[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pozwalała na zmianę tematu. Poczucie winy ją wykończy, pomyślał. Ciekawe, czy w ogóle
zdaje sobie sprawę, co robi. Jeszcze trochę ijej program straci wszystkich słuchaczy.
Floryda to stan zagorzałych zwolenników kary śmierci. Tutejsi powiedzą, że nie ma omletu
bez jajek i jeÅ›li czasami zginie niewinny, to pech, ale zbrod¬niarzy trzeba eliminować ze
społeczeństwa.
Zemsta i kara, prosta i szybka.
Wstrząsnęła nim t~ myśl. Sam także popierał karę śmierci, choć już dawno przekonał się,
że nie jest to skuteczny środek odstraszający dla potencjalnych kryminalistów. Zawsze
uważał, że kara musi odpowiadać zbrodni. Włamywacze i złodzieje muszą zwrócić
przywłaszczone mienie. A pokutą za zadanie śmierci musi być śmierć.
Tylko że to nie to samo, rozważaÅ‚ teraz. Czy czuÅ‚by siÄ™ lepiej, gdy¬by pijany kierowca,
który zabił jego córkę, dostał karę śmierci, a nie pięć lat?
Nie. Czasami go gryzło, że Mary i Seana odeszły na zawsze, a ich morderca wrócił na
ulice. Ale nic by się nie zmieniło, gdyby facet nie żył. Nie cierpiałby mniej, nie odzyskałby
Mary i Seany.
A przecież w tym wypadku nie ma najmniej szych wątpliwości co do tego, kto prowadził.
Sprawa Otisa to co innego. Przecież mieli tylko poszlaki.
Boże drogi, myśli zupełnie jak Carey.
Wstał od stołu, nie skończył jeść, podszedł do tylnych drzwi, zapalił światło i popatrzył na
wiekowy dąb, który zabrał mu ostatnie marzenia. Zciskało mu się serce, oczy piekły od
niewypłakanych łez. Dlaczego świat jest taki pusty.
Ale drzewo nie zasługuje na śmierć, ani drzewo, ani pijany kierowca. Sięgnął po telefon,
zadzwonił do firmy ogrodniczej i odwołał zlecenie na przyszły tydzień.
Potem zadzwonił do agentki handlu nieruchomościami, od której
przed laty kupił dom, i zostawił wiadomość, że chce go sprzedać.
Czas iść dalej, stwierdził. Czas żyć.
Najpierw jednak musi jeszcze raz cofnąć się w przeszłość. Odwrócił się, poszedł w głąb
domu i stanął przed drzwiami, których nie dotykał od siedmiu lat.
Pokój Seany.
Wszędzie leżała gruba warstwa kurzu, w kątach i w oknie kołysały się pajęczyny, on
jednak widział pokój takim, jaki był dawniej. Jej łóżeczko i pościel w małe różyczki,
niewidoczne teraz pod warstwą kurzu. %7łóho-zielony kocyk, który Mary uszyła
własnoręcznie, nadal leżał niedbale zwinięty w rogu łóżeczka.
Stał tam i patrzył, starając się zaakceptować dławiący ból. Złamane obietnice, pomyślał.
Dziecko to obietnica od życia. Tym razem życie go oszukało.
Nic już tego nie zmieni.
Zdawało mu się, że nadal słyszy głos Carey z salonu, odległy, ale zdecydowany. Jeszcze
jedna złożona i złamana obietnica. Tylko że w tym
wypadku nie może chyba obwiniać losu. .
GÅ‚Ä™boko zaczerpnÄ…Å‚ tchu, wszedÅ‚ do pokoju i zabraÅ‚ siÄ™ do pracy. ZciÄ…g¬nÄ…Å‚ poÅ›ciel z
posłania. Rozważał, czy jej nie wyrzucić, ale zdecydował, że może przydać się innym
dzieciom. Zaniósł wszystko do pralki.
PrzytaszczyÅ‚ kartonowe pudÅ‚a z garażu i wypeÅ‚niÅ‚ je zabawkami Sea¬ny. Każdy pluszowy
zwierzak niósł ze sobą bolesne wspomnienia. Co chwila przystawał i walczył ze łzami.
Rozmontował łóżeczko, zaniósł do garażu, podobnie jak stolik do przewijania i
miniaturowÄ… komódkÄ™. Zaniesie to wszystko do organiza¬cji dobroczynnej Goodwill, może
wywoła radość na czyjejś twarzy.
Gdy skoÅ„czyÅ‚, wydaÅ‚o mu siÄ™, że lada chwila rozpadnie siÄ™ na ka¬waÅ‚ki. DyszaÅ‚ ciężko jak
maratończyk.
Słuchał Carey i popijał lodowatą wodę. Słuchacz właśnie dowodził, że to pech, jeśli Otis
jest niewinny, ale go skazano i już.
Carey jest coraz bardziej agresywna, zauważył. Za bardzo się w to zaangażowała. To już
nie rozrywka, to bokserska walka wagi ciężkiej. Poważnie obawiał się, czy jutro jeszcze
wpuszczÄ…jÄ… na antenÄ™.
Poczucie winy. Nie do wiary, do czego może człowieka doprowadzić.
A potem, niezdolny powstrzymać się dłużej, zamknął oczy i pozwolił popłynąć łzom,
pozwolił, by rozpacz pozbawiła go tchu.
Cierpiał. Było to jedyne uczucie, którego nie dopuszczał do siebie w ciągu tych wszystkich
lat. Biczował się poczuciem winy i gniewem, ale nigdy nie pozwolił sobie cierpieć.
Aż do tej chwili. Gdzieś w głębi serca miał nadzieję, że rozpacz go zabije.
PÅ‚onnÄ… nadziejÄ™. %7Å‚al zabija duszÄ™, ale serce bije nadal.
Rozdział czternasty
8 dn; ...
- Jezu, Carey.
Ted wszedł do studia, ledwie zapowiedziała przerwę na reklamy.
- Już wiem, o czym jutro będzie mój program.
Wzruszyła ramionami.
- Zalazłaś im za skórę.
- Cóż, ty zapewne zdołasz ich ułagodzić.
Pokręcił głową, gdy zajmował jej miejsce.
- Nie o nich się martwię. Z Billem może nie pójść tak łatwo.
- Przecież powiedział, że popiera wolność słowa.
- Nie wiem, czy miał na myśli tak dalece posuniętą wolność słowa.
Carey ponownie wzruszyła ramionami.
- Prawnicy nie muszą się martwić o pracę. Bardziej przydatną pracę.
Seamus czekał w recepcji. Najwyrazniej Lou go wpuścił, choć po godzinach pracy wstęp
mieli tylko pracownicy stacji.
Nie wygląda dobrze, pomyślała. Jest jakiś dziwny, osłabiony, a jego oczy ... zapuchnięte?
- Jesteś głodna? - zapytał.
- Okropnie wyglądasz - odparła.
Uśmiechnął się krzywo.
- Dzięki.
- Co jest?
- Nic nowego.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Podobne
- Home
- James Lee Burke Robicheaux 11 Purple_Cane_Road
- 03 Detektyw Monk i strajk policji_Lee Goldberg
- Goldberg Lee Detektyw Monk jedzie na Hawaje
- 157. Wilkinson Lee Zamek pod Londynem
- 479.Lee Miranda Ślub milionera
- Lee Wilkinson W słońcu Kalifornii
- Edward Lee Golem
- BloodWalk Lee Killough(1)
- Byrne Rhonda Sekret
- Reformed Dru
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- myszkuj.opx.pl