[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tańcząc. Bez przerwy coś wykrzykiwali, przypuszczam, że chodziło o utrzymanie kroku i
przypominanie o kolejnych figurach w tańcu. Wyglądało na to, że na jakiś czas zapomnieli o mnie.
Ja zaś, odtajawszy całkowicie, postanowiłem sprawdzić więzy. Nie były one tak mocne jak te,
które założyli mi ludzie Aithora. Zaperazi uważali widocznie, że nie jestem silniejszy od
człowieka. Gdy oczy publiczności były wpatrzone w podskakujących, wirujących i przytupujących
tancerzy, wytężyłem siły i zerwałem więzy opasujące me przeguby. Odczekałem chwilę, by
krążenie wróciło do palców, po czym schwyciłem rzemień krępujący nogi i również go
przerwałem.
Następnie zacząłem się powoli czołgać w kierunku wejścia do jaskini. W przyćmionym
świetle nikt nie dostrzegł, jak się prześlizgnąłem za plecy siedzących w półkolu Zaperazich.
Kiedy uznałem, że mogę sobie na to pozwolić, podniosłem się na kolana i zacząłem iść na
czworakach. Dotarłem już niemal do wejścia, gdy zauważył mnie jakiś dzieciak i rozpłakał się. Na
ten dzwięk jedna z kobiet odwróciła się i wydała okrzyk.
Nie czekając, aż ktoś mnie złapie, zerwałem się na równe nogi i wybiegłem z jaskini. W
niej zaś aż się zagotowało, gdy całe plemię rzuciło się w pościg za mną.
Pognałem przez wioskę namiotów. Przebiegając obok ogniska, przy którym spoczywała
sterta mięsa z mojego konia, miałem dostatecznie dużo rozumu, by porwać z niej potężny kotlet,
zanim pomknąłem w ciemności nocy.
Gdyby temperatura powietrza były wyższa, łatwo uciekłbym Zaperazim. Moja siła i koci
wzrok dawały mi przewagę nie do pokonania nad Pierwszoplanowcami. Jednak chłód wysokości,
na której byliśmy, wkrótce spowolniał me ruchy tak bardzo, że poruszałem się z prędkością
Pierwszoplanowca.
Za mną gnała chmara jaskiniowców. Gonienie ułatwiał im fakt, że łuski na mym ciele
odbijały światło pochodni. Biegłem zygzakami w dół skalistego stoku, skręcając to w lewo, to w
prawo, by ich zgubić. Lecz oni byli szybcy i twardzi, jak to ludzie bywają. Niezależnie od
kierunku, w którym uciekłem, podążały za mną światła pochodni jak rój latających owadów.
Prawdę mówiąc, zaczęli się nawet do mnie zbliżać. Z każdym krokiem zwalniałem czując jak
przenika mnie chłód.
Gdybym znał lepiej okolicę, bez wątpienia spróbowałbym jakiegoś podstępu, ale byłem tu
obcy. A oni zbliżali się. Jeśli stawiłbym im czoła, mógłbym zabić dwóch czy trzech, lecz wtedy
dowiedziałbym się, jak się czuje demon, któremu powoli zadają śmierć za pomocą kamiennej i
szklanej broni. Byłem również pewny, że takie zachowanie nie dałoby żadnego powodu do
zadowolenia madame Rosce i syndykatowi, do czego byłem przecież zobowiązany.
Koło mnie przemknęła świszcząc strzała. Desperacja zmobilizowała wreszcie moją
przytępioną inteligencję.
Upewniwszy się, że jestem widziany, przybrałem najbardziej jasny z dostępnej mi palety
kolorów - perłowoszary. Następnie skręciłem w prawo. Gdy gnali za mną, wyjąc z radości na bliski
koniec pościgu, zeskoczyłem z nasypu, po którym biegliśmy. Zniknąwszy na chwilę swym
prześladowcom z oczu, zmieniłem kolor na czarny i pomknąłem wzdłuż nasypu w lewo,
prostopadle do pierwotnego kierunku mego biegu.
W okamgnieniu tłum Zaperazich znalazł się u podstawy nasypu i pognał dalej, nie
zmieniając kierunku. Ja zaś biegłem wolno nową trasą, uważając, by nie potrącić kamienia ani nie
wywołać hałasu. Po pewnym czasie jaskiniowcy odkryli, że perłowoszara ofiara zginęła im z pola
widzenia. Zatrzymali się, zaczęli krzyczeć i wymachiwać pochodniami, lecz byłem już poza ich
zasięgiem.
Przed świtem znalazłem ścieżkę prowadzącą przez Ucho Igielne i podążyłem północnym
stokiem gór Ellornasu w dół ku stepom Shvenu.
Zarówno w niewoli, jak również podczas ucieczki byłem skłonny zgodzić się z
nieprzychylnym poglądem karczmarza Hadrubara na temat Zaperazich. Wędrując jednak szlakiem
w różowym świetle poranka i pogryzając kotlet odzyskałem bardziej racjonalny osąd. Sposób
działania Zaperazich nie był niczym niezwykłym dla Pierwszoplanowców, którzy instynktownie
dzielą się na wrogie sobie grupki. Każdy członek takiej grupy uważa wszystkie pozostałe grupy za
nie w pełni ludzkie, czyli mogące być obiektem polowania - ofiarą. Podział taki może być
stworzony pod dowolnym pretekstem: rasy, narodowości, przynależności klasowej, wierzeń
religijnych czy jakichkolwiek innych różnic, które można wykorzystać.
Mając pretensję do Solymbriańczyków, Zaperazi, wyposażeni w normalnie działający,
ludzki mózg, przyjęli wrogą postawę wobec wszystkich Novariańczyków. Pracowałem dla
novariańskiego rządu, więc zaliczyli mnie do tej samej kategorii. Prawdą było nie to, że Zaperazi są
 morderczo usposobionymi barbarzyńcami w odróżnieniu od cywilizowanych Novarian, lecz że
wszystkie istoty ludzkie są dotknięte  morderczym barbarzyństwem , maskowanym welonem
cywilizowanych obyczajów i manier.
IX - Chan Theorik
Przez trzy dni brnąłem po pokrytym trawą, płaskim i wietrznym stepie zachodniego
Shvenu, nie dostrzegając żadnych przejawów ludzkiego życia. Nie napotkałem również
najmniejszych oznak życia zwierzęcego, jeśli nie liczyć ptaków czy paru antylop i dzikich osłów.
Dawno już skończyła mi się konina, lecz nie mogłem zdobyć pożywienia, gdyż dzikie zwierzęta
były zbyt szybkie nawet dla mnie. Nie miałem zaś żadnej broni, z której mógłbym coś ustrzelić.
Brak pokarmu i wody sprawiał, że byłem coraz słabszy, gdy nagle wyczułem swymi
witkami powiew wilgoci. Stanąłem jak wryty, węsząc w powietrzu i udałem się w jej kierunku. Po
upływie pół godziny znalazłem sadzawkę otoczoną paru drzewkami. Woda była bardzo zamulona,
lecz nie powstrzymało mnie to przed ugaszeniem pragnienia. Na szczęście jesteśmy odporni na
niemal wszystkie choroby Pierwszego Planu.
Ciągle jeszcze sączyłem mętną wodę, gdy zaalarmował mnie stukot podków.
Wyprostowałem się, a wtedy jezdziec puścił konia galopem. Był to wielki mężczyzna, podobny do [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl