[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jak długo staliśmy tam razem - nie wiem zaprawdę. Chwila za chwilą mijały...
Słyszałem plusk płynącej gdzieś wody i jakieś odległe kroki, ale wszystko to nie miało
znaczenia pośród tej gęstej florenckiej nocy, w pobliżu cztero - i pięciopiętrowych pałaców,
starych wież i kościołów; i wśród tysięcy śpiących dusz ludzkich...
Przestraszyło mnie światło, które opadło nagle jasnożółtymi promieniami. Jedna ze
strużek światła przecięła na pół postać Urszuli, a gdy kolejne rozjaśniły uliczkę za naszymi
plecami, zrozumiałem, że zapalano świece w warsztacie Fra Filippa.
Odwróciłem się w chwili, gdy w drzwiach zazgrzytał przesuwany rygiel. Odgłos ten
odbił się echem od ścian okolicznych budynków. W zakratowanych oknach górnych pięter
nadal było ciemno.
Nagle drzwi się otwarły, uderzając niemal bezgłośnie o ścianę. W prostokątnym
otworze ujrzałem szerokie, choć płytkie pomieszczenie, wypełnione przepięknymi płótnami,
pod którymi jaśniały ogniki licznych świec.
Widok ten zaparł mi dech w piersiach. Zacisnąłem dłoń na głowie Urszuli, a drugą
ręką wskazałem przed siebie.
- Otóż i oni, obydwaj. To Zwiastowanie. - wyszeptałem. - Widzisz tych aniołów, tam,
na klęczkach? Tam. I tam. Aniołowie klęczący przed Najświętszą Panienką.
- Widzę - odparła. Czułem, że jest zachwycona. - Są jeszcze wspanialsi, niż
przypuszczałam. - Chwyciła mnie za ramię. - Nie płacz, Vittorio, chyba że są to łzy zachwytu.
- Czy to rozkaz, Urszulo? - spytałem. Oczy zaszły mi mgłą, toteż ledwie dostrzegałem
klęczące postacie Ramiela i Seteusa.
Gdym tak próbował rozjaśnić swój wzrok... Kiedym próbował uporządkować myśli i
pozbyć się bolesnej guli w gardle, zdarzył się cud, którego obawiałem się jak niczego na tym
świecie, którego wszakże pragnąłem, o którym marzyłem...
Z płótna wyłonili się oto jednocześnie moi jasnowłosi aniołowie, przystrojeni w
jedwabie, zwieńczeni aureolami. Odwrócili się, spojrzeli na mnie i zaczęli się ruszać, przez co
z płaskich figur zamienili się w pełnowymiarowe postacie.
Gdy stanęli na kamiennej posadzce pracowni Filippa, po uścisku Urszuli
zorientowałem się, że ona również widzi te same cudowne poruszenia. Zakryła usta dłonią.
Oblicza ich nie wyrażały gniewu czy smutku. Patrzyli na mnie tylko, a w tych
łagodnych spojrzeniach kryło się potępienie aż nadto dla mnie zrozumiałe.
- Ukarzcie mnie - szepnąłem. - Ukarzcie mnie. Pozbawcie mnie oczu, bym nigdy już
nie mógł oglądać waszego piękna.
Ramiel powoli pokręcił głową. W ten sam sposób odmówił mi stojący obok niego
Seteus. Obydwaj mieli - jak zwykle - bose stopy i wielowarstwowy strój z lekkich
materiałów. Nadal wpatrywali się we mnie uporczywie.
- A zatem, na jaką karę zasługuję? - spytałem. - I jak to się dzieje, że ciągle mogę was
widzieć? - Znowu zalewałem się łzami jak dziecko, i to pomimo milczącej przygany Urszuli,
która swoim spojrzeniem chciała mnie znowu uczynić mężczyzną.
Ja zaś płakałem dalej. - Jak mnie ukarzecie? I dlaczego mogę was widzieć?
- Zawsze będziesz nas widzieć - odrzekł cichym i łagodnym głosem Ramiel.
- Za każdym razem, gdy spojrzysz na któryś z obrazów Filippa - powiedział Seteus -
zobaczysz również nas. Albo inne anioły.
Nie było w tych słowach cienia osądu. Wyczułem jedynie tę samą cudowną pogodę
ducha i uprzejmość, którą zawsze mnie raczyli.
Na tym jednak się nie skończyło. Za ich plecami ujrzałem bowiem ciemne kształty
moich własnych aniołów stróżów - tego poważnego duetu, który tonął teraz w swych
ciemnoniebieskich szatach.
Jakże wymowne były ich spojrzenia: twarde, pogardliwe, lodowate i pełne dystansu...
Z moich otwartych ust dobył się krzyk, przerażający krzyk. Mimowolnie budziłem
otaczającą mnie noc, tę bezkresną noc, która sunęła nad tysiącami spadzistych czerwonych
dachów, ponad wsiami i górami, pod rozgwieżdżonym niebem.
Nagle cały budynek zaczął się chwiać, a jaśniejące w świetle płomyków płótna mistrza
zamigotały, jak gdyby poruszyło nimi najprawdziwsze trzęsienie ziemi.
Zobaczyłem przed sobą Mastemę, a cała pracownia cofnęła się nagle, zrobiła się
szersza i głębsza. Pomniejsze anioły odskoczyły od swego przywódcy niczym poniesione
bezgłośnym wiatrem.
Ocean światła rozpalił złote skrzydła Mastemy, który rozpostarł je na całą szerokość
pomieszczenia. Jego czerwony hełm błyszczał oślepiająco, jakby za chwilę miał się roztopić.
Cofnąłem się, gdy anioł wyciągnął z pochwy swą szablę. Pociągnąłem za sobą Urszulę
i przyparłem ją plecami i wyciągniętymi w tył ramionami do chłodnej, wilgotnej ściany. W
żadnym więzieniu na świecie nie mogłaby czuć się bezpieczniej.
- Oho! - rzekł Mastema, kiwając głową z uśmiechem. Ciągle trzymał w górze swą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Podobne
- Home
- Anne Hampson Wings of Night [HP 16, MBS 187, MB 545] (pdf)
- Anne Hampson The Fair Island [HP 115, MB 725] (pdf)
- Anne Hampson Stormy the Way [HP 34, MB 804] (pdf)
- Anne Hampson Flame of Fate [MB 1069] (pdf)
- Boge Anne Lise Grzech pierworodny 18 Siostry
- Anne McCaffrey Cykl Statki (4) Miasto, które walczyło
- Duquette_Anne_Marie_Ocalony_przez_milosc
- Anne McCaffrey Cykl Planeta piratĂłw (1) Sassinak
- Anne Hampson When Clouds Part (pdf)
- GR499. McAllister Anne Gwiazdkowy prezent
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- natalcia94.xlx.pl