strzegli granic północnych,
a południowe przez długi czas zaniedbywali. Stąd Ungolianta podpełzała ku Zwia-
tłom Błogosławionego Królestwa, gdyż nienawidząc światła zarazem łaknęła go
chciwie.
62
Zamieszkała w wąwozie, przybrała postać potwornej pajęczycy i osnuła czar-
ną tkaniną mroku wybraną szczelinę w skale. Tak wysysała każdy promień świa-
tła, jaki mogła złowić, aby go wprząść w tę tkaninę duszącej ciemności, aż wresz-
cie ani odrobina światła nie mogła się przedostać do jej kryjówki  i Ungolian-
ta głodowała. Teraz do Avatharu przybył Melkor i odnalazł pajęczycę; przybrał
znów taką postać, w jakiej się ukazywał panując w Utumno: czarnego, ogromne-
go i straszliwego Władcy. I takim już pozostał na zawsze. Wśród czarnych cieni,
których nie dosięgał wzrokiem nawet Manwe ze swego najwyższego tronu, Mel-
kor wraz z Ungoliantą knuł plany zemsty. Ale pajęczyca, gdy jej wyjawił swój cel,
wahała się zrazu, bo zachłanność walczyła w niej z okropnym strachem; bała się
niebezpieczeństw Amanu i potęgi jego groznych władców, nie chciała wychylać
się ze swej kryjówki. Melkor więc powiedział: Jeżeli mnie usłuchasz i po spełnie-
niu moich rozkazów nie będziesz jeszcze syta, dam ci wszystko, czego w swym
łakomstwie zapragniesz. Tak, będę cię obdarzał obu rękami!
Swoim zwyczajem szafował hojnie obietnicami i śmiał się w skrytości serca. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl