X

 
 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wiersze do kruków z rana, gdy ptaki przelatują
do centrum.
- A więc mamy jeszcze jeden powód, aby udać
się do centrum - podsumowała Wioletka. - Po
pierwsze: uratować Jacques'a, a po drugie: po�
szukać Bagiennych. Bez twojej pomocy, Słonecz�
ko, nie mielibyśmy pojęcia, gdzie ich szukać.
- Hasserin - odparło skromnie Słoneczko, ko�
munikując:  A bez Klausa nie wiedzielibyśmy,
jak uratować Jacques'a".
- A bez Wioletki - uzupełnił Klaus - nie mie�
libyśmy szans na ucieczkę z tej miejscowości.
- A jak postoimy tu jeszcze trochę - wpadła
mu w słowo Wioletka - nie uratujemy nikogo.
Chodzmy obudzić Hektora i ruszajmy w drogę.
Rada Starszych ma spalić Jacques'a na stosie za�
raz po śniadaniu.
- Iks! - stropiło się Słoneczko, komunikując:
 No to rzeczywiście mamy mało czasu".
Bez dalszego gadania pospieszyli więc do sto�
doły, gdzie minęli bibliotekę Hektora - tak
ogromną, że obu siostrom Baudelaire nie mie�
ściło się w głowie, iż Klaus potrafił znalezć wła�
ściwą informację wśród tysięcy tomów zapełnia�
jących setki półek. Stały tam regały tak wysokie,
że do ich górnych pólek można było sięgnąć tyl�
ko po drabinie, oraz regały tak niskie, że trzeba
się było położyć na podłodze, aby odczytać tytu�
ły na grzbietach książek. Niektóre księgi były
tak ogromne, że zdawały się wprost nie do rusze�
nia, inne znów tak cieniutkie i leciutkie, że to
wprost cud, iż ustały w jednym miejscu. Niektó�
re dzieła wyglądały tak nudno, że siostry Baude�
laire nie mogły sobie wyobrazić, aby ktoś je czy�
tał - a takie właśnie leżały w wielkich stosach na
stole, przy którym Klaus przez całą noc oddawał
się lekturze. Wioletka i Słoneczko bardzo chcia�
ły zatrzymać się choć na chwilę i spróbować to
wszystko ogarnąć, ale czas naglił.
Za ostatnim regałem mieścił się warsztat Hek�
tora, gdzie Klaus i Słoneczko po raz pierwszy uj�
rzeli samowystarczalny balonowy dom. Było to
zaiste oszałamiające urządzenie. Dwanaście gi�
gantycznych koszy, każdy rozmiarów niedużego
pokoju, stało jeden przy drugim w kącie stodoły.
Kosze były wzajemnie połączone systemem rur,
rurek i przewodów elektrycznych, a całość ota�
czały wielkie metalowe zbiorniki, drewniane
skrzynie, szklane dzbany, papierowe torby, pla�
stikowe pojemniki, kłębki sznurków oraz mnó�
stwo dużych aparatów z przyciskami, klawiszami
i dzwigniami. Z boku leżała sterta nienadmucha-
nych balonów. Samowystarczalny balonowy dom
był tak przeogromny i skomplikowany, jak obraz
wynalazczego mózgu Wioletki, który jawił się
w wyobrazni dwojgu młodszym Baudelaire'om -
i tak interesujący, że Klaus i Słoneczko nie wie�
dzieli wprost, na co mają najpierw patrzeć. Wie�
dzieli jednak wszyscy, że czas nagli, toteż Wiolet-
ka, zamiast wyjaśniać rodzeństwu cokolwiek,
podeszła szybko do jednego z koszy, w którym
Klaus i Słoneczko ze zdumieniem odkryli łóżko,
w łóżku zaś - śpiącego Hektora.
- Dzień dobry - powitał ich pan złota rączka,
gdy Wioletka potrząsnęła go za ramię.
- Rzeczywiście bardzo dobry - przyznała Wio�
letka. - Dokonaliśmy paru wspaniałych odkryć.
Wszystko ci wyjaśnimy w drodze do centrum.
- Do centrum? - speszył się Hektor, który wła�
śnie wyłaził z kosza. - Przecież o tej porze dnia
w centrum urzędują kruki. Rano wykonujemy
prace na peryferiach, zapomnieliście?
- Dzisiaj rano nie będziemy wykonywać żad�
nych prac - rzekł twardo Klaus. - To też wytłu�
maczymy ci po drodze.
Hektor ziewnął, przeciągnął się, potarł oczy,
a potem uśmiechnął się do trójki dzieci.
- Walcie śmiało! - zachęcił je, używając zwro�
tu, który tu oznacza:  Zdradzcie mi swoje plany".
Dzieci wyprowadziły Hektora ze stodoły,
przez warsztat i sekretną bibliotekę, a potem po�
czekały, aż zarygluje wrota. Ledwie ruszyli przez
płaski krajobraz w stronę centrum WZS, sieroty
Baudelaire walnęły śmiało. Wioletka opowie�
działa Hektorowi, jak usunęła usterki w jego
konstrukcji. Klaus opowiedział mu, co wyczytał
w sekretnej bibliotece. A Słoneczko - z pewną
pomocą rodzeństwa w roli tłumaczy - opowie�
działo o odkryciu sposobu dostarczania wierszy
Izadory pod Drzewo Nigdyjuż. Rozwijając naj�
nowszą karteczkę, aby pokazać Hektorowi trzeci
kuplet Izadory, wkroczyli w obręb pełnej już
kruków dzielnicy centralnej WZS.
- A więc Bagienni przebywają, waszym zda�
niem, gdzieś w centrum - powiedział Hektor. -
Ale gdzie?
- Nie wiemy - przyznała Wioletka. - Tak czy
owak, najpierw zajmijmy się ratowaniem Ja-
cques'a. Gdzie się mieści więzienie?
- Naprzeciwko Ptasiej Fontanny - odparł pan
złota rączka. - Ale obejdziemy się chyba bez
przewodnika: spójrzcie, co tam się dzieje.
Dzieci ujrzały tłum ludzi z płonącymi po�
chodniami, maszerujący do centrum w odległo�
ści mniej więcej jednej przecznicy od nich.
- Widocznie są już po śniadaniu - powiedział
Klaus. - Pospieszmy się.
Baudelaire'owie lawirowali, jak umieli naj-
zręczniej, między rozszemranymi krukami, które
obsiadły ziemię. Hektor przemykał się płochliwie
za nimi. Wkrótce dotarli w pobliże Ptasiej Fon�
tanny, czy też raczej jej nader skąpych, dostęp�
nych oczom widza fragmentów. Fontannę oblega�
ły kruki, które z wielkim trzepotem brały poranną
kąpiel w kaskadach wody. Przez ich krucze pióra
nie było widać ani jednego rzezbionego piórzyska
na paskudnym metalowym posągu. Po drugiej
stronie placu wznosił się gmach z zakratowanymi
oknami. Wejście do gmachu otaczała półkolem
zwarta grupa obywateli z pochodniami. Gapie
ciągnęli na plac ze wszystkich stron, a w zgroma�
dzonym już tłumie Baudelaire'owie dostrzegli
kilkoro członków Rady Starszych w kruczych ka�
peluszach, którzy stali wianuszkiem i słuchali, co
do nich peroruje pani Jutrzejsza.
- Zdaje się, że przyszliśmy w samą porę -
stwierdziła Wioletka. - Teraz rozproszmy się
w tłumie. Ty, Słoneczko, idz w lewy koniec pla�
cu, a ja pójdę w prawy.
- Tajes! - odmeldowało się Słoneczko i ruszy�
ło na czworakach w tłum po lewej stronie.
- Ja chyba zostanę tutaj - bąknął cicho Hek�
tor, który znów patrzył w ziemię.
Baudelaire'owie nie mieli czasu się z nim
spierać. Klaus bez słowa ruszył przed siebie.
- Chwileczkę! - wołał, przeciskając się przez
zwarty tłum. - Prawo numer 2493 stanowi, że
osoba skazana na stos ma prawo do publicznej
wypowiedzi tuż przed podpaleniem stosu!
- Tak jest! - krzyczała Wioletka z prawej stro�
ny placu. - Pozwólmy Jacques'owi mówić!
Nagle tuż przed Wioletka wyrosła jak spod
ziemi Oficer Lucjana - Wioletka omal nie zde�
rzyła się czołowo z jej błyszczącym hełmem po�
licyjnym. Spod osłony wyzierał malowany,
wściekle czerwony, bardzo krzywy uśmieszek.
- Za pózno na te krzyki - oświadczyła Oficer
Lucjana, a kilkoro stojących najbliżej obywateli
pomrukami przyznało jej rację.
Z dzwięcznym tupnięciem podkutego buta Ofi�
cer Lucjana odstąpiła na bok, odsłaniając przed
Wioletką scenę zdarzeń. Słoneczko dobrnęło
właśnie do Wioletki z lewej strony, gramoląc się
po butach stojących pod więzieniem obywateli,
a unieruchomiony w tłumie Klaus, wspiąwszy się
na palce, spoglądał ponad ramieniem pana Lesko
na to, na co gapili się w tej chwili wszyscy zebra�
ni. Jacąues leżał na ziemi, oczy miał zamknięte,
a dwoje członków Rady Starszych naciągało na
niego białą płachtę, jakby go otulali kołderką na
dobranoc. Bardzo bym chciał powiedzieć wam,
że Jacąues po prostu zasnął, łecz niestety, nie jest
to prawda.
Baudelaire'owie istotnie dotarli pod więzienie,
zanim obywatele WZS spalili Jacques'a na stosie,
ale i tak nie dotarli tam w porę.
R O Z D Z I A A
Dziewiąty
N iewiele osób na świecie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl
  • Drogi użytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.