[ Pobierz całość w formacie PDF ]
majÄ…cego swoje poglÄ…dy.
- Ach, John Belli. Proszę nie zwracać na niego uwagi. Gdybyśmy mu pozwolili, to
sam przeprowadziłby całe śledztwo. Zbyt często ogląda Quincy w telewizji. Tak, jest dobry,
to muszę przyznać, czasem jednak nie jest w stanie objąć umysłem całości obrazu. To, w jaki
sposób i kiedy ktoś umarł, nie jest zwykle nawet w połowie tak istotne, jak - dlaczego.
- Czego się pan po mnie spodziewa? - spytał Henry. - Chce pan kawy? - dodał po
chwili.
- Tak, chętnie - przytaknął porucznik. - Czarna, jeśli można.
Henry pomaszerował do kuchni. Stanowiła ona jeden wielki bajzel - umyte, ale
nieodłożone na półkę naczynia, filiżanki, szklanki, pudełka z kaszą, rozłożone kawałki gazet.
Przepłukał dzbanek do kawy, napełnił go i rozpakował nowy papierowy filtr.
- Mocca. Lubi pan takÄ…, poruczniku?
- Myślę, że może się pan do mnie zwracać po imieniu - Salvador. Nie przywiązuję
większej wagi do formalności.
- Salvador. Dobra. Ja mam na imię Henry. Zresztą, już wiesz.
Uścisnęli sobie dłonie. Henry rozejrzał się po kuchni.
- Przepraszam za ten... no cóż, pracowałem przez całą noc. Miejsce, w którym
pracujÄ™, nie wyglÄ…da zwykle zbyt porzÄ…dnie.
- A zatem rano myślałeś jeszcze o węgorzach? - spytał Salvador.
- Tak, myślałem o tych węgorzach.
- I co wymyśliłeś? Jeśli oczywiście możesz mi to powiedzieć?
- No więc - Henry zmarszczył brwi - uderzyło mnie to, że te stworzenia były
nienaturalnie agresywne. Chcę powiedzieć, że chociaż węgorz, który zaatakował twojego
funkcjonariusza, próbował jedynie się bronić, była to szczególnie zajadła obrona. Dziwne też
było, że po odcięciu łba mięśnie szczęk nie zwiotczały, jak powinno być normalnie,
przeciwnie, jeszcze bardziej się napięły. Mamy tu do czynienia ze zwierzęciem, które atakuje
i nie przerywa ataku nawet wtedy, gdy jest śmiertelnie ranne. Nie zdarza się to zbyt często w
naturze. To rodzaj, hmm, okrucieństwa.
- Mów dalej - Salvador wpatrywał się w niego wytrwale ciemnobrązowymi oczyma.
- Jeśli próbuje się wyjaśnić, co właściwie spotkało tę dziewczynę na plaży - podjął
Henry - to dochodzi się nieodmiennie do tego samego wniosku: ślepa, zajadła agresja.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Ona nie mogła przebywać w wodzie przez całą noc, prawda? Nie była obrzmiała ani
nic takiego. Nie jestem w żadnym przypadku ekspertem, lecz pamiętam ciało rybaka, które
wyłowiono dwa czy trzy lata temu w zatoce San Diego. Było wzdęte jak balon. Może wasz
lekarz udowodni, że się mylę, ale nie sądzę, by ta kobieta pływała dłużej niż parę godzin.
- Zgadza się. Pierwszym stwierdzeniem Belliego było, że nie znajdowała się w
wodzie dłużej niż dwie lub trzy godziny, może mniej.
- Zwietnie, zatem potwierdza to moją teorię. W tej książce piszą o węgorzach, że
zdarza im się obgryzać zatopione zwłoki, które zaplątały się w dennych wodorostach i dobrze
już rozłożyły. Ale, poza sporadycznymi atakami węgorzy elektrycznych, nadzwyczaj rzadko
porywają się na ludzi pływających w wodzie czy nawet na ciała unoszące się na powierzchni.
To, co węgorze zrobiły z tą dziewczyną, wykracza całkowicie poza normalne sposoby
odżywiania się morskich ryb kostnoszkieletowych. Zaatakowały ją albo jeszcze żywą, albo
zaraz po utonięciu, kiedy unosiła się w wodzie. Trudno przyjąć, że najpierw opadła na krótki
czas na dno, gdzie wgryzły się w nią węgorze, by potem wyskoczyć na górę i dać się
wyrzucić na brzeg.
Ostatki wody przesączały się przez filtr dzbanka. Henry odszukał dwa czyste kubki z
błękitnego fajansu i napełnił je po brzegi. Potem przeprowadził gościa z powrotem do salonu
i usiadł na kanapie. Salvador ulokował się naprzeciwko niego, ujmując kubek w obie dłonie.
- Muszę przyznać, że osobiście podpisuję się pod tezą, iż nie została wyrzucona na
brzeg, tylko ktoś ją tam zaciągnął. Pamiętasz, co powiedział Belli - jej ciało leżało dalej niż
reszta tego, co wyrzuciły fale.
Henry zastanowił się nad tym.
- Nie było śladów stóp. Chociaż, może? Gdyby ktoś zaciągnął ją poza linię
przypływu, byłyby ślady. A piasek był zupełnie gładki.
- Owszem - zgodził się Salvador. - Ale podczas kulminacji przypływ sięga
wystarczająco daleko, by jakiekolwiek ślady stóp zostały zmyte. Osobiście wierzę, że została
zaciągnięta, czy były ślady stóp, czy ich nie było. Sądzę, że nawet gdyby woda doszła tak
daleko w głąb plaży, byłaby zbyt płytka, by wynieść ciało.
Henry pociągnął łyk kawy, potem wstał i podszedł do barku, ponownie wyjmując
butelkę z wódką. Dolał sobie sporą porcję do kubka, nie proponując jej wcale Salvadorowi.
Ten milczał. Przywykł do pijących, tak wśród cywilów, jak i wśród policjantów. Kimże był,
żeby krytykować tych, którzy nie byli w stanie przebrnąć przez dzień inaczej, jak na wpół
oszołomieni?
- I co z tego wynika? Naga dziewczyna, z brzuchem wyjedzonym przez węgorze,
leżąca w miejscu, gdzie ktoś musiał ją zaciągnąć?
- Właśnie tak - powiedział Salvador. - I milion pytań, choćby to, kto ją tam zaciągnął,
i czy w ogóle ktoś taki był. Jej morderca, jeżeli została zamordowana, czy prawdopodobny
ratownik, który stwierdził, że nie jest w stanie już nic zrobić, i zostawił ją tam, gdzie leżała?
Albo to, czy została zabita, czy pozbawiona przytomności uderzeniem lub narkotykami,
zanim weszła do wody. Na to akurat Belli będzie w stanie odpowiedzieć. Dalej, czy węgorze
zaatakowały ją przed śmiercią, czy po niej? Czy to one były odpowiedzialne za jej śmierć, czy
też napadły na martwe już ciało? Poza tym, wciąż nie wiemy, kim była i skąd, nie mamy też
żadnego zgłoszenia o jej zaginięciu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Podobne
- Home
- 3.Longin Jan Okoń Longin Jan Okoń Trylogia Indiańska. Tom III Śladami Tecumseha
- Wagner Karl Edward Kane Tom 4 Cień Anioła Śmierci
- Dołęga Mostowicz Tadeusz Bracia Dalcz i S ka tom II
- Galenorn Yasmine Siostry Księżyca Tom 01
- Sandemo_Margit_ _Saga_o_Czarnoksiazniku_Tom_1
- Bolesław Prus Faraon tom 1
- Tom Easton Silicon Karma
- 244. Graham Lynne Pułapka na milionera
- Higgins_Jack_ _Sean_Dillon_10_ _Śmierć_jest_zwiastunem_nocy
- Graham Heather Pod sloncem Florydy
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- myszkuj.opx.pl